Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Początek wyczerpującego boju o Biały Dom. Trump uderza w Harris i Walza

Wakacje i sezon ogórkowy nie dotyczyły amerykańskiej polityki, bo jeśli ze starań o reelekcję wycofuje się urzędujący prezydent, to jest to wydarzenie o znaczeniu ogólnoświatowym i historycznym. Gdyby brać pod uwagę to, co jest dla ludzi najważniejsze, czyli gospodarkę, demokraci nie powinni mieć szans. Jednak w kampanii to nie o stan gospodarki chodzi, bo ten nie jest wcale zły, lecz ogólne odczucia ludzi wobec wysokich cen towarów i usług. A te w ostatnich latach naprawdę dały o sobie znać w przykry sposób i powodów do optymizmu nie ma.

Jak wynika z niedawnego sondażu CBS News/YouGov, aż 63 proc. wyborców uważa, że gospodarka pod wodzą administracji Joego Bidena i Kamali Harris jest w złej kondycji, podczas gdy tylko 35 proc. stwierdziło, że jest dobrze. Badanie to ma znaczenie, ponieważ 82 proc. respondentów stwierdziło również, że polityka wiceprezydent Harris jest całkowicie lub w większości taka sama jak w przypadku prezydenta Joego Bidena, co podkreśla, kogo wyborcy będą obarczać odpowiedzialnością za swoją sytuację ekonomiczną. Większość (45 proc.) wyborców uważa, że ich „finanse osobiste” będą w lepszej kondycji, jeśli Donald Trump pokona Kamalę Harris w listopadzie, podczas gdy tylko 25 proc. odpowiedziało, że nic się nie zmieni, jeśli wygra obecna wiceprezydent. Z sondażu wynika ponadto, że Amerykanie sceptycznie podchodzą do polityki gospodarczej duetu Bidena i Harris. Pod ich przywództwem ceny wzrosły średnio o 20–25 proc. Na przykład popularne w USA restauracje typu fast food podniosły ceny o co najmniej 75 proc. To robi wrażenie na narodzie.

Drożyzna i gospodarka priorytetami w kampanii

Prezes JPMorgan Chase Jamie Dimon powiedział wprost: recesja jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem dla gospodarki USA. Dodał, że szanse na „miękkie lądowanie” gospodarki wynoszą około 35–40 proc. Z kolei Jason Trennert, dyrektor generalny Strategas Research Partners, ostrzegał przed możliwą „drugą falą inflacji” w 2025 r., o ile nie zostanie ponownie wybrany Trump. Strategas jest dużą makroekonomiczną i doradczą firmą maklerską. – Policzyliśmy rzeczy, na które ludzie muszą wydawać pieniądze. Jest to jedzenie, energia, mieszkanie, odzież dla dzieci, media i ubezpieczenia – podkreślił Trennert. – Kiedy patrzymy na te wskaźniki w porównaniu z płacami, zauważamy, że standard życia przeciętnej osoby pogorszył się znacząco od czasu objęcia urzędu przez Joego Bidena – ocenił. Dodał, że polityka duetu Biden-Harris „nie faworyzuje ludzi pracujących”, twierdząc przy okazji, że ewentualna przyszła administracja Harris „wykończy” ludzi, którzy tworzą miejsca pracy w Ameryce. 

Mało tego. Jak podała telewizja CNBC, wciąż wielu Amerykanów uważa, że kraj znajduje się w recesji. „Gospodarka USA pozostała niezwykle silna nawet w obliczu ciągłej inflacji i wysokich stóp procentowych. A mimo to 59 proc. Amerykanów błędnie uważa, że USA są obecnie w recesji” – relacjonuje stacja. 

Harris zyskała w sondażach

Skoro odczucia Amerykanów co do stanu osobistych portfeli są tak złe, to skąd rosnące poparcie dla Kamali Harris? Ano z chwilowego entuzjazmu po zmianie kandydata Partii Demokratycznej na prezydenta i odzyskania nadziei na utrzymanie Białego Domu. Ale przede wszystkim z faworyzowania przez media lewicowej ideologii oraz brutalnego kreowania wizerunku Trumpa jako faszysty i zagrożenia demokracji. Notowania Harris rzeczywiście rosną, odkąd została kandydatką demokratów, i w ostatnich sondażach wypada podobnie jak były prezydent, a czasami nawet go wyprzedza. Entuzjazm środowisk liberalno-lewicowych jest ogromny, ale tym trudniej będzie się pogodzić ze spadkiem popularności w sondażach, naturalnym w procesie politycznym. 
Dziennikarka „New York Timesa” Mara Gay powiedziała w telewizji MSNBC, że kampania prezydencka wiceprezydent Harris stała się „ruchem prodemokratycznym, który, jak się wydaje, rozprzestrzenia się jak ogień”. Rzecz w tym, że jej ruchy nie mają nic wspólnego z demokracją, bowiem otrzymała nominację na tacy, nie startując w prawyborach. Usuwając z wyścigu prezydenckiego Bidena, elity partyjne i donatorzy pominęli 15 mln głosów z prawyborów. Republikanie umiejętnie to wykorzystują.

W pierwszym wywiadzie po rezygnacji z reelekcji dla telewizji CBS Joe Biden oświadczył, że jeśli Donald Trump wygra w listopadzie, to będzie to „prawdziwym zagrożeniem dla amerykańskiego bezpieczeństwa”. Zapytany zaś o to, jak chciałby być zapamiętany w historii, oznajmił: „Udowodniłem, że demokracja może działać. Wyciągnąłem nas z pandemii, przyczyniłem się do największego ożywienia gospodarczego w historii Ameryki. Jesteśmy też najpotężniejszą gospodarką na świecie. Mamy jeszcze dużo do zrobienia, ale pokazałem, że możemy zjednoczyć naród”. Nic z tych rzeczy nie jest prawdą, gospodarz Białego Domu kłamie w żywe oczy, bo mówienie o historycznym ożywieniu gospodarczym i zjednoczeniu narodu jest co najmniej kpiną.

Biden przedstawił też najdłuższe jak dotąd wyjaśnienie, dlaczego zdecydował się nie dążyć do reelekcji, powołując się na obawy przed negatywnym wpływem na środowisko demokratów. Nie zapominajmy, że w listopadzie odbędą się wybory do Kongresu, a także lokalne. – Mieliśmy sondaże, które pokazywały, że to jest wyścig łeb w łeb i byłby on do końca zacięty – tłumaczył Biden. I miał rację, gdyż mimo złych badań nie tracił szans na wygraną z Trumpem. Jak mówił, dał się przekonać, że malejąca popularność zaszkodzi innym politykom jego partii, i postanowił zrezygnować. To nie jest prawda, gdyż został cynicznie i zakulisowo odsunięty. Zadecydowały pieniądze i intrygi. Najważniejszy jest jednak dla niego inny czynnik. Chodzi o „utrzymanie demokracji” – pokonanie Trumpa jest najważniejsze. Jeśli republikanin wygra, będzie to zagrożenie dla Ameryki – powtarzają w kółko Biden i Harris. I właśnie tej bredni przyklaskuje mniej więcej połowa Amerykanów. 

Duet towarzyszy

Z początkiem sierpnia Kamala Harris zdecydowała, że kandydatem u jej boku na wiceprezydenta będzie kontrowersyjny gubernator Minnesoty Tim Walz. – Jeśli towarzysz Walz i towarzyszka wiceprezydent Harris wygrają w listopadzie, to okaże się, że ludzie ich popierający to różowowłosi marksiści, złodzieje, zboczeńcy, podpalacze flag, zwolennicy Hamasu, sprzedawcy narkotyków, handlarze bronią i handlarze ludźmi – grzmiał Trump na wiecu w Montanie. Tak, taki jest „progresywny” elektorat demokratów. Były prezydent przytomnie ocenia chwilowe wahania sondażowe. Uważa, że „okres miodowy” kandydatki demokratów dobiegnie końca i wszystko rozbije się o politykę. – Uważam, że jest niekompetentna, bo ją obserwowałem. Zniszczyła Kalifornię. Zniszczyła San Francisco. Wszystko, czego się dotknęła, obróciło się w złe rzeczy – wytykał konkurentce. – Ona chce otworzyć granice. Ona chce pozbawić policję funduszy. Ona chce odebrać wam broń – podsumował Trump. 

Nazywając Harris i Walza komunistami, Trump wie, co robi. – Nigdy nie było takiej karty wyborczej. To są kandydaci, którzy chcą, żeby ten kraj stał się komunistyczny natychmiast, jeśli nie szybciej – zaznaczał. Walz był krytykowany przez republikanów za pobłażliwość wobec zamieszek w czasie fali protestów Black Lives Matter w 2020 r. w Minneapolis, za jego bezrefleksyjne zaostrzenie przepisów w czasie COVID-19 i niezachwianą solidarność z „ruchem transpłciowym”. – To bardzo, bardzo liberalny człowiek. To szokujący wybór i jestem zachwycony, że go wybrali. Nikt nie wiedział, jak radykalnie lewicowa może być Harris, ale on jest jej mądrzejszą wersją – ocenia jego kandydaturę były prezydent. Walka Trumpa z neomarksistami rozpoczęła się na dobre. Warto jej się pilnie przyglądać.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Marek Bober