PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Grochmalski: Katyński reset Tuska. Ani słowa o ludobójstwie

Tusk i środowisko „Gazety Wyborczej” dokonało potężnego zwrotu – narzucili nową narrację katyńską. Andrzej Wajda, który w 2007 roku nakręcił film „Katyń”, miał stwierdzić 13 kwietnia, iż słowo „ludobójstwo” nie oddaje sprawy w wypadku Katynia. Przeciw był także doradca prezydenta Komorowskiego, zwolennik resetu z Rosją, prof. Roman Kuźniar, a także prof. Janusz Symonides, który w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” stwierdził, że w tej kwestii nie będzie łatwe udowodnienie ludobójstwa.

Donald Tusk
Donald Tusk
Andrzej Barabasz, CC BY-SA 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0>, via Wikimedia Commons

Donald Tusk po dojściu do władzy w 2008 roku zmasakrował polską politykę wschodnią. Wysadził ją w powietrze. Jarosław Bratkiewicz, jeden z wykonawców owego resetu, w 2021 roku stwierdza: „Przede wszystkim należało w sposób generalny zremanentować dotychczasową – PiS-owską przede wszystkim, ale nie tylko – politykę w odniesieniu do Wschodu”. Jego zdaniem oburzająca przede wszystkim była „zgoła jaskrawa dysproporcja między polskim zaangażowaniem w sprawy Ukrainy a naszą aktywnością wobec… zwłaszcza Rosji”. Na miesiące przed agresją Moskwy na Kijów, Bratkiewicz pisał, iż „hasła o wolnej Ukrainie jako rękojmi polskiej niepodległości nie powinno się w dzisiejszych realiach wynosić na ołtarze przezorności politycznej. To już przeszłość”. Trzeba się zatem zbliżyć do Moskwy, a oddalić od Kijowa.

Dziś wiemy, że taka polityka, realizująca oczekiwania Angeli Merkel, kanclerz Niemiec, otwierała Putinowi drogę do agresji na Ukrainę w 2014 roku. Ale Tusk oddał też wówczas Putinowi, w ramach ocieplania relacji, fundamentalną kwestię dotyczącą mordu polskiej elity narodowej w Katyniu – jej ludobójczego charakteru. Ten deal był integralną częścią resetu. Bratkiewicz precyzyjnie opisuje, jaką narrację zaproponowali Rosjanom: „Zbrodnie Stalina i jego aparatu były tyleż antypolskie, co i antyrosyjskie, antyukraińskie, antygruzińskie. Podkreślaliśmy, że pochylając głowy przed mogiłami Polaków zamordowanych w Katyniu, polska delegacja pragnęłaby zatem oddać hołd pomordowanym w tym miejscu Rosjanom i przedstawicielom innych narodów ówczesnego ZSRS. (…) W tym duchu przedstawiliśmy nasze podejście do upamiętnienia katyńskiego w rozmowach z przedstawicielami Rosji”. Dla Putina był to spektakularny sukces. Od lat jądrem jego neoimperialnego projektu było odbudowanie w Rosjanach poczucia ich potęgi. Jej symbolem miało być zwycięstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, które rzekomo dało Rosji moralne prawo do przejęcia kontroli nad narodami Europy Środkowej. Z perspektywy Moskwy miała to być etycznie „czysta” wojna. Rosja została bowiem zdradziecko napadnięta przez Niemcy. W tej narracji nie było miejsca na Pakt Ribbentrop-Mołotow, który Ian Ona Johnson (w swojej pracy poświęconej współpracy niemiecko-rosyjskiej) nazwał – jako przyczynę wybuchu II wojny światowej – „Diabelskim Paktem”. Obsesją Putina było wymazanie owego faktu nie tylko z historii Rosji, ale także z dziejów świata. Dlatego nakazał Służbie Wywiadu Zagranicznego FR pospieszne prace nad książką, która – rzekomo w oparciu o odtajnione dokumenty – obciąży Polskę odpowiedzialnością za kolaborację z Hitlerem i wybuch wojny. Ta książka to „Tajemnice polityki polskiej. Zbiór dokumentów 1935–1945”.

Putin – ludobójca

Z dzisiejszej perspektywy ta sytuacja wygląda porażająco – ten sam Putin, który jest teraz ścigany listem gończym za zbrodnie przeciwko ludzkości, w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej słucha na Westerplatte wystąpienia polskiego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, który mówi: „Z Monachium trzeba wyciągnąć wnioski, które sięgają czasu współczesnego, imperializmowi nie wolno ustępować. Nie wolno ustępować imperializmowi, ani nawet skłonnościom neoimperialnym. Nie zawsze, tak jak w przypadku Monachium, daje to tak szybkie i tragiczne rezultaty. Ale z czasem takie rezultaty przychodzą zawsze. To wielka nauka dla całej współczesnej Europy, dla całego świata. Rok po Monachium wybuchła wojna, poprzedził ją pakt z 23 sierpnia 1939 roku zwany paktem Ribbentrop-Mołotow. To nie był tylko pakt o nieagresji, to był także pakt o podziale wpływów w dużej części Europy”. Putin jest wściekły, nie ukrywa tego później podczas spotkania w Sopocie z Donaldem Tuskiem. Dokładnie w tym samym czasie – jak to podkreślili autorzy serialu „Reset”, Michał Rachoń i prof. Sławomir Cenckiewicz – rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego na specjalnej konferencji prasowej w Moskwie zaprezentowała tę skandaliczną książkę: „Tajemnice polityki polskiej. Zbiór dokumentów 1935–1945”, będącą frontalnym atakiem na historyczną prawdę dotyczącą wybuchu II wojny światowej. Polscy dziennikarze zapytali wówczas Donalda Tuska na wspólnej konferencji prasowej premierów Polski i FR, o jego opinię na temat tej książki. W odpowiedzi odparł, że „rząd takiego państwa jak Polska nie powinien angażować sam siebie w polemikę z materiałami publicystycznymi czy komentarzami, nawet jeżeli są tak niemądre i niesprawiedliwe jak te, które pojawiają się ostatnio w debacie publicznej w Rosji”. Ale dziennikarze nie wiedzieli, że Putin dokonał wówczas szokującej prowokacji wobec państwa polskiego. W filmie „Reset” ujawniono tajną notatkę z przebiegu rozmowy obu polityków: „Premier Putin przekazał Premierowi Tuskowi książkę »Tajemnice polityki polskiej. Zbiór dokumentów 1935–1945«, wydaną przez Służbę Wywiadu Zagranicznego FR. Uznał przy tym, że krytyka wydawnictwa Służby Wywiady Zagranicznego FR jest słuszna. Zauważył, że »nawet my znaleźliśmy w nim sprawy, które wymagają dodatkowego wyjaśnienia i badań«, gdyż nie można jednoznacznie stwierdzić, czy pewne fakty nie zostały przez autorów przeinaczone”. Inny dokument, ujawniony przez twórców filmu „Reset”, ujawnia, że Kreml obawiał się w następnym roku w Rosji wizyty prezydenta Kaczyńskiego, upamiętniającej 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Ten ważny fakt został zatajony przed prezydentem RP. Tak jak wstępna faza rozmów ze stroną rosyjską, prowadzonych przez Jarosława Bratkiewicza, a dotycząca rozdzielenia wizyt premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.

„Sztandar Zwycięstwa” i Katyń

W owym obrazie wskrzeszania nowego imperium pod sztandarem Putina istotną rolę odgrywał „Sztandar Zwycięstwa”, który zawisł nad Reichstagiem po zdobyciu Berlina.

