Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Wyborcza.pl: Bogurodzica? Takie pitu-pitu i pierdu-pierdu

Publicysta "Gazety Wyborczej" i poeta Jacek Podsiadło postanowił raz na zawsze rozprawić się z "Bogurodzicą" i "Lamentem świętokrzyskim". Widać, że bardzo chciał zostać nowym Gombrowiczem, do którego nawet nawiązał w swoim wywodzie. Jego zapał bardziej jednak wskazuje na bojowego komsomolca walczącego w niezachwiany sposób z przeżytkiem, jakim jest religia.

Kościół katolicki
Kościół katolicki
Pixabay - Pixabay

Jacek Podsiadło swoją rozprawę na temat średniowiecznego utworu zaczął od zaszufladkowania trzech autorów, którzy tradycyjnie nazywają "Bogurodzicę" dziełem. Dariusza Chemperka, Adama Kalbarczyka i Dariusza Trześniowskiego określa przez resztę swojego wywodu "Chakatą", od pierwszych liter nazwisk autorów. Tym samym (osobliwe poczucie humoru) Podsiadło nawiązuje do Związku Popierania Niemczyzny w Marchiach Wschodnich, zwanym Hakatą, zajmującego m.in. walką z polskimi właścicielami ziemskimi. 

W pożyczonym od córki podręczniku Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych (dalej: Chakata) zaczynają podrozdział poświęcony „Kunsztowi artystycznemu

- pisze Podsiadło. To ostatnie określenie wyraźnie irytuje publicystę. 

"Dajcie mi miejsce..."

Stworzenie arcydzieła w języku, który dopiero się kształtuje, nie jest możliwe. Dziwi też, że arcydziełem ma być utwór określany jako „trop", czyli konwencjonalny, retoryczny wstęp poprzedzający w liturgii kościelnej czytanie z Biblii lub inny tekst

- uznaje, by wreszcie zadeklarować:

Dajcie mi miejsce, gdzie mógłbym oprzeć łokieć, a nim kur zaśmieje się trzy razy, napiszę 20 takich

–  pisze Jacek Podsiadło.

Dalej publicysta "demaskuje" prawdy wiary katolickiej odnoszące się do Matki Boskiej.

Ponieważ już dwa pierwsze słowa zawierają oczywistą bzdurę (nie można być jednocześnie matką i dziewicą, sensy tych słów nie tyle się odpychają, co wręcz napierdzielają się po łbach), należy nazwać bzdurę antytezą i świadectwem kunsztu „uczonego autora"

– opisuje z zacięciem.

Związek Wojujących Bezbożników 

W końcu poeta bierze się za swoją wersję utworu: "Zimna Zośka, gruba Kaśka, niezbędna butelczyna, / takiego syna bernardyna kolęda, sztywna konkubina" – wszystkie rymy kończą się na -a, ćwierć arcydzieła gotowe, o dalszy ciąg pytajcie w dobrych sklepach z dewocjonaliami".

Jego zdaniem w ten sposób udowodnił, że "Bogurodzica", zagrzewająca do boju rycerzy pod Grunwaldem, utrzymana jest w poetyce "pitu-pitu i pierdu-pierdu". 

Publicysta "Gazety Wyborczej", recenzując "Lament świętokrzyski", parafrazuje jeszcze Witolda Gombrowicza z "Ferdydurke" i prawdopodobnie chciałby uzyskać podobny status swojego wywodu. Jednak zapał, z jakim stara się krytykować chrześcijańskie dzieła, np. we fragmencie: "„Intelektualizm” Bogurodzicy rośnie wprost proporcjonalnie do ilości błogosławionych dziewic na dzień dobry", bardziej przywodzi na myśl aktywistów, działającego w Związku Radzieckim w latach 20. i 30. XX w. - Związku Wojujących Bezbożników. Organizowali oni m.in. tzw. "karnawały antyreligijne", czyli imprezy, których celem było zohydzenie ludziom religii. 

Pytanie: czy za 100 lat Polacy będą pamiętać o "Bogurodzicy", czy o "kunsztownej" poezji Jacka Podsiadły 

[....] nie wiem ile papierosów dziennie
wypalam i nie wiem co dalej robić z tak mile rozpoczętym
wieczorem i nie wiem czy nie byłoby dobrze zamknąć się
w szafie i wyobrażać sobie że jest się zamkniętym w raju
że jest się szczęśliwszym od śliwek i że ma się wszechświat
w dupie na samym dnie dupy w dupie pancernej za siedmioma dupami

jest chyba retoryczne.

 



Źródło: niezalezna.pl, wyborcza.pl

#Bogurodzica #walka z chrześcijaństwem

dz