Jean-Luc Mélenchon po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych we Francji obwieścił wszystkim, że jego ugrupowanie jest już gotowe przejąć rządy. Teraz francuskie bogate elity mogą się zacząć obawiać.
Mélenchon jest znanym politykiem we Francji. Startował już bowiem trzykrotnie w wyborach prezydenckich. W 2017 r. stwierdził, że wprowadziłby podatek 100-procentowy od dochodów powyżej 400 tys euro. W praktyce ograniczyłoby dochody do tej kwoty. Obecnie najwyższa stawka podatku dochodowego nad Sekwaną wynosi 45-proc.
Mélenchon nie był pierwszym, który chciał już podnieść na podatek dla najlepiej prosperujących Francuzów. Prezydent Francois Hollande zaproponował w 2012 r. najwyższą stawkę podatkową w wysokości 75 proc., jednak sądy francuskie odrzuciły tę propozycję.
Niepokój wśród najbogatszych jednak pozostał. W 2015 r. około 10 tys. milionerów opuściło Francję, a rok później, według World Wealth, w poszukiwaniu niższych podatków wyruszyło kolejnych 12 tys. równie bogatych przedsiębiorców. Wśród nich znalazła się wówczas gwiazda światowego kina Gerard Depardieu, który przeprowadził się do Rosji.
Melenchon nie dbał o to. - Jeśli ktoś chce wyjechać za granicę, cóż, żegnajcie! - stwierdził.
W minionej właśnie kampanii skrajnie lewicowy lider postulował m.in., by podnieść minimalną pensję do 1600 euro; obniżyć wiek emerytalny do 60 lat; znacznie zwiększyć wydatki rządowe na środowisko i opiekę zdrowotną; bardziej opodatkować zamożnych, zakazać zwiększania cen podstawowych dóbr, takich jak żywność czy energia; wreszcie usprawnienie procedur uzyskiwania azylu.
Dotychczasowe starty w wyborach prezydenckich Melenchon zawsze kończył na pierwszej turze. Tym razem on i jego ugrupowanie zwyciężyło. Czy zatem znowu nastąpi exodus milionerów z Francji?