Odtąd stał się symbolem pokonania Niemiec za sprawą fotografii Jewgienija Chałdieja, ukraińskiego Żyda. To on z kawałka czerwonego obrusa zrobił sztandar i wręczył go przypadkowym żołnierzom. Moment zatknięcia jej na budynku utrwalił fotografią, wokół której budowany był ów mit wielkiego zwycięstwa. Gdy Putin nadał Defiladom Zwycięstwa na placu Czerwonym, obchodzonym 9 maja, dominujący element owej narracji odradzającej się imperialnej potęgi, ów kawałek czerwonej szmaty Chałdieja zawsze otwierał uroczystości. A 7 maja 2007 roku, pod presją Kremla, Duma przyjęła ustawę, zgodnie z którą „Sztandar Zwycięstwa jest faktycznym symbolem zwycięstwa narodu radzieckiego i jego sił zbrojnych nad nazistowskimi Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941–1945, jest relikwią państwową Rosji”. Ludobójstwo katyńskie radykalnie burzyło ten obraz. W istocie sam mord nadal mocno tkwi w mentalności współczesnych czekistów. Nikt z winnych tej zbrodni nie został ukarany, a ostatni z tych, którzy podjęli tę decyzję, Łazar Kaganowicz, zmarł 25 lipca 1991 roku – pół roku przed upadkiem zbrodniczego imperium. Dopiero w 1992 roku Jelcyn przekazał Polsce dokument z podpisami Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikojana. Na marginesie dopisane: Kalinin – za, Kaganowicz – za.

Jerzy Pomianowski podkreśla, iż „to nie Polacy, ale sami sprawcy tej masakry musieli uznać ją za przypadek najbardziej kompromitujący, skoro zalakowana koperta z podstawowymi dowodami nosiła w kremlowskim archiwum numer ewidencyjny „1” i przekazywana była sukcesywnie w ręce pierwszych sekretarzy KPZR”. Pomianowski dodaje: „Prawdziwą i wciąż przerażającą osobliwością sprawy katyńskiej jest to, że żadna inna nie była tak długo i starannie ukrywana i zakłamywana”. Paradoksalnie to jednak Olegowi Zakirowowi, majorowi KGB, który z własnej inicjatywy dotarł do bezpośrednich wykonawców katyńskiego ludobójstwa, zawdzięczamy ujawnienie tych wstrząsających danych. Za to został wyrzucony z KGB w 1991 roku rzekomo z uwagi na objawy „schizofrenii o spowolnionym działaniu”. Ale wiele zdobytych materiałów zdołał on przekazać Polsce. 

Putin po raz drugi zabija Katyń

Dzięki takim ludziom jak Oleg Zakirow (w obawie o swoje życie schronił się później w Polsce) i działaczom rosyjskiego „Memoriału”, a także naciskom Polski, w jelcynowskiej Rosji podjęto dochodzenie w sprawie Katynia. Szybko zostało zawieszone, jednak po podważeniu tej decyzji przez wyższe instancje dalej było prowadzone, ale ledwie się tliło. A gdy w 2004 roku warszawska prokuratura oficjalnie zwróciła się o informacje w sprawie prowadzonego postępowania, rosyjska prokuratura wojskowa w Moskwie poinformowała, że zostało ono ostatecznie zawieszone. Rzecznik prokuratury stwierdził, iż wydarzenia z 1940 roku należy uznawać za dawno przedawnione, bowiem „ani w prawnym, ani w państwowym sensie” nie mogą być traktowane jako ludobójstwo, które nie ulega przedawnieniu. Jak stwierdza Thomas Urban w obszernej monografii „Katyń”, rosyjscy prokuratorzy nie obalili również „oceny Berii, że wśród straconych Polaków byli »szpiedzy, dywersanci, terroryści«. Ponadto urzędowo stwierdzono śmierć jedynie 1803 Polaków z trzech specjalnych obozów i tylko w stosunku do 22 ofiar przeprowadzono urzędową identyfikację”. Urban stwierdza, iż tym samym Rosja nie uznała polskich list ofiar, „chociaż jeszcze 10 lat wcześniej rosyjskie śledztwo też na nich się opierało. (…) Pisemne uzasadnienie decyzji nigdy nie przedostało się do opinii publicznej”. Co więcej, aż 34 spośród 183 tomów akt ma klauzulę tajności. W rzeczywistości aż 116 tomów było niedostępnych. A gdy polskie rodziny ofiar mordu katyńskiego zwróciły się, aby zabici zostali objęci rosyjską ustawą „o rehabilitacji ofiar politycznych represji”, odpowiedziano im, że nie można jej zastosować do zastrzelonych polskich oficerów, ponieważ mają one zastosowania tylko w zwykłych sprawach. Rodziny ofiar poprosiły o wsparcie rosyjskiego „Memoriału” w walce z putinowskimi sądami. W dwu postępowaniach (o rehabilitacji zabitych i w sprawie ujawnienia akt) i w trzech instancjach prawnicy „Memoriału”, wolą Putina, ponieśli klęskę. Jak stwierdził Thomas Urban, rosyjscy sędziowie w uzasadnieniu „stwierdzili, że masowe groby wcale nie są dowodem politycznych represji. Wojskowy prokurator powiedział nawet, że zabójstwa mogły być uzasadnione, ponieważ wśród jeńców byli »szpiedzy, terroryści i sabotażyści«”. 

Tuska totalny reset Katynia

Pełnomocnicy 15 rodzin katyńskich ofiar wystąpili wówczas do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. RP przystąpiła do procesu jako oskarżyciel posiłkowy. 19 marca 2010 roku Moskwa Putina, na 17 stronach, przedstawiła swoje stanowisko. W dokumencie Rosja używa określenia „sprawa”, „wydarzenie katyńskie”.

Ani razu nie pada określenie „zbrodnia”, „mord”. Napisano, że zgodnie z ustawą, rehabilitacja może mieć miejsce tylko po zapadnięciu wyroku, a tak nie było w tym przypadku. Nie przewidują więc rehabilitacji osób z „wydarzeń katyńskich”, bo sędziowie nie mogli potwierdzić okoliczności zatrzymania polskich funkcjonariuszy, charakteru stawianych im zarzutów i tego, czy zostały one udowodnione. Nigdy też nie został urzędowo stwierdzony zgon ofiar ani jego charakter . Nie ma więc pewności, że Polacy zostali rozstrzelani. Moskwa stwierdziła też, że nie przekaże Trybunałowi w Strasburgu kopii postanowienia o zakończeniu śledztwa katyńskiego z 2004 roku, gdyż „zawiera ono tajemnice, których ujawnienie mogłoby narazić na szwank bezpieczeństwo kraju”. Tak samo Putin postąpi wkrótce z dochodzeniem w sprawie Smoleńska. Dokument wysłany z Moskwy to był pokaz rosyjsko-sowieckiej buty człowieka, który dziś ścigany jest listem gończym za zbrodnie przeciwko ludzkości. Z tym Putin jechał na spotkanie Tuska w Katyniu – na jego warunkach. Ale Bratkiewicz ukazuje ów reset katyński jako wielki sukces premiera RP poprzedzony jego aktywnością dyplomatyczną wobec Rosjan . Jak pisze: „Powyższe działania, którym siły i pędu dodawały wszystkie poprzednie udane kontakty premiera Tuska z Putinem i ministra Sikorskiego z Ławrowem, zaowocowały przełomową – dziejotwórczą, [podkreślenie P.G.] można by powiedzieć – decyzją strony rosyjskiej”. Było nią zaproszenie Tuska 3 lutego 2010 roku przez Putina do Katynia. Za cenę uznania przez premiera Rzeczpospolitej kłamstwa katyńskiego (to nie ludobójstwo, ale zbrodnia pospolita). Wkrótce okazało się, że także za cenę kłamstwa smoleńskiego. Bratkiewicz przyznaje, że już kilka dni po Smoleńsku postanowił wykorzystać sytuację i skierował swoje propozycje, jak to zrobić, do ministra Sikorskiego i Rotfelda. Stwierdza, iż „w rzeczonej notatce zawarłem propozycje działań, które podtrzymywałyby ten rozpęd stosunków polsko-rosyjskich, jaki im nadało spotkanie 7 kwietnia i jaki wcale się nie załamał po 10 kwietnia” [podkreślenie P.G.].

Mord prezydenta nie zamordował prawdy 

Tusk w Katyniu mówił Putinem. Rzekome pojednanie za cenę kłamstwa i przełknięcia takich pism, jakie ledwie o dni poprzedziły owe wydarzenie. Ale gdyby prezydent Lech Kaczyński nie został zamordowany, to jego słowa, które miały paść 10 kwietnia, zmiotłyby putinowskie kłamstwa: „Czym jest śmierć dziesiątków tysięcy osób – obywateli Rzeczpospolitej – bez sądu? Jeśli to nie jest ludobójstwo, to co nim jest? (...) Źródłem zbrodni jest (...) pakt Ribbentrop-Mołotow, prowadzący do czwartego rozbioru Polski. Są nim imperialne, szowinistyczne zamiary Stalina. Zbrodnia Katyńska jest – pisał o tym wyłączony w ostatniej chwili z transportu śmierci prof. Stanisław Swianiewicz – częścią „akcji (...) oczyszczenia przedpoli potrzebnych dla dalszej ekspansji imperializmu sowieckiego. Jest kluczowym elementem planu zniszczenia wolnej Polski: państwa stojącego – od roku 1920 – na drodze podboju Europy przez komunistyczne imperium”. Ale te słowa nie padły wówczas. Zarządzony został natomiast, przez media wspierające Tuska, totalny reset Katynia. Wiesław Radziwinowicz z „Gazety Wyborczej” pisał 9 kwietnia 2010 roku, komentując wspólne wystąpienie Tuska i Putina: „Chciałoby się wierzyć, że teraz skończy się niemądre oskarżanie Rosji o ludobójstwo”. Ledwie trzy lata wcześniej, 18 września 2007 roku, pisał na łamach pisma Michnika: „Domagamy się, i słusznie, by Rosjanie uznali zbrodnię katyńską za ludobójstwo”. Tusk i środowisko „Gazety Wyborczej” dokonało potężnego zwrotu – narzucili nową narrację katyńską. W głośnym artykule w „Rzeczpospoliej” z 18 kwietnia 2011 roku, a więc zaledwie rok po katastrofie smoleńskiej, pod tytułem „Kiedy Katyń przestał być w Polsce ludobójstwem”, jego autorzy nie mają wątpliwości, że: „Ludobójczy charakter zbrodni katyńskiej długo nie budził sporów. Zmieniło się to niedawno. Dlaczego?”. Nagle zbudowany został mur, bariera. Najbardziej lansowany w PRL reżyser, Andrzej Wajda, który w 2007 roku nakręcił film „Katyń”, miał stwierdzić 13 kwietnia, iż słowo „ludobójstwo” nie oddaje sprawy w przypadku Katynia. Przeciw był także doradca prezydenta Komorowskiego, zwolennik resetu z Rosją, prof. Roman Kuźniar, a także prof. Janusz Symonides, który w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” stwierdził, że nie będzie łatwe udowodnienie ludobójstwa w tym przypadku.

Ówczesna „Rzeczpospolita” przypominała: „Przez pierwszych kilkanaście lat III RP nikt w Polsce nie kwestionował ludobójczego charakteru Katynia. Nikt też nie atakował osób, które domagały się od Rosji uznania wydarzeń z wiosny 1940 r. za zbrodnię przeciw ludzkości”. Przypominano, iż także „Gazeta Wyborcza” nie śmiała wówczas podważać tego faktu. Przypomniano wywiad z prok. Stefanem Śnieżko przeprowadzony przez Jacka Żakowskiego, w którym stwierdził on jednoznacznie: „To było ludobójstwo, zbrodnia przeciw ludzkości, co znaczy, że Katyń można mierzyć tylko norymberską miarą”. Żakowski nie polemizował. W artykule przypomniano też ważki wywiad z 2005 roku dla „Gazety Wyborczej”, którego udzielił ówczesny prezes IPN, Leon Kieres. W tekście konstatował z oburzeniem, iż Rosja Putina zaczyna zmierzać w niebezpieczną stronę w sprawie Katynia. Monika Olejnik i Agnieszka Kublik, które przeprowadzały ten wywiad, wzmacniały ten przekaz Kieresa. Stwierdzały: „Przecież już w Norymberdze radziecki prokurator domagał się osądzenia przez trybunał zbrodni ludobójstwa w Katyniu według niego popełnionego przez Niemców. Jeszcze w 1993 r. i 1994 r. Rosja mówiła, że Katyń to zbrodnia ludobójstwa”. Kieres stwierdził wówczas, że zmiana postawy Rosji jest efektem decyzji politycznej podjętej na Kremlu na najwyższym szczeblu. Zaledwie kilka lat później premier RP, D. Tusk zaproponuje Putinowi, aby reset objął także Katyń.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Grochmalski