Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

"W prokuraturze trwa chocholi taniec z elementami dance macabre". Rozmowa "Gazety Polskiej" z prok. A Golcem

Chocholi taniec z elementami dance macabre – tak obecny stan prokuratury pod rządami Adama Bodnara i Dariusza Korneluka ocenia w rozmowie z „Gazetą Polską” prokurator Andrzej Golec, przewodniczący Niezależnego Stowarzyszenia Prokuratorów „Ad Vocem”. Nie ma też wątpliwości, że w kwestii szefa Prokuratury Krajowej doszło do sytuacji sprzecznej z prawem, wręcz bezczelnością prawną. – I co? I nic. Psy szczekają, karawana idzie dalej – mówi.

Prokurator
Prokurator
Aleksiej Witwicki - Gazeta Polska

Cztery miesiące minęły od bezprawnej ingerencji ministra sprawiedliwości Adama Bodnara w funkcjonowanie Prokuratury Krajowej. W opinii konstytucjonalistów jej szefem pozostaje Dariusz Barski, ale polecenia wydaje polityczny nominat Dariusz Korneluk. Jak Pan ocenia obecny stan prokuratury?

Jako chocholi taniec z elementami dance macabre. Obecna prokuratura nie funkcjonuje w oparciu o obowiązujące w Polsce prawo stanowione przez parlament, lecz w wyniku fortelu mającego na celu uzyskanie tytułu prokuratora PK dla Jacka Bilewicza. Za tym poszły trzy opinie wycenione na 3 tys. zł za jedną, co wynika z uzyskanej przez Stowarzyszenie „Ad Vocem” informacji publicznej. Pan prokurator Dariusz Korneluk z tego, co mi wiadomo, nie ma nawet tytułu prokuratora Prokuratury Krajowej, koniecznego do uzyskania funkcji prokuratora krajowego. I co najważniejsze, totalnie pominięty w tym wszystkim został prezydent RP. Mamy zatem prymat systemu „opinion law”, czyli stanowienia prawa nie przez ustawodawcę, ale przez tego, co to prawo stosuje. Zgodnie z tezą wypowiedzianą przez premiera Donalda Tuska o stosowaniu prawa, tak jak MY je rozumiemy. Tymczasem artykuł 2 Konstytucji stanowi, iż „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Czy tak ma działać prokuratura, której ustawowym obowiązkiem jest stanie na straży praworządności? Jaki to ma być przykład dla reszty prokuratorów i asesorów?  
 
W myśl zasady: argument siły zamiast siły argumentów?

Ze strony obecnie rządzących prokuraturą żadne deklarowane propozycje zmian nie są konsultowane ze środowiskiem prokuratorskim. Nie stanowią przedmiotu dyskursu opartego na rzeczowej argumentacji. Mamy jedynie okładanie się siłowymi argumentami według przekonania: kto ma władzę, ten ma rację. No i wpisy na X stowarzyszenia LSO raz pani prokurator Ewy Wrzosek. I dochodzi do absurdów, o których już mówiłem, jak sytuacja ze stycznia bieżącego roku, gdy najpierw podstępem uzyskano dla Jacka Bilewicza nominację na prokuratora Prokuratury Krajowej, później uczyniono go pełniącym obowiązki szefa PK, choć prawo takiej funkcji nie przewiduje. To w konsekwencji uruchomiło lawinę decyzji kadrowych i wydarzeń, takich jak podważanie statusu prokuratorów i asesorów. Ten grzech pierworodny związany z Jackiem Bilewiczem dotyka wszystkich kolejnych i fatalnych w skutkach dla prokuratury ruchów, czyniąc je w istocie pozbawionymi podstawy prawnej.
 
Prokurator generalny i premier jednak upierają się przy stanowisku, że prokuratorem krajowym jest Korneluk, a opinie kwestionujące ich punkt widzenia po prostu ignorują.

To już mówiono wielokrotnie, więc tylko przypomnę. Zgodnie z artykułem 14 ustawy Prawo o prokuraturze, do powołania Prokuratora Krajowego konieczna jest opinia prezydenta wyrażona na piśmie, a do odwołania – pisemna zgoda głowy państwa. Nie spełniono więc ustawowych reguł, zarówno w procesie odwołania Dariusza Barskiego, jak i powołania Dariusza Korneluka. To obecnie jest poddawane manipulacji, niedopowiedzeniom albo narracji, którą narzuca się w sposób medialny, a która zastępuje reguły wykładni prawa, z których podstawową jest wykładnia językowa. „Clara non sunt interpretanda”, czyli są kwestie oczywiste nie podlegające żadnej interpretacji. Tak właśnie jest w tym przypadku. I kolejna zasada „dura lex, sedlex”, twarde prawo, ale prawo. Niestety, zasady te tracą na znaczeniu, choć były stosowana od czasów rzymskich. Podobnie jak „lex super omnia”…
 
To jak nazwać taki stan?

