10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby zdążyła na autobus. Wstrząsająca historia 19-latki z Podkarpacia

5 grudnia 2006 roku w Racławówce w województwie podkarpackim jeden z rolników, przechodząc przez pola, spostrzegł coś nietypowego. Z wysokich, zmarzniętych traw wystawała wyciągnięta ku górze ręka. Początkowo mężczyzna uznał, że to manekin. Po powrocie do domu opowiedział o odkryciu żonie. Ta namówiła go, by wrócili na miejsce. Gdy podeszli wystarczająco blisko, dostrzegli, że w bruździe leżało ciało młodej kobiety. Wezwali policję. Po przybyciu na miejsce mundurowi natychmiast zorientowali się, do kogo należą zwłoki. Część z nich znalezionej właśnie dziewczyny szukała od wczoraj. Była to 19-letnia Natalia, mieszkanka pobliskiej wsi. Ciało było nagie, na głowie widoczne były liczne obrażenia. Wtedy jeszcze nie zdawali sobie sprawy, jak tragiczny los spotkał nastolatkę.

4 grudnia 2006 roku Natalia ostatni raz wyszła z domu
4 grudnia 2006 roku Natalia ostatni raz wyszła z domu
Obraz wygenerowany przez AI - x.com/i/grok
Jak co sobotę, portal Niezalezna.pl wraca do kolejnej głośnej sprawy kryminalnej, która w przeszłości wstrząsnęła Polską.

Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę

4 grudnia 2006 roku. Mieszkająca we wsi Niechobrz w województwie podkarpackim 19-letnia Natalia wybiegła z domu. Dziewczyna spieszyła się na autobus, który miał ją zabrać do szkoły w oddalonym o około 3 kilometry Rzeszowie. Była maturzystką w w Zespole Szkół Technicznych. Choć miała wielu znajomych i była lubiana, skupiała się przede wszystkim na nauce. Tym razem jednak wyszła z domu za późno.

Autobusy z Niechobrza kursowały nieregularnie. Natalia po pewnym czasie oczekiwania była jednak przekonana, że tym razem nie zdąży na lekcje.

Niespodziewanie przy przystanku zatrzymał się samochód - volkswagen golf. Z okna pojazdu zawołała do dziewczyny znajoma osoba. Po krótkiej rozmowie siedzący w pojeździe chłopak oznajmił, że może ją podwieźć. Nastolatka się zgodziła.

Zaginięcie Natalii 

Tamten wieczór w domu Natalii był bardzo nerwowy. Atmosfera z każdą godziną gęstniała. Rodzice nie mogli skontaktować się z dziewczyną, która od wyjścia do szkoły nie pojawiła się w domu i nie dawała znaku życia. Telefonował do niej także jej chłopak. W pewnym momencie nawiązał nawet połączenie, ale rozmowa została nagle przerwana. Później telefon dziewczyny był już wyłączony.

Rodzice nastolatki byli pewni - musiało się stać coś złego. Mieli dobre relacje z córką i takie sytuacje wcześniej się nie zdarzały. W końcu postanowili zawiadomić policję, która jeszcze tego samego wieczoru rozpoczęła poszukiwania. Odpowiedź na pytanie, co stało się z Natalią, przyszła już następnego dnia.

Wtedy do policji wpłynęło zgłoszenie z pobliskiej wsi o znalezieniu zwłok. Należały do nastolatki. Dziewczyna była naga, a na jej głowie widać było poważne rany. Na ciele ujawniono także ślady nasienia.

Podejrzany i zdarzenie sprzed lat

Policjanci prawie natychmiast wytypowali podejrzanego. Był nim 26-letni Stanisław, sąsiad nastolatki. Mężczyzna niedawno wyszedł z więzienia, a w Niechobrzu powszechnie wiedziano, że za trafienie tam zarówno on, jak i jego rodzina, obwiniali właśnie Natalię. Wszystko przez zdarzenie, które miało miejsce dwa lata wcześniej.

Pewnego wieczoru 17-letnia wówczas Natalia wraz z 15-letnią koleżanką pojechały na dyskotekę. Tam spotkały Stanisława. Trójka bawiła się wspólnie.

Po jakimś czasie Natalia postanowiła wrócić do domu. Jej koleżanka powiedziała, że zostaje ze Stanisławem. Chciała kontynuować rozmowę, pospacerować. Tyle że mężczyzna miał inne plany i spróbował nastolatkę zgwałcić.

Natalia zeznawała w tej sprawie w sądzie. Na rozprawie dziewczyna opowiedziała jedynie o wspólnie spędzonym czasie, więc jej zeznania wprost nie obciążały Stanisława. Przyczyniły się jednak do jego skazania. Mężczyzna usłyszał wyrok 3 lat więzienia. Na wolność wyszedł po upłynięciu połowy tego okresu - w połowie 2006 roku. Od tego czasu Natalia się go bała.

Dobry uczynek i szalejący pies

Policjanci nie mieli dowodów, które wprost wiązałyby mężczyznę ze śmiercią 19-latki. Tak się jednak złożyło, że zatrzymali go za przekroczenie prędkości. Podczas rozmowy podpytali, co robił 4 grudnia. Zaskakujące było, że otwarcie przyznał, iż spotkał Natalię.

Mężczyzna opowiedział mundurowym, że tego dnia miał z kolegą zlecenie dotyczące montażu bramy. Nie za bardzo jednak palili się do pracy i postanowili przed nią zajechać na stację benzynową. W drodze zobaczyli, jak biegnącej z plecakiem nastolatce uciekł autobus. Zatrzymali się i zaproponowali podwiezienie. 

