Sprawa Magdaleny Chodownik, warszawskiej dziennikarki, która została zatrzymana z oficerem GRU Pawłem Rubcowem, kładzie się cieniem na związanym z dzisiejszą władzą i tak już skompromitowanym środowisku dziennikarskim. Może być jednak przestrogą dla wszystkich. Mechanizmy, jakimi za pomocą Rubcowa vel Gonzáleza posługiwały się rosyjskie służby, są uniwersalne. A sama Chodownik wydaje się kryć więcej tajemnic.
Tożsamość dziennikarki zatrzymanej wraz z Rubcowem ujawnił w serwisie X (dawniej Twitter) dziennikarz Republiki Cezary Gmyz. Stało się to już po tym, jak chwilę wcześniej – nie podając nazwiska – jej relację z oficerem GRU i fakt ich wspólnego zatrzymania w lutym 2022 r. opisał serwis dziennikarzy śledczych Frontstory.pl.
Dla Chodownik, która przez ostatnie lata zajmowała się głównie opisywaniem Polski za czasów Zjednoczonej Prawicy jako „reżimu” (w taki sposób relacjonowała hybrydowy atak na polską granicę), a dojście do władzy koalicji 13 grudnia gloryfikowała niemal jak odzyskanie niepodległości, szczegóły tej sprawy są wyjątkowo kompromitujące.
Jak ujawnił serwis Frontstory.pl, wspólne mieszkanie pozostających w związku Pabla Gonzáleza Yagüego i Małgorzaty Chodownik było miejscem nieformalnych spotkań wielu osób ze świata mediów, aktywizmu i kto wie – może także polityki.
Oboje mieli być parą w latach 2020–2022, a Chodownik nie wiedziała, że „Pablo” zostawił w Hiszpanii „oficjalną” żonę i dzieci. W tym czasie współpracował z polskimi i zagranicznymi mediami, pojawił się jako panelista na Forum Ekonomicznym w Krynicy, krążył po pograniczu i pił z polskimi dziennikarzami w sławie „gościa nie do przepicia”.
Ale tajemnicą pozostaje też rzeczywista rola kobiety. Czy była „tylko” zdobyczą „baskijskiego dziennikarza”, który dzięki niej mógł się poruszać po warszawskich salonach, by koniec końców objawić się jako oficer GRU w ramionach Władimira Putina? Jakie jeszcze kontakty nawiązał dzięki tej znajomości? Na kogo GRU rozciągnęła swoją sieć wywiadowczą? A może warszawska dziennikarka była kimś więcej? Wszak zarzut pomocnictwa w szpiegostwie brzmi poważnie.
Cóż, fakt, że Chodownik została zwolniona z aresztu i przez ponad dwa lata nieniepokojona pracowała w zawodzie, pozwala sądzić, że polskie służby albo nie uznały jej za szczególne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, albo ciągnął się za nią poważny ogon.
Pojawiają się jednak wątpliwości. Dlaczego, mimo że jak opisuje Frontstory.pl, „miała mieć wątpliwości, czy Pablo nie jest szpiegiem”, tego nie zgłosiła, a już po jego wpadce angażowała się wraz z innymi dziennikarzami i aktywistami w zniesławiającą polskie służby akcję potępiającą aresztowanie putinowca i… donosiła mu książki do aresztu?
Od tamtego czasu Chodownik zapewne pozostawała pod obserwacją służb, które tropiły „sieć”. Teraz, gdy jej tożsamość wyszła na jaw, przepadła jak kamień w wodę. Usunęła konta w mediach społecznościowych, odmawia komentarza redakcjom. Ale ważne jest także to, że od momentu zatrzymania aż do ubiegłego poniedziałku Chodownik nie zaprzestała swojej reportersko-dziennikarskiej działalności.
Już wcześniej, jako doskonale znana w środowisku lewicowo-liberalnej Warszawy, mogła liczyć na publikacje w wiodących mediach, jak Onet czy „Tygodnik Powszechny”, który zamieścił jej, napisany wspólnie z Pablem Gonzálezem, reportaż wojenny dotyczący uchodźców z Syrii w Górnym Karabachu.
Chodownik dysponowała np. przepustką do Sejmu, gdzie realizowała swoje materiały dla stacji Euronews, która najwyraźniej nie wiedziała – dobre pytanie, czy na pewno – o całej sprawie. Jako dziennikarka Euronews była obecna np. w trakcie nielegalnego przejęcia TVP przez ludzi Bartłomieja Sienkiewicza. W jakim charakterze?
To ostatnie jest wyjątkowo intrygujące. We wtorek bowiem pojawiła się sugestia, że Chodownik miała być zaangażowana w działalność grupy „Wejście”. Przypomnijmy, to nieformalna grupa opracowująca mechanizmy nielegalnego przejęcia mediów publicznych oraz Polskiej Agencji Prasowej w grudniu 2023 r. (gdy Rubcow siedział już w areszcie).
Istnienie tej grupy ujawniono w trakcie najazdu na PAP, kiedy na fotografii zrobionej jednemu z ludzi ministra Sienkiewicza widać telefon komórkowy, a w nim komunikator, za pomocą którego członkowie „Wejścia” omawiali poszczególne elementy operacji wtargnięcia do siedzib mediów i PAP. Pełny skład grupy do dziś jest nieznany, jednak wiadomo, że w jej skład wchodzili m.in. adwokatka Sylwia Gregorczyk-Abram czy Marek Błoński, uzurpatorski prezes PAP. „Pachnie stanem wojennym, ale lepszy krzyk 50 niż dowód na bezsilność władzy” – pisała jedna z osób w kontekście metod, którymi się wówczas posługiwano.
O tym, że dziewczyna agenta GRU Pawła Rubcowa miałaby być w jakiś sposób zaangażowana w tę operację, napisał na portalu X Tomasz Marzec, były dziennikarz TVN24 i jeden z pierwszych pracowników mediów, którzy zaangażowali się w działalność TVP po jej wrogim przejęciu (to on współtworzył erzac „Wiadomości”, czyli serwis „19:30”). Z neo-TVP odszedł jednak prędko, bo już w lutym br., co każe domniemywać, że może dysponować wiarygodnymi informacjami. Wpis, w którym wskazuje na zaangażowanie Chodownik w przejęcie TVP, został usunięty, a Marzec do momentu oddania niniejszego tekstu do druku sprawy nie skomentował.
I dlatego kładzie się ona cieniem na medialno-aktywistycznym środowisku orbitującym wokół obecnej władzy, a ówczesnej opozycji. Musi być jednak przestrogą dla wszystkich. Warto pamiętać, że Rubcow vel González został zatrzymany w lutym 2022 r., w pierwszych dniach pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Oznacza to, że wcześniej działał w pełnej konspiracji.
Przedstawiając się jako „baskijski dziennikarz”, angażował się w tematy, które wydawały się istotne z punktu widzenia środowiska „totalnej opozycji”. Przedstawiając je zgodnie z tą optyką, mógł liczyć na uznanie saloniku dziennikarsko-aktywistycznego. Być może także to pchnęło w jego ramiona dziennikarkę, a do ich mieszkania i w krąg przyjaciół – wielu ludzi mediów i polityki.
Działał nieniepokojony do momentu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę i gdyby nie ona, być może by się nie zdekonspirował i dziś ku uciesze swoich „polskich przyjaciół” pisałby do Hiszpanii o „stu miliardach” i Funduszu Sprawiedliwości. Pogubił się jednak właśnie wtedy. Ale czy to koniec tej historii?
Niekoniecznie, bo choć polski wątek Rubcowa skończył się prawdopodobnie na lotnisku w Moskwie, to sprawa Chodownik jest wielowątkowa. Jej relacja ze szpiegiem jest zapewne przedmiotem śledztwa, które teraz musi nabrać nowych barw. Ale nie mniej ważne pozostają jej równoległe i późniejsze aktywności i sieć kontaktów. Sieć, do której – niezależnie od roli kobiety – przez dłuższy czas miało dostęp także GRU. Poza wszystkim nie wiemy także jednego: ilu wciąż w mediach i polityce jest „baskijskich” amantek i amantów o rodowodzie w GRU? I ile jest zaangażowanych dziennikarek i dziennikarzy?