Po tym jak szef Platformy postanowił wystartować w wyborach do Sejmu, okazało się, że z list zniknęła wicemarszałek izby Małgorzata Kidawa-Błońska. Wieloletnia poseł Platformy Obywatelskiej tym razem powalczy o mandat senatora. Komentując swoje miejsce na liście stwierdziła, że dla niej jest bardzo ważne, aby wyruszyć w bój o głosy z Warszawy. Przekazała też, że po zwycięstwie opozycji - tym razem to już na pewno- nowy rząd zajmie się kwestią, której politycy PO nie mogą dopiąć od 2013 roku.
W środę poznaliśmy listy do Sejmu i Senatu z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Zawierają one wiele zaskakujących elementów, jednym z nich pozycja wicemarszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Otóż znalazła się ona na liście senackiej, a jej miejsce z poprzednich wyborów na liście sejmowej zajął szef PO Donald Tusk.
Swój start do Senatu polityk potwierdziła w rozmowie w twitterowym pokoju Rozmowy Radio Rebelia. - To jest chyba ten czas, żeby... Ja jestem długo w Sejmie, Senat jest dla mnie bardzo ważnym innym obszarem działania, gdzie myśląc o kulturze mogę zrobić bardzo dużo. Poza tym mogę kandydować z Warszawy, co jest dla mnie bardzo ważne, bo jestem z Warszawą związana. [...] Propozycja, że mogę tutaj ubiegać się o mandat jest dla mnie bardzo cenna i jestem z tego bardzo zadowolona - stwierdziła wicemarszałek Sejmu.
Polityk Platformy Obywatelskiej przekazała również, że jedną z kluczowych dla niej kwestii - po ewentualnie zwycięskich dla opozycji wyborach - będzie wprowadzenie związków partnerskich. - To musi się udać. Tym bardziej, że akceptacja społeczna tego rozwiązania jest zupełnie inna, niż była nawet osiem lat temu. Bardzo zmieniliśmy się jako społeczeństwo i ludzie naprawdę w tej chwili oczekują, żeby ten problem rozwiązać - przekonywała. Wicemarszałek Sejmu dodała, że tę kwestię "państwo powinno to zapewnić i tutaj nie ma o czym dyskutować".
Pytana o kwestię tego, jak obecna opozycja będzie chciała wprowadzić związki partnerskie stwierdziła, że "bardzo trudno wprowadza się ustawy, różnych aspektów naszego życia, które nie są akceptowane społecznie". - W tej chwili rozwiązanie związków partnerskich, moim zdaniem, ma bardzo wysokie poparcie i będzie to naprawdę dużo łatwiejsze do przeprowadzenia i to zrobimy jak najszybciej.
Jak szybko? Na tę odpowiedź nie potrafiła odpowiedzieć. Przyznała, że KO ma już gotowy projekt ustawy, ale wicemarszałek nie potrafiła wskazać, czy będzie to "trzy miesiące, czy cztery, bo zobaczymy w jakim stanie ruiny - bo ja wierzę, że te wybory wygramy, ale w jakim stanie będzie to wszystko".
Już w styczniu 2013 roku, czyli w czasach rządów PO-PSL w Sejmie rozpatrywano aż trzy ustawy tego typu - jedną autorstwa polityka PO oraz dwie sporządzone przez Ruch Palikota i SLD. Każda z nich nie znalazła wystarczającego poparcia u rządzącej wtedy koalicji. Głosowania projektów o wprowadzeniu związków partnerskich miały miejsce także w 2014 i 2015 roku - wówczas również je odrzucono.
Po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku politycy Platformy Obywatelskiej wielokrotnie odnosili się do tej sprawy. Co ciekawe, ich opinie ulegały zmianie nawet z dnia na dzień. 12 lipca 2019 roku ówczesny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna tak na antenie radiowej Trójki wypowiedział się na temat możliwości wprowadzenia związków partnerskich i liberalizacji prawa aborcyjnego:
"Absolutnie nie będzie [związków partnerskich i liberalizacji prawa aborcyjnego - red.]. Wszyscy członkowie muszą przyjąć zasady programowe, które będziemy podzielać. Musimy mówić jednym głosem o zasadach programowych. Będziemy się różnić. Ale na podkreślanie swojego programu czas przyjdzie później"
Następnego dnia odbywała się konwencja programowa PO, na której Schetyna odniósł się do sprawy w całkowicie odmienny sposób:
"W końcu związki partnerskie, najwyższy czas je wprowadzić".