Donald Tusk jest dobrym produktem filozofii postprawdy, z której osobiście nie zdaje sobie oczywiście sprawy, ale w sposób udany imituje wymagane przez nią schematy - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Człowiek pełniący obowiązki premiera rządu RP jest nie tylko nastawiony jedynie na propagandowy i doraźny efekt wypowiadanych przez siebie słów, lecz także zupełnie nie przykłada wagi do formułowanych przez siebie zobowiązań i twierdzeń.
Tusk teraz jest największym orędownikiem powodzian, aby za kilka tygodni zupełnie o tym zapomnieć i podryfować w mówienie o tematach, które wtedy przyniosą mu większe poparcie. Niebezpieczeństwo takiej postawy sprowadza się do klasycznego „paradoksu kłamcy”. Nawet gdy kłamca mówi, że kłamie, nie możemy być pewni, że wypowiada prawdziwe zdanie.
Ludzie hołdujący filozofii postprawdy uważają, że klasyczne pojęcie „Prawda Jedyna” zostało już na tyle rozryte i zdemontowane, że nie należy się w ogóle liczyć z prawdą jako kryterium oceniającym zgodność twierdzenia z rzeczywistością. Premier, który kłamie, jest nie tylko obrazą moralności, lecz także realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa własnego państwa. Tusk nie jest jednak politycznym samobójcą. Wierzy w moc niemieckiego i postkomunistycznego aparatu propagandy, który rozpełzł się nad Wisłą jak śmiertelna choroba. Ten kompleks obecnie promuje wszystko, co jest korzystne dla strategicznych zamiarów Niemiec. A przecież nie od dziś wiadomo, że Niemcy dążą do zniszczenia polskiej suwerenności i wprowadzenia Polski w kurs mniej wartościowego landu, którego potencjał i mieszkańców można bezkarnie wykorzystywać i ograbiać. Tusk zdaje sobie sprawę z faktu, że doszedł do władzy w wyniku zaprojektowanego przez niemieckie służby zamachu stanu, przy milczącej zgodzie na to administracji USA.
W tej logice Tusk znakomicie spełnia swoje zadanie i ma perspektywę znaczącej nagrody za swoje antypolskie starania. Gdyby jednak Tusk był politykiem niemieckim i stosował podobne strategie w Berlinie, już dziś stałby przed tamtejszymi sądami z wizją wielu lat więzienia za okłamywanie niemieckiej opinii publicznej i działanie na szkodę tamtejszego państwa. Dopiero zastosowawszy taką – lustrzaną – technikę, możemy w pełni dojrzeć dewastujący wpływ Tuska na polska politykę. Jego sejmowe wystąpienia są pełne kompradorskiej buty, bowiem zdaje on sobie sprawę z siły protektorów i własnej bezkarności. To przekonanie dźwięczy przecież w jego niezbyt wyrafinowanej retoryce, widać je w parcianej logice, którą bez żadnego zawstydzenia stosuje. Tusk nie jest ani wielkim mówcą, ani tym bardziej myślicielem, jednak serwowane mu z Berlina bon moty zupełnie wystarczają, aby utrzymać jego – zapiekłych i ociemniałych – zwolenników w ich antyniepodległościowej mobilizacji i skutecznie gnieść siłowymi argumentami wszelką dyskusję. Tusk został tak wystrugany, aby ciemnocie nad Wisłą kojarzyć się z nowoczesnością i europejskością – cokolwiek w praktyce mogłoby to znaczyć. Znakomicie gra na kompleksach niedokształconej „ynteligencji” i poczuciu zapóźnienia, które niektórym mieszkańcom Polski wmówiły „Gazeta Wyborcza” i TVN oraz tacy „myśliciele” jak Michnik, Kuroń czy Geremek – aby wymienić tylko tych, którzy mieli cokolwiek do powiedzenia, a nie skupiać się na ich późniejszych imitatorach. Retoryczny arsenał Tuska jest dojmująco parciany, a ostatnio doszły do niego mało już zawoalowane pohukiwania, że w przypadku gdy tubylczy naród nie będzie spełniał jego oczekiwań, zdolny jest uciec się do rozwiązań terrorystycznych i siłowych, ze sprowadzeniem obcych wojsk na terytorium Rzeczypospolitej włącznie. Cała jednak srogość Tuska jest nader groteskowa – jak klasyczny podwórkowy żul potrafi być brutalny wobec słabszych i jednocześnie służalczy i uległy wobec silniejszych. W obliczu prawdziwych wyzwań, takich choćby jak powódź, nie tylko nie radzi sobie z aparatem państwowym, lecz także gotów jest schować się w mysią dziurę i całą odpowiedzialność zrzucić na kogoś innego. Format „herosa” mierzy się w czasach zagrożeń, a Tusk – po raz kolejny – pokazał, że w istocie jest tchórzem, który potrafi jedynie świecić światłem odbitym od Niemiec. Od początku tego roku nie zdobył się choćby na jedną odmowę wobec przyjazdu wysyłanych do Polski bezprawnie migrantów z Niemiec. Pokornie przyjmuje wszelkie niemieckie warunki i coraz bardziej obcesowy dyktat. Nie przeszkadza mu zamknięta granica niemiecka i nielegalne podrzucanie nam „doktorów” i „inżynierów”, nie piśnie choćby słowem, gdy Niemcy wygaszają najbardziej prorozwojowe dla Polski inwestycje. Najgorsze jest jednak to, że kłamstwami i manipulacjami maskuje prawdziwy obraz zagrożeń dla naszej niepodległości, prowadząc Polskę wprost do ogromnego kryzysu.
#Zgoda | Sławomir @Cenckiewicz rzucił wyzwanie Michałowi Rachoniowi @michalrachon . Zobacz, jak wygląda ich nietypowa rywalizacja w tempie podpisywania ich wspólnej książki.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 8, 2024
📚 Książkę możesz nabyć na https://t.co/W5ngCQJQ0G pic.twitter.com/RCorjHfFce