Policjanci powiedzieli mu, że zdają sobie sprawę, jakie relacje łączyły go z Natalią. Stanisław oznajmił jednak, że porzucił przeszłość i co było, minęło. Mówił, że chciał po prostu pomóc dziewczynie i gdy dogonili autobus, 19-latka podziękowała, wysiadła z auta, a on wraz z kolegą pojechali do pracy. Później miał już jej nie widzieć.

Mundurowych ciekawiła jeszcze jedna kwestia. W samochodzie Stanisława jedna z szyb była zbita. Pytany o to mężczyzna oznajmił, że za nią odpowiedzialny jest jego pies. Zwierzę miało szaleć po podwórku i w pewnym momencie wskoczyć na pojazd. Po tych wyjaśnieniach trudno być zdziwionym, że policjanci nie dawali mu wiary.

Kłamstwa Stanisława

Mundurowi wystąpili o nakaz przeszukania posesji Stanisława. W jednym z budynków, pod deskami, znaleziono telefon Natalii. Policjanci mogli też dokładnie przyjrzeć się samochodowi podejrzanego. Na desce rozdzielczej znaleźli liczne wgniecenia, które musiały powstać w wyniku uderzeń.

Skonfrontowali z tymi faktami Stanisława. Ten oznajmił, że w takim razie powie prawdę...

Opowiedział, że gdy niedługo po tym, jak dziewczyna wsiadła do samochodu, zaczęła go napastować. On miał kazać jej przestać, jednak ta nie słuchała. W końcu nagle zatrzymał samochód, a nastolatka uderzyła głową o deskę rozdzielczą auta. W złości kilka razy nią uderzył, a później w panice razem z kolegą wynieśli ciało dziewczyny z auta. Komórkę miał zabrać, gdy ta wypadła z jej kurtki. Pytany o sprawę braku ubrań oznajmił, że nic o tym nie wie. 

Oczywiście i ta wersja okazała się kłamstwem. Śledczy otrzymali wyniki badań DNA ze znalezionego na dziewczynie nasienia. Wynikało z nich, że należało ono do Stanisława.

Przez kilka miesięcy mężczyzna przebywał w areszcie, śledczy analizowali masę zabezpieczonych dowodów, jednak wciąż sprawa była daleko od rozwiązania. Okoliczności całego zajścia rozjaśnić mogły zeznania trzeciej osoby z samochodu, 18-letniego - w czasie zbrodni - Grzegorza. Ten jednak przez długi czas się ukrywał. Zatrzymany został dopiero po pół roku od zdarzenia.

Co zdarzyło się naprawdę?

Policję od początku zastanawiało, dlaczego dziewczyna wsiadła do samochodu Stanisława. Okazało się, że nie miała pojęcia, że mężczyzna w nim jest. To właśnie Grzegorz rozmawiał z nią na przystanku i to on zaproponował jej podwiezienie. Stanisław wtedy skulony czekał, aż nastolatka wsiądzie. Gdy to zrobiła, nie było już odwrotu.

Mężczyźni wielokrotnie zmieniali wersje zdarzeń, przerzucali się odpowiedzialnością. Obaj zwyrodnialcy próbowali umniejszać swojej winie. Z ustaleń śledczych wynikało jednak, że choć doszło do niebywale brutalnej zbrodni, to motyw był prosty - zemsta.

Gdy Natalia już wsiadła, Stanisław ruszył. Grzegorz siedział na tylnym siedzeniu, za dziewczyną. Nastolatka prosiła, aby mężczyźni ją wypuścili. Ci nie słuchali. Zatrzymali się dopiero, gdy wyjechali ze wsi. Wtedy Stanisław chwycił dziewczynę za włosy i kilkukrotnie uderzył jej głową o deskę rozdzielczą.

Drugi z mężczyzn dusił ją taśmą. Dziewczyna walczyła. W trakcie szamotaniny nogami wybiła szybę w samochodzie. Po pewnym czasie straciła jednak przytomność. Wtedy Stanisław chwycił ją za szyję i mocno zacisnął uchwyt. W ten sposób ofiara została uduszona. Mordercy przenieśli jej ciało na pole. Tam starszy z mężczyzn odbył z nią stosunek. Za pomoc w morderstwie Grzegorz otrzymał... paczkę papierosów.

Niektóre sytuacje opisane przez nich w zeznaniach naprawdę miały miejsce. Jak to, że po tym bestialskim czynie, jak gdyby nigdy nic, pojechali do pracy.

Sprawa wzbudziła ogromne emocje

Śmierć Natalii wstrząsnęła mieszkańcami Niechobrza, jak i kolegami dziewczyny ze szkoły. Na jej pogrzeb przyszło około trzech tysięcy osób. W Rzeszowie odbył się nawet marsz pod hasłem "Stop przemocy".

Wyroki dla obu sprawców morderstwa zapadły w 2009 roku. Cały proces mężczyzn odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Przed nie przychodzili koledzy zamordowanej oraz jej sąsiedzi. Opinia publiczna domagała się najwyższej kary.

Ostatecznie sąd skazał Stanisława na dożywocie. Grzegorz usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Choć sprawiedliwości stała się zadość, to tragedia pozostawiła trwały ślad w świadomości lokalnej społeczności.

Więcej kryminalnych historii poniżej:

 



Źródło: niezalezna.pl, nowiny24.pl, PAP, Helena Kowalik - Miłość, zbrodnia, kara

#zabójstwo nastolatki #natalia z niechborza #Rzeszów #morderstwo na podkarpaciu

Mateusz Święcicki