To, co najbardziej szokuje w wyniku wyborów, to fakt, że ludzie określający się jako wierzący masowo poparli postulaty liberalnych ugrupowań, takie jak legalizacja aborcji, likwidacja Funduszu Kościelnego, edukacja w stylu gender, in vitro i legalizacja związków tej samej płci.
Według statystyk aż 27 mln osób w Polsce deklaruje się jako katolicy. Kilka milionów z nich poparło antychrześcijańskie postulaty KO czy Lewicy mimo nawoływania episkopatu do oddawania głosów tylko na ugrupowania respektujące świętość życia, małżeństwa, dobro rodziny i wolność religijną. Jednak współczesny człowiek nie słucha Kościoła. Uważa się za mądrzejszego od wszystkich. Nasze wybory mają konsekwencje – wspieranie tych, którzy popierają aborcję, to ciężkie przewinienie moralne. Nie można uważać się za katolika, a równocześnie opowiadać się za zabijaniem dzieci czy zniszczeniem tradycyjnej rodziny. Apele biskupów i księży odwołujące się do sumienia wiernych okazały się jednak głosem wołającego na pustyni. Tutaj nasuwa mi się tylko jedno zdanie z przypowieści o bogaczu i ubogim Łazarzu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16, 31b).