Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Tusk kompletnie odleciał? Dawid Wildstein o sojuszniku Putina w wojnie hybrydowej

Polska polityka widziała naprawdę wiele. Niemniej ostatnia wypowiedź Tuska, w której oskarżył on rząd PiS o sojusz z wagnerowcami, to rzecz wyjątkowa nawet jak na nasze, niezbyt niestety wysokie, standardy. Jest ona też o tyle ciekawa, że idealnie pokazuje, na czym opiera się dziś polityka tego „mesjasza z Brukseli”. Na paranoi i absurdzie. Populizmie i spiskowej mentalności. Infantylności i prorosyjskości. Oraz – może to jest z tego melanżu najważniejsze – na niebywałej wręcz głupocie.

Donald Tusk
Donald Tusk
Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Fascynujące było obserwowanie, jak wypowiedź Donalda Tuska zaczyna rezonować wśród jego fanatycznych zwolenników, zwłaszcza w internecie. Wierny lokaj byłego premiera, Giertych, wrzucił trop, że może mamy do czynienia z bezpośrednimi spotkaniami władz Polski i Białorusi, odbywającymi się na granicy. Potem na najróżniejszych stronach KOD czy Obywateli RP mogliśmy już czytać, że wagnerowcy mogą służyć zarówno do prowokacji pro-PiS, jak i być przygotowywani przez Kaczyńskiego do zamachu stanu w Polsce.

Serca pokonają mrok i zło 

Ktoś jest w stanie w taki kretynizm uwierzyć? Przy tym bełkocie można uznać, że ludzie opowiadający o tym, że rządzą nami reptilianie z kosmosu, to całkiem sensowne typy. 

Niezależnie jednak od tego, jak durne nam się to wydaje, musimy zdać sobie sprawę, że istnieje całkiem spora grupa ludzi, która naprawdę w to wierzy. Jest to o tyle „zabawne”, że to przecież prawica zawsze była oskarżana o spiskową mentalność, tymczasem największym wariatom z prawej strony daleko od tego, co reprezentuje „normalny” członek KOD. 

Ta polityczna paranoja to jeden z największych sukcesów Tuska i jego mediów. Warto zauważyć, że grunt pod tę spiskową teorię dziejów tworzony był długo. W jakimś sensie opisany powyżej absurd jest prymitywną konsekwencją słynnego wywiadu z gen. Pytlem, który „zaprezentowała” nam „Gazeta Wyborcza” (a którym podniecał się cały legion mądrych inaczej), czy też – lansowanego w pewnym momencie intensywnie przez PO i jej salony w internecie – hasła „j...ać PiS i Putina”. 

Cóż, jak ktoś jest w stanie uwierzyć, że – powtarzając za bełkotem Pytla – dowodem na prorosyjskość PiS są jego antyrosyjskie działania, jeżeli ktoś faktycznie gotowy jest postawić (nawet tylko w tępym, wulgarnym haśle) ludobójcę i okrutnego dyktatora na równi z szefem partii, która demokratycznie wygrała wybory, to możemy być pewni, że jego możliwości rozpoznawania rzeczywistości są dość mocno upośledzone. 

Nic więc dziwnego, że ta narracja, skoro skierowana do tego typu odbiorcy, jest też niebywale... dziecinna. Przytoczmy całość wypowiedzi Tuska: „Wygląda na to, że PiS szuka pomocy wagnerowców ze strachu przed wyborami. Marsz miliona serc wybije im te pomysły z głowy”. Przecież mamy tu do czynienia z jakimś manicheizmem dla przedszkolaków. To połączenie protokołów mędrców Syjonu, gdzie mroczne siły zła tworzą światowe spiski, by zniszczyć dobro, z harlequinem dla rozemocjonowanych nastolatków. 

Okazuje się, że Tuskowi nie starczył bełkot o uśmiechniętych ludziach, którzy uratują Polskę przed tymi, co są smutni i się nie uśmiechają (skadinąd jak nisko upadliśmy, że tak brzmi clou programu najważniejszej polskiej partii opozycyjnej). Trzeba „miliona serc”, które pokonają rosyjskich najemników...

Infantylność i robienie dobrze Moskwie

W pewnym sensie Tusk ze swoimi mediami tworzy więc propagandę dla dorosłych dzieci, dla infantylnej, niesamodzielnej intelektualnie części społeczeństwa polskiego, oczekującej prostych rozwiązań i równie banalnych, jednoznacznych moralnie podziałów. Oczywiście mamy tu do czynienia zarówno z dostosowywaniem się do oczekiwań wspomnianej grupy, jak i odpowiednim jej formatowaniem. 

To drugie zjawisko następuje zaś przez odpowiednią tresurę histerią. Z jednej strony mamy więc apokalipsę zgotowaną przez hufce zła PiS, z drugiej – jednak dobro zaraz wstanie z kolan i pokona siły ciemności. Połączone serca dadzą odpór demonicznym hordom. 

Jednocześnie ta zdziecinniała narracja okazuje się konsekwentnie prorosyjska. Po pierwsze, teza, że na granicy polsko-białoruskiej nie mamy do czynienia z rosyjskim atakiem hybrydowym, tylko z ustawką, w której bierze udział polski rząd, to prezent propagandowy dla Putina. Po drugie, w perspektywie narzuconej przez chorą wizję Tuska okazuje się, że działania obronne wobec prowokacji Rosji i Białorusi, ba, nawet sama ochrona granic, to gra na korzyść... Putina i Łukaszenki. 

W tym kontekście nic dziwnego, że narrację Tuska kolportują ci z jego sojuszników, którzy od lat znani są z powtarzania moskiewskiej propagandy, czyli Sikorski, Lis czy Giertych. Co ciekawe, jeszcze dzień przed wystąpieniem Tuska propagandyści PO puszczali w obieg odwrotną narrację, w której wagnerowcy przedstawiani byli jako banda amatorów, których działalności nikt nawet nie zauważy. Są oni za to wykorzystywani przez zły PiS do terroryzowania Polaków. 

Co łączy obie narracje PO o wagnerowcach? Po pierwsze, pokazują one, jak sprawnie wytresowany jest już odbiorca propagandy Tuska, „GW” czy TVN, gotowy zmienić pogląd o 180 stopni w ciągu sekundy. Po drugie, co dużo ważniejsze, obie są skrajnie niebezpieczne i prorosyjskie. Jak już zostało powiedziane, w pierwszej z nich obrona polskiej granicy okazuje się działaniem niewłaściwym, w drugiej zaś następuje bagatelizacja rosyjskiego zagrożenia. Jedna z najniebezpieczniejszych i najokrutniejszych grup zbrojnych rosyjskiej armii staje się czymś nieistotnym, wręcz obiektem żartów; znów pojawia się wątek, że nie ma co przesadzać z tym niebezpieczeństwem ze strony Rosji.

PO spełni sen Putina?

O ile same konstrukty „myśli politycznej” Donalda Tuska i jego mediów pozostają niezmienne, o tyle już to, w jaki sposób je wypełnia, bywa zmienne. Przykładowo, Kaczyński i jego demoniczny PiS zawsze muszą być częścią międzynarodowego spisku przeciw wolności, niemniej raz są sprzymierzeni z Trumpem, innym razem z zachodnimi populistami, czasem z Putinem, z Erdoğanem lub z Orbánem. 

Czemu tym razem Tusk zdecydował się użyć do swojej propagandy wagnerowców? Narzucająca się odpowiedź jest prosta. Tusk wie, że sprawa granicy działa na jego niekorzyść, wie, że wszystko wskazuje na intensyfikację działań hybrydowych wobec Polski, być może zresztą jego niemieccy patroni przekazali mu na ten temat jakieś wiadomości. Co oczywiste, nie patrzy w kontekście polskiej racji stanu, tylko dynamiki wyborczej. Usiłuje więc przykryć potencjalnie opłacalną dla PiS sytuację za pomocą histerycznego bełkotu, widząc w tym swoją jedyną szansę. 

Że to igranie polskim bezpieczeństwem? Jasne, niemniej to i tak lepsza z dwóch możliwych interpretacji. Równie prawdopodobne jest to, że ta absurdalna, w sposób skrajny, nawet jak na PO, narracja to tworzenie podglebia do dużo bardziej niebezpiecznego bełkotu, czyli wytłumaczenia wyborczej klęski Tuska sfałszowanymi wyborami (i w tej paranoicznej wizji zostanie to przedstawione jako wspólna operacja Łukaszenki, Putina i Kaczyńskiego). Możemy być pewni, że funkcjonariusze medialni PO bez oporów podchwycą ten spin. Co gorsza, odbiorcy, którym już wyprano mózgi, są gotowi łyknąć opowieści o tajnych spotkaniach Kaczyńskiego i Łukaszenki na granicy polsko-białoruskiej. 

Ta narracja to nie tylko skrajne zagrożenie dla demokracji (neguje bowiem w sposób ostateczny samą możliwość wolnych wyborów, każdy wynik nie po myśli PO staje się spiskiem). To de facto zdrada stanu. Jeżeli Tusk faktycznie pójdzie w ten scenariusz, będzie to spełnienie snu Putina, realna destabilizacja kluczowego dla NATO państwa, niezbędnego dla skutecznej obrony niezależności Ukrainy.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Dawid Wildstein