PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Jak oblężona twierdza. Początek wojny bolszewicko-polskiej

Komuniści w ślad za Marksem uznawali język za element nadbudowy. Wedle nich nie opisywał on idei istotnych dla ludzkich wspólnot – gdyż jako materialiści w idee nie wierzyli. W konsekwencji traktowali język jako wygodne narzędzie służące do manipulacji masami. Dlatego właśnie ludzie cywilizacji łacińsko-chrześcijańskiej nie mogli porozumieć się z bolszewikami, którzy konsekwentnie negowali istnienie wartości takich jak prawda, dobro, honor, lojalność, wierność danemu słowu. Inne zaś pojęcia – prawa człowieka, wolność czy pokój – wywrócili na nice. Chcieli stworzyć czerwone imperium. Choć mówili o pokoju, szykowali wojnę.

Włodzimierz Lenin
Włodzimierz Lenin
Wikipedia - Wikipedia

Karol Marks był pewien, że rewolucja proletariacka musi wybuchnąć w najszybciej rozwijającym się państwie, w którym występują największe sprzeczności pomiędzy klasami posiadającymi (kapitalistycznymi wyzyskiwaczami) a klasą robotniczą (żyjącą z pracy własnych rąk klasą wyzyskiwaną). Państwem spełniającym te warunki były Niemcy, stamtąd miała rozprzestrzenić się rewolucja przekształcająca cały świat w komunistyczną dyktaturę proletariatu. Plany takie, w czasie Wielkiej Wojny, snuła przebywająca w Szwajcarii grupa zawodowych rewolucjonistów z Włodzimierzem Uljanowem (pseudonim Lenin) na czele. Za hojną dotację w markach niemieckich w złocie zgodzili się jednak udać do Rosji, by dokonać zamachu stanu i obalić socjaldemokratyczny rząd. Wszystko po to, by Rosja wycofała się z wojny, co z kolei pozwoliłoby Niemcom przerzucić milion żołnierzy na front zachodni. Plan powiódł się doskonale, Lenin objął rządy, wycofał Rosję z wojny. Oczywiście nie dla pokoju, lecz by zrealizować ideę Marksa i Engelsa: celem była rewolucja w Niemczech. Droga do Berlina wiodła przez Kijów, Rygę, Tallin, Mińsk, Wilno i Warszawę.

Pokój i samostanowienie

Dzień po objęciu władzy, 8 listopada 1917 roku, Lenin napisał – a Zjazd Delegatów Robotniczych i Żołnierskich uchwalił – dekret o pokoju. Wraz z dekretem o ziemi i hasłem „Grabcie zagrabione!”, był to po prostu element przebiegłej propagandy bolszewickiej. Deklarując wolę zawarcia pokoju „bez aneksji i kontrybucji”, Lenin ustawiał swój krwiożerczy reżim w roli miłujących pokój pacyfistów, a każdego z przeciwników bolszewickiej Rosji – w roli burżuazyjnego agresora. Doskonale dialektykę bolszewicką obrazuje wydana 15 listopada 1917 roku Deklaracja Praw Narodów Rosji, w której przyznawano wszystkim narodom prawo do samostanowienia, do odłączenia się od „matiuszki Rassiji”, do własnej państwowości. Ale opracowana przez Stalin interpretacja owej deklaracji zastrzegała, że „niezbędne jest ograniczenie zasady samostanowienia do takiego prawa dla ludu pracującego i odmowie jego stosowania w stosunku do burżujów. Zasada samostanowienia ma być formą walki o socjalizm”. Czyli – wszystkie narody mogą wybrać sobie dowolną przyszłość, byle miała ona kolor czerwony, i dowolną formę państwową, byle w ramach Rosji bolszewickiej. 

Przygotowania  

Przez kolejne miesiące władze w Moskwie zajmowały się formatowaniem rosyjskiego społeczeństwa. Rewolucyjny terror uosobiony przez CzeKa, czyli Wszechrosyjską Nadzwyczajną Komisję, likwidował całe grupy społeczne uznawane za wrogów rewolucji. Jeden z hersztów CzeKa pisał: „Nie szukajcie dowodów na to, co oskarżony zrobił przeciwko państwu słowem lub czynem. Zamiast tego zbadajcie, jaka jest jego historia, wykształcenie i zawód. To są czynniki, które mają określić los oskarżonego”. Artykuł 58 bolszewickiego kodeksu karnego wyliczał 14 rodzajów „zbrodni przeciwko państwu” i pozwalał funkcjonariuszom na swobodne interpretacje czynów. Liczba ofiar terroru szła w miliony, miliony dla ratowania życia wyrzekały się zasad, stając się mięsem armatnim w rosnącej w siłę Robotniczo-Włościańskiej Armii szykującej się do marszu na zachód. Jednak na zachodnich ziemiach dawnego imperium rosyjskiego, w ostatnich miesiącach 1918 roku, powstały niepodległe państwa tworzone przez narody, które z ulgą wyrywały się z rosyjskiego „więzienia narodów”.

Przepierzenia

W listopadzie 1918 roku Stalin napisał artykuł pod tytułem „Przepierzenie”. Tak określił państwa bałtyckie: Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę, Polskę, Rumunię i Węgry, a także rządy narodowe, próbujące dopiero zbudować własne państwa – Białoruś i Ukrainę. „Karłowate narodowe rządy, które wolą losu znalazły się między dwoma olbrzymimi ogniskami rewolucji Wschodu i Zachodu, marzą obecnie o zgaszeniu powszechnego pożaru rewolucyjnego w Europie, o zachowaniu swego komicznego istnienia, o zwróceniu wstecz koła historii” – pisał   Stalin. I kontynuował: „Kontrrewolucyjne przepierzenie pomiędzy rewolucyjnym Zachodem a socjalistyczną Rosją zostanie zniesione… Nie ma wątpliwości, że rewolucja i rządy sowieckie w tych prowincjach są sprawą najbliższej przyszłości”.

Do szeregów „krasnej armii” zaciągali się nie tylko zdemoralizowani do cna żołnierze carscy, nie tylko łaknący krwi i rabunków chłopi czy lumpenproletariat. Trafiali tam także ci najbardziej niebezpieczni i dla celów Lenina najbardziej przydatni: ideowi komuniści łotewscy, litewscy, białoruscy i polscy. W ramach Armii Zachodniej, ze zbolszewizowanych polskich oddziałów rozpoczęto tworzenie Zachodniej Dywizji Strzelców, zalążka „Polskiej Armii Czerwonej”. 

Siła, terror i propaganda – to podstawowa broń w bolszewickim arsenale. Dodać należy jeszcze chaos i dywersję. Aż do listopada 1918 roku rozmaite organizacje niepodległościowe narodów bałtyckich, Polski, Ukrainy i Białorusi chciały jednocześnie wykorzystywać obecność wojsk niemieckich jako osłony przed rosyjskim bolszewizmem i realizować koncepcje suwerenności sprzeczne z niemieckim planem Mitteleuropy. W tym samym czasie wspierane przez Moskwę lokalne grupy bolszewików próbowały wzniecać rozruchy, organizowały demonstracje i powstania. W odradzającej się Polsce, w listopadzie i grudniu 1918 roku, miały one miejsce między innymi w Zamościu, Zagłębiu Dąbrowskim, Warszawie, Nisku i Tarnobrzegu. 8 stycznia 1919 roku w Mińsku ogłoszono powstanie Rewwojensowietu, czyli Rewolucyjnej Rady Wojennej Polski. W jej skład wchodzili Samuel Łazowert, Adam Śliwiński-Kaczorowski oraz Stefan Brodowski-Bartman. Rewwojensowiet wzywał Lenina do szybszego uderzenia na Polskę i przekształcenia jej w republikę sowiecką.  

Pokój i wojna 

O godzinie piątej rano, 11 listopada 1918 roku, w Compiègne marszałek Ferdynand Foch rozpoczął dyktowanie Niemcom warunków rozejmu. Jednym z nich było wycofanie wojsk z frontu wschodniego. Bolszewicy uznali, że nadeszła pora do ataku, zwłaszcza że w pokonanych Niemczech rozpalała się rewolucja zapowiadana przez Marksa i wyczekiwana przez Lenina. Lenin nakazał Trockiemu rozpoczęcie ofensywy na Zachód. Armia Czerwona ruszyła się na ogromnym froncie od Bałtyku na północy, po Morze Czarne na Południu. 

Piątego grudnia 1918 roku bolszewicy przekroczyli granice Łotwy. Kolejnym celem była Wileńszczyzna, gdzie Polacy organizowali siły samoobrony, a miejscowi komuniści – Rady Delegatów Robotniczych. Siły polskiej samoobrony były dalece niewystarczające, by stawić czoło Armii Czerwonej: 5 stycznia 1919 roku Wilno zostało zajęte przez bolszewików i utworzono w nim Litewską Radę Komisarzy Ludowych. Ta natychmiast rozpoczęła czerwony terror pod hasłem „Bij polskiego pana”.   

Na Ukrainie oddziały bolszewickie prowadzące ze sobą ukraińskich komisarzy 6 lutego wkroczyły do Kijowa.

Cztery strony wraże

Polska, próbująca zmartwychwstać po ponad 120 latach państwowego niebytu, prowadziła w tym czasie trzy wojny: od listopada 1918 roku z Ukraińcami, od grudnia z Niemcami, w styczniu 1919 roku została napadnięta przez Czechosłowację. Atak bolszewicki otwierał czwarty front… 

Nastroje społeczne w wymęczonych wojną i kryzysem ekonomicznym krajach europejskich groziły wybuchem, a bolszewiccy zawodowi agitatorzy i rewolucjoniści gotowi byli wszędzie wznosić czerwone sztandary. Polska – choć lekceważona przez Lenina – wydaje się być jedyną zaporą przed czerwoną inwazją. Na front litewsko-białoruski ruszają świeżo zorganizowane z ochotników oddziały polskie. Do pierwszych starć z bolszewikami w ramach improwizowanej polskiej kontrofensywy doszło w połowie lutego. W liście do żony kapitan Stanisław Jan Rostworowski pisał:

„Żołnierz bije się świetnie, choć to rekrut młody. Polacy to jednak naród improwizatorów. Im, co mniej przemyślanego w szczegółach, tym lepiej z nagła się robi. Wojna to cykl niespodzianek, więc Polacy czują się jak w swoim żywiole. Komendant imponuje mi swoimi zdolnościami wodza. Stojąc blisko, śledziłem poszczególne decyzje, znałem ich wagę i doceniam doniosłość. Były świetne”. 

Oddziały polskie posuwają się powoli w stronę Wilna. Żołnierze widzą przerażające efekty bolszewickiej sprawiedliwości oraz realizacji marksowskiej utopijnej ideologii. Oto kolejne wrażenia kapitana Rostworowskiego:

„Co ta Litwa wycierpiała przez te lata niewoli i wojny – to trudno na papierze zapisać. Pustynie na miejscu wsi ilustrują to najlepiej […]. Bolszewicy to nie ludzie, to opętańcy, to zaraza czy szał zniszczenia, mordu i dzikości. Wojna z nimi – to wojna z hordą gorszą od Tatarów. Coś pierwotnego jest w ich ideologii rozkładu”.

W oczekiwaniu na decydujące starcie 

Wilno zostało odzyskane przez Polaków 10 kwietnia. Witający żołnierzy jak zbawicieli mieszkańcy Wilna podawali sobie z rąk do rąk wydaną przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego odezwę „Do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego” – klarowny i śmiały plan ustanowienia federacji narodów Europy Wschodniej, połączonych wspólną historią i tradycją Pierwszej Rzeczypospolitej, jednoczonych wspólnym celem współpracy dla pokoju i obrony przed rosyjskim – nieważne jakiej barwy – imperializmem. W tym czasie do Polski z Francji przybywała Błękitna Armia gen. Hallera.

Przez następny rok Rosja bolszewicka zajęta była rozprawą z „białymi” generałami, podbojem Krymu, Idel-Uralu oraz Kaukazu, a także spychaniem do mórz alianckich korpusów ekspedycyjnych. Wiosną 1920 roku była ponownie gotowa, by przez „trupa białej Polski” ruszać na zachód. 

Polacy również nie tracili czasu. Budowali armię, której głównym zadaniem miało być odepchnięcie bolszewików i zapewnienie Polsce stabilnych granic wschodnich. Stanisław Rostworowski tak pisał w kwietniu z frontu:

„Co za radość musi być w Warszawie z przyjazdu Hallera. Przecież skończy się może to łatanie półroczne, którym odgryzaliśmy się na czterech frontach. W historii polskiej ta wojna pozostanie zawsze jasną kartą, bo byliśmy zdani na siebie”. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Panfil