Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Powrót do krainy Liliputów

Jak twierdzi prof. Ryszard Legutko, polska dusza nie cierpi bynajmniej na megalomanię, jak nam wmawiają przeciwnicy ideowi, a wręcz przeciwnie – na mikromanię, przywarę o wiele rzadszą, a więc i mniej znaną. Przypadłość nader przykra w przypadku pojedynczego delikwenta uważającego się bez powodu za gorszego od innych, co dopiero gdy dotyka szerszych kręgów społecznych. A tak się ma rzecz ze sporą częścią dotkniętych tą groźną chorobą obywateli Polski, co powoduje, iż wszelkimi siłami dążą oni do zdołowania naszego kraju swoimi wyobrażeniami.

Zadziwiające, że solidne zbadanie tej kwestii nie wzbudziło niemal żadnego zainteresowania mediów. Opublikowane niedawno wyniki badania Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii PAN na reprezentatywnej próbie 1504 Polaków w wieku 18–96 lat „Czy i jak identyfikujemy się z Polską?” przeanalizował jeden tylko publicysta, Jakub Maciejewski, i – jakże wybitny – historyk prof. Andrzej Nowak, opisujący nie tylko naszą przeszłość, ale i jej wpływ na naszą dzisiejszą mentalność. Badacze wyłonili pięć typów Polaków różniących się od siebie podejściem do polskości: „spełnieni demokraci”, „otwarci tradycjonaliści”, „zaangażowani konserwatyści”, „zawstydzeni Polską” oraz „wycofani pesymiści”. 

Badanie patriotyzmu Polaków 

Dr Marta Marchlewska, kierowniczka Laboratorium Poznania Politycznego, stwierdziła w podsumowaniu: „Wyniki naszego badania pokazują, że niektórzy Polacy mają problem z pojęciem patriotyzmu, ponieważ tradycyjnie rozumiany nie dla wszystkich przystaje do współczesnej rzeczywistości i trudno się z nim identyfikować”. Z pięciu grup aż trzy składają się z osób przywiązanych do Polski i angażujących się w życie kraju, spełnieni demokraci (20 proc.) mają silne poczucie więzi z innymi Polakami. Są to ludzie otwarci na innych, często o poglądach liberalnych, a patriotyzm to dla nich dbanie o swój kraj oraz udział w wyborach. To też grupa o najwyższej średniej wieku, z najwyższym wykształceniem i o najlepszym statusie ekonomicznym. Bycie Polakiem jest dla nich OK. Znacznie mocniejszą identyfikację z polskością prezentują otwarci tradycjonaliści (23 proc.), dla których polskość to powód do dumy, osoby o poglądach centrowych i prawicowych, z niskim poparciem dla Unii Europejskiej, oraz zaangażowani konserwatyści (15 proc.), dla których patriotyzmem jest dbanie o tradycję, szacunek do kraju, gotowość do walki, ale też zainteresowanie polityką i udział w wyborach. Na tę grupę składają się osoby zadowolone ze swoich relacji, o niskim poczuciu samotności, dla których bycie Polakiem to zaszczyt i misja.

Elektorat partii antypolskich

Niepokojący jest wszakże stanowiący ponad 40 proc. obywateli RP zbiór ludzi wobec Polski całkowicie obojętnych czy wręcz wrogich. Pierwszą z tych dwóch grup naukowcy nazwali zawstydzonymi Polską (14 proc.). Należą do niej osoby o poglądach lewicowych, bardzo otwarte na obcych, ale jednocześnie negatywnie nastawione wobec własnej grupy narodowej, nie identyfikują się z innymi Polakami i nie darzą ich sympatią, osoby o niskiej samoocenie, osamotnione, którym trudno jest dopasować się do rzeczywistości. Dla nich bycie Polakiem jest powodem do zażenowania. Jeszcze straszniejszy typ stanowią wycofani pesymiści (aż 28 proc.!). To ludzie charakteryzujący się przede wszystkim negatywnym podejściem do życia, nieprzychylnie nastawieni zarówno wobec obcych, jak i wobec własnych rodaków. Polskość znaczy dla nich mało czy wręcz nic, a bardziej niż polityką przejmują się swoim codziennymi problemami. Według psychologów z PAN wrogie postawy przedstawicieli tej grupy mogą być formą kompensacji własnych trudności i poczucia zagubienia. Są to osoby aktywne zawodowo, ale niezadowolone ze swej sytuacji materialnej, wśród których praktycznie nie ma katolików, a większość – 57 proc. – stanowią kobiety). 

Oto wyczerpujący i kompetentny opis elektoratu partii antypolskich, które właśnie zatriumfowały dzięki jego nadspodziewanej mobilizacji. Na łamach tygodnika „Gość Niedzielny” prof. Andrzej Nowak tak charakteryzuje ludzi, którzy określają się jako „zawstydzeni Polską”: „To bardzo interesujące i przygnębiające w swoich wynikach badanie ujawnia istnienie grupy, liczącej 14 proc. naszego społeczeństwa, co stanowi odpowiednik ok. 5 mln naszych współobywateli, którzy wstydzą się bycia Polakiem, którzy nie chcą być Polakami. Jest to wynik zdumiewający i wstrząsający... Mają niskie poczucie więzi z innymi Polakami, polskość rozumieją bardzo płytko. Prezentują dużo bardziej pozytywne postawy wobec innych grup niż wobec własnej. Dla nich bycie Polakiem jest powodem do wstydu. Osoby o poglądach raczej lewicowych. Europejska tożsamość jest dla nich ważniejsza niż polska. […] Oglądają TVN, nie oglądają TVP. Wstydzą się bycia Polką/Polakiem, zwłaszcza w kontakcie z obcokrajowcami. W odróżnieniu od większości, znajomość kultury i historii nie jest ich zdaniem istotna. Przykłady patriotów wskazanych w tej grupie: Władysław Bartoszewski oraz Wałęsa. Swoją drogą – jeśli ktoś nie ceni patriotyzmu, to na jakiej zasadzie wskazuje patriotów?”.

„Dla dobra Polski sprzedać Polskę”

Prof. Nowak ostrzega, że to powtórka z historii, bowiem wstęp do tragedii rozbiorów stanowiła już w XVII w. nader podobna postawa części elit Rzeczypospolitej: „Zgoda na geopolityczną podległość połączyła się po raz pierwszy z czymś więcej – z przekonaniem, że tam, na Zachodzie objawił się jedynie słuszny model do naśladowania, który wymaga potępienia, odrzucenia wszystkiego, czym byliśmy wcześniej, co osiągnęli współtworzący Europę przez poprzednie stulecia nasi przodkowie”. Tym właśnie będzie się gorliwie zajmowała nowa ekipa rządząca, „żeby było, tak jak było”, co firmował w Sejmie znowu rechocący jak 4 czerwca 1992 r. przy obalaniu rządu Jana Olszewskiego były komunistyczny agent i dawny najgorszy prezydent RP Wałęsa. Owacja, jaką przywitała kapusia sejmowa większość, najlepiej wskazuje obrany przez nią kierunek działania. Dobrze pamiętam czasy, gdy Polska miała status krainy Liliputów, a zarządzający nią z nadania Kremla namiestnicy jak ognia bali się jakiejkolwiek próby podniesienia głowy przez zniewolony naród. Dziś moment jest jeszcze bardziej krytyczny, po zmianie adresu zwierzchnika z Moskwy na Berlin chętni do namiestnictwa nad Wisłą są wedle celnej formuły z rysunku Cezarego Krysztopy gotowi dla dobra Polski sprzedać Polskę”, przebijając pod tym względem nawet takich fanatycznych komuchów jak Gomułka, któremu jednak zależało na istnieniu w miarę niezależnego państwa, które choćby formalnie było suwerenne.

Ciekawe, czy gdy Niemcy pod marką – nie federalnego bynajmniej – a unitarnego państwa, pod marką Unii Europejskiej doprowadzą do likwidacji Rzeczypospolitej, posłuszny Sejm pod wodzą Liliputów na swym ostatnim posiedzeniu zatwierdzi opuszczenie przez nas Organizacji Narodów Zjednoczonych, likwidację ambasad w innych krajach oraz oczywiście jakichś nieprzyzwoitych „reprezentacji narodowych” w różnych sportach. Dlaczego nikt nie mówi o takich oczywistych konsekwencjach oddania suwerenności Polski w obce ręce, co nam najwyraźniej szykują?

Tylko że ci Swiftowscy Lilipuci byli przekonani o własnej i swego państwa wielkości, o co naszych karłów moralnych nie można podejrzewać – doskonale sobie zdają sprawę, że nie tworzą wielkiego królestwa, ale pogardzany przez ich zleceniodawców prowincjonalny kraik – Lilliputiansland.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach