W ostatnich dniach byliśmy świadkami zamachu stanu w Nigrze, ważnym państwie na kontynencie. Wojskowa junta obaliła demokratycznie wybranego prezydenta Mohameda Baozouma. Władzę objęła armia pod dowództwem Abdourahamane’a Tchianiego. Operację ochraniali najemnicy z Grupy Wagnera. Demonstranci, którzy wyrażali poparcie dla rewolty, mieli z sobą rosyjskie flagi i wznosili okrzyki „niech żyje Putin!”, „niech żyje Rosja!”, a także „precz z Francją!”. W kraju są francuskie i amerykańskie bazy wojskowe.
Abdourahamane Tchiani był od 2011 r. szefem Gwardii Prezydenckiej. Dotychczasowa głowa państwa jest więziona w rezydencji w stolicy – Niameyu. Aresztowano także członków rządu.
Niger odgrywał bardzo ważną rolę w walce z islamskimi ekstremistami na Sahelu. Nowa sytuacja polityczna skłania Francję, a także Stany Zjednoczone do wycofania się ze współpracy z nową władzą. Sytuacja w regionie staje się coraz bardziej napięta. W tym państwie stacjonuje ponad tysiąc amerykańskich żołnierzy. Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej – ECOWAS – wezwała do powrotu demokracji i zwrócenia stanowisk legalnie wybranej władzy. Zapowiedziała także ewentualne sankcje i użycie siły. Jest to jednak głos wołającego na pustyni. Zamach stanu poparła za to Rosja. To kolejna udana operacja Grupy Wagnera, która stoi za akcjami w innych krajach Sahelu: Burkina Faso, Sudanie czy Mali.
To, czego obawiają się przywódcy krajów zachodnich, to nie tylko destabilizacja, ale przede wszystkim odcięcie od dostaw uranu importowanego z tego kraju. Choć Euroatom wydał oświadczenie, że ewentualne zerwanie kontraktów nie wpłynie na bezpieczeństwo energetyczne Europy, to z pewnością wywoła perturbacje na rynkach. Stracą przede wszystkim Francuzi, którzy poprzez firmę Orano zarządzają kopalniami uranu. Niger jest drugim co do wielkości dostawcą tego pierwiastka do Unii Europejskiej. Natomiast UE ma zapasy, które starczą na pracę reaktorów jądrowych jedynie na trzy lata.
Utrata przez Zachód Nigru to kolejna strategiczna porażka w pasie Sahelu, obejmującym Senegal, Mauretanię, Mali, Burkina Faso, Niger, Czad, Sudan i Erytreę. Jest to już siódmy zamach stanu w tej części Czarnego Lądu od 2020 r.! W regionie toczy się wojna z dżihadystami. Mauretanię, Mali, Burkina Faso, Niger i Czad wspierają Francja i USA, które mają do dyspozycji w regionie 5 tys. żołnierzy. Ich przeciwnikami są rozmaite frakcje bojowników od Al Kaidy, przez Boko Haram, Państwo Islamskie, po inne mniejsze grupy. Obecnie Sahel stał się najdłuższym na świecie pasem ziemi, gdzie rządzą wojskowe dyktatury.
W sierpniu 2020 r. miał miejsce zamach stanu w Mali. Dokonali go żołnierze z bazy wojskowej w mieście Kati. W jego rezultacie do dymisji podał się prezydent Ibrahim Keita i rozwiązano parlament. Władzę przejęli wywrotowcy. Kolejny zamach stanu miał miejsce ponad rok później. W maju 2021 r. wojsko pod dowództwem wiceprezydenta płk. Assima Goity obaliło tymczasowego prezydenta. Malijska junta zawarła umowę z Grupą Wagnera. W praktyce oznaczało to przejęcie przez Rosję kontroli nad tym afrykańskim państwem i wyparcie z niej Francji. Grupa Wagnera rozmieściła tam około tysiąca najemników. Puczyści szkolili się w Rosji, a ich środowiska organizowały prorosyjskie i antyfrancuskie demonstracje, odwołujące się do resentymentów kolonijnych. W rezultacie Francja zapowiedziała zmniejszenie swojego zaangażowania na Sahelu. Paryż poniósł sromotną, strategiczną porażkę. Kreml oznajmił, że wypełni lukę po Francji.
W styczniu zeszłego roku doszło do wojskowego zamachu stanu w Burkina Faso, za którym także stała Rosja. Rosyjskie flagi były niemal wszędzie. Kraj od lat walczy z islamskimi terrorystami. Nie pomogła interwencja Francji. Od władzy został odsunięty prezydent Faso Rocha Kabore, a rządy przejęło wojsko. Na czele buntowników stanął ppłk Paul-Henri Damiba. 10 miesięcy później dokonał się kolejny pucz. Damibę obalił kpt. Ibrahim Traore. Nową władzę także zabezpieczali wagnerowcy.
Rosja była aktywna podczas rewolty w Sudanie. Kreml wspierał obie strony konfliktu – Siły Zbrojne Sudanu SAF oraz Siły Szybkiego Wsparcia RSF. To, co interesuje Kreml w regionie, to sudańskie zasoby złota. Szczególnie intratna jest kopalnia Dżebel Amer w Darfurze. Wartość eksportu tego kruszcu szacuje się na 16 mld dol.
Wojna domowa toczy kraj, a mieszkańcom brakuje żywności, leków i wody. Rebelianci tacy jak Mohamed Hamdan Hemeti z RSF od lat współpracują z Putinem, wspierając Rosję na forum międzynarodowym. Jego dominacja oznaczałaby kolejne zwycięstwo Rosjan w Afryce.
Najemnicy Jewgienija Prigożyna sprawili, że Moskwa stała się poważnym graczem na kontynencie, zwłaszcza kosztem Francji. Rosja jest liderem dostaw broni do Afryki Subsaharyjskiej. Przez to zabezpiecza także swoje interesy geostrategiczne. Szczególnym zainteresowaniem Kremla są metale ziem rzadkich, o które toczy się zażarta globalna konkurencja. W Republice Środkowej Afryki firmy Prigożyna uzyskały koncesje na wydobywanie złota i diamentów. Ich obroty idą w miliardy dolarów. W RŚA przebywa ponad 2 tys. wagnerowców.
Kontrola nad strategicznymi surowcami, osłabienie zachodnich wpływów, manipulowanie szlakami przemytniczymi i migracyjnymi są bardzo ważnymi elementami oddziaływania Rosji na Europę. Kreml stale rozszerza swoje pole oddziaływania. Wagnerowcy rozpychają się przecież także w Libii i Syrii, tuż u granic Morza Śródziemnego. Rosja współpracuje także z Algierią. Przychylny jest im prezydent Abd al-Madżin Tabbun. Oba kraje łączy wieloletnia współpraca wojskowa.
Kