Sondaże pokazują jedno – Platforma ma problem. Czy w związku z tym jej szef przemyślał dotychczasową strategię, uznał, że zamiast tępego populizmu spróbuje czegoś innego, na przykład merytorycznej debaty na temat realnych problemów? Bez żartów.
Zamiast tego wrzucił do internetu swoje zdjęcie z wnukami, które, jak rozumiem, ma przekonać wyborców do głosowania na PO. Fotografia została opatrzona głęboką mądrością, aby „wystrzegać się ludzi niekochanych i nie potrafiących kochać”. Brzmi jak fejk, niestety nim nie jest. Nazwałbym to harlekinem dla niespełnionych emocjonalnie i erotycznie czytelników, nie chcę jednak obrażać tego gatunku literatury, bowiem to, co prezentuje Tusk, jest i znacząco głupsze, i prymitywniejsze.
Abstrahując już od tego, kim trzeba być, żeby w tak ostentacyjny i prymitywny sposób wykorzystywać własne wnuki do gry politycznej, uderza co innego. Otóż po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości, które, jak każdą władzę po tak długim okresie kierowania państwem, można punktować za wiele spraw, jedyne co ma do zaproponowania Tusk (a z nim jego partia), to fotki z durnymi podpisami. Brednie o miłości oraz ludziach, którzy „kochają i są kochani” i będą walczyć z tymi, którzy „nie wiedzą co to miłość i nie byli kochani”. Przepraszam, jak wynika z ostatniego Campusu Trzaskowskiego, wróciła też „na ostro” narracja o tym, że w Polsce jednocześnie trwają totalitaryzm, autorytaryzm, dyktatura i upadek demokracji. Oto co ma do zaproponowania największa partia opozycyjna po ośmiu latach. Przecież ciężko wyobrazić sobie większą marność intelektualną i nieudolność. Jednocześnie coraz agresywniej PO reaguje na jakąkolwiek próbę merytorycznej debaty. Nawet jeśli taka propozycja pada z ich własnego środowiska. Tacy ludzie, jak pokazał niedawny casus Mellera i Sroczyńskiego, przecież stałych bywalców TokFm i TVN, zostaną zwyzywani od szmalcowników i wykluczeni z grona „ludzi przyzwoitych”. Cóż, jak widać, polityka miłości zaczęła pożerać własne dzieci.