Mamy do czynienia z totalną marginalizacją prawa stanowionego na rzecz interpretacji przepisów w sposób taki, jaki pasuje do konkretnej sytuacji. To wysoce niepokojące, bowiem teraz nikt nie może być pewnym litery i ducha prawa. Nawet prawnicy, którzy wiedzą, że w gąszczu przepisów trzeba nieraz dokonać jakichś interpretacji dla umiejętnego uzasadnienia stanowiska. Drogą do rozstrzygania kwestii spornych jest droga sądowa. Albo negocjacje i ugoda. Tymczasem prywatne opinie zastąpiły Konstytucję i ustawy, tworząc stan faktów dokonanych.

W kwestii Prokuratora Krajowego mieliśmy do czynienia wręcz z bezczelnością prawną. Doprowadzono do sytuacji, która jest ewidentnie sprzeczna z prawem, w sposób niebudzący wątpliwości naruszone zostały wszelkiego rodzaju procedury. I co? I nic. Psy szczekają, karawana idzie dalej.
 
Za to na znaczeniu coraz bardziej zyskują adwokaci. Stowarzyszenie „Ad Vocem” niedawno zwróciło uwagę, że ważną rolę zaczęli oni odgrywać również w prokuraturze.

Tak naprawdę przejmują władzę, a także mają wpływ na kluczowe decyzje. Nie tylko Prokurator Generalny jest adwokatem. W konkursie, w którym „wygrał” Dariusz Korneluk, większość członków komisji stanowili adwokaci, mimo że Naczelna Rada Adwokacka wyraziła jasny pogląd, iż nie wyśle swojego przedstawiciela w celu wzięcia udziału w pracach komisji. Czy jakikolwiek prokurator ma wpływ na wybór szefa Naczelnej Rady Adwokackiej? Szczególnie znamienna jest też sprawa konkursu na dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Najpierw MS podał, że wygrał sędzia, a później w zdumiewających okolicznościach ogłoszono, że jednak KSSiP będzie kierował adwokat.

Powoli, ale systematycznie, zaczynamy mieć adwokatokrację, a więc adwokatów stojących na czele instytucji ważnych dla prokuratury i szkolenia sądowo-prokuratorskiego.
 
Ale opisane przez Pana sytuacje są istotne nie tylko dla polityków czy prawników. One odbijają się również na zwykłych ludziach szukających pomocy w prokuraturze lub sądzie. Może wręcz przede wszystkim na nich.

Oczywiście że tak. We wszystkich aspektach życia. Właśnie dowiedziałem się o piśmie podpisanym przez jednego z zastępców prokuratora regionalnego, które zostało wysłane do podległych jednostek z pewnymi zaleceniami. Po ich przeczytaniu przeżyłem szok. Zgodnie z nimi, jeśli pełnomocnik strony będzie podważał status sędziego mającego nominację po 2018 roku, to prokurator ma wstać i poprzeć takie stanowisko. To chore! Czyli prokurator, który wcześniej stawiał zarzuty, bo zebrane dowody uprawdopodobniały winę sprawcy i dlatego w konsekwencji skierował akt oskarżenia do sądu, teraz zostaje zobowiązany – na bazie motywów politycznych – do storpedowania własnej pracy. Bez względu na zgromadzony materiał dowodowy, taka sprawa po prostu „się wali”.

A co z pokrzywdzonymi w wyniku kradzieży, oszustwa, znęcania się, czy krewnymi ofiary zabójstwa? Co z ofiarami gwałtów? Mają ponownie przechodzić traumę? Przecież postępowania karne to nie tylko kwestia winy oskarżonego, ale również odszkodowania dla poszkodowanych, nawiązki, wyrównania szkody. Ci ludzie nierzadko latami czekają na sprawiedliwość. Teraz będą czekać jeszcze dłużej. I czy doczekają jej w ogóle?

Stowarzyszenie „Lex Super Omnia” i prokurator Dariusza Korneluk bardzo lubią podkreślać, że prokuratura powinna być bliżej ludzi. Że trzeba im ją przywrócić. To można już chyba między bajki włożyć.
 
Równocześnie niemal hurtowo zapadają decyzje, które paraliżują postępowania dotyczące polityków rządzącej koalicji lub ich sympatyków. Trudno tu mówić o przypadku. Chyba bardziej o działaniu w interesie określonej opcji politycznej, choć usta pełne są frazesów o niezależnej prokuraturze.

Zgadzam się całkowicie. Tylko pytanie, kto pozwoli na to, żeby funkcjonowała naprawdę niezależna prokuratura? Taka, której autentycznie chcą wszyscy prokuratorzy. Aby mogli prowadzić postępowanie zgodnie ze sztuką i własnym sumieniem, i żeby nikt się nie wtrącał, gdy dotyczy ono kogoś wysoko postawionego. Przez minione 8 lat wiele o tym mówiono, zwłaszcza osoby będące w opozycji do ówczesnego kierownictwa prokuratury, a dziś decydujące o jej kształcie. Czytałem ich krytyczne opinie. Teraz całkowicie odeszli od tego, co sami głosili. Jest to tyle warte, co obszar zajętych bajtów na serwerze ich strony internetowej.
 
Prokuratura traci zaufanie Polaków, a na poprawę wizerunku na pewno nie wpływają sceny, jak z niedawnego posiedzenia Krajowej Rady Prokuratorów, gdy obok Bodnara i Korneluka siedziała prokurator Ewa Wrzosek, która niewiele wcześniej stała się bohaterką skandalu, a na potrzeby postępowania nawet zabezpieczono jej służbowy komputer.

To jest historia z gatunku: „Nie mamy pana płaszcza, i co nam pan zrobi”. Sprawa bardzo godząca w wizerunek niezależnej prokuratury, stanowiąca wręcz obrazę dla prokuratorów, ale Prokurator Generalny w „Kropce nad i” powiedział, że chodzi o osobę bardzo zasłużoną. Więc ja pytam: w czym?
 
Ogromnym echem obiło się ujawnienie przez prokuratora Michała Ostrowskiego, który nie ukrywa krytycznego stosunku do tego, co się dzieje obecnie w prokuraturze, że otrzymał swoistą propozycję układu: spokój za milczenie.

To była tzw. propozycja nie do odrzucenia. Z docierających do nas informacji wynika, że neokierownictwo prokuratury nie spodziewało się determinacji Michała Ostrowskiego, który nie bez kozery jest przez kolegów nazywany „Ostrym”. Podobnie jak aktywności „Ad Vocem” i punktowania podejmowania decyzji bez podstawy prawnej. Stąd zapewne chwytanie się takich pomysłów. Nie możemy zapominać też o osobie Roberta Hernanda, który ze spokojem, konsekwentnie punktuje neoprokuraturę z jej mankamentami.
 
Polski sędzia Tomasz Szmydt uciekł na Białoruś i prawdopodobnie od lat był agentem białoruskich oraz rosyjskich służb. Pan – jako doświadczony prokurator IPN – doskonale poznał metody komunistycznej bezpieki i jej agentury, która działała pod dyktando Kremla. Szmydt to incydent czy członek szajki szpiegowskiej?

Kiedyś przesłuchiwałem człowieka, który w PRL był twórcą polskich „nielegałów”, czyli osób żyjących w jakimś kraju na Zachodzie pod fałszywą tożsamością i czekających na rozkaz do działania. Przypomniałem sobie o tym, gdy teraz usłyszałem o sprawie tego sędziego. Agent, a może nielegał…

Weryfikując prawdziwość oświadczeń lustracyjnych osób publicznych, natrafialiśmy, jako Biuro Lustracyjne, na materiały wskazujące na ukończenie przez te osoby w Moskwie czy Leningradzie różnego rodzaju uczelni czy szkół wojskowych. Trudno uwierzyć, że z żadną z tych osób KGB lub GRU nie nawiązało wtedy kontaktu, a może i zwerbowało do współpracy.
 
Czy kiedyś odkryjemy prawdę o agenturze w środowisku sędziowskim?

Moim zdaniem nigdy tego się już nie dowiemy. Mogą wyjść na jaw jakieś indywidualne kwestie, ale nie poznamy nazwisk wszystkich agentów wśród sędziów. Choć musimy zdawać sobie sprawę, że tacy ludzie istnieją. Także dziś są na usługach obcych wywiadów.
 
Ale gdybyśmy jakimś cudem poznali rosyjskie archiwa, to wiele karier prawniczych by się załamało.

Nie wiem, czy by się załamało, ale niewątpliwie doprowadziłoby do postawienia wielu pytań. Praktyka postepowań lustracyjnych czy inne śledztwa wskazują, że nawet gdy materiał dowodowy o współpracy danej osoby z takim czy innym organem bezpieczeństwa państwa komunistycznego był niepodważalny, to i tak złapany za rękę krzyczał, że to nie jego ręka. Tak jest też w przypadku osób pełniących najwyższe funkcje w państwie, które do dziś są traktowane jak bohaterowie. Wszystko można przykryć odpowiednią narracją medialną i działaniami z obszaru PR. Dziś te działania wiodą prym i wyręczają część obywateli z samodzielnego, krytycznego myślenia, co w sumie jest bardzo smutną i nieciekawą konstatacją. Osobiście proszę wszystkich prokuratorów i asesorów. Obudźcie się i nie bierzcie udziału w tym chocholim tańcu. Wyrzućcie sznur, zadmijcie w róg!

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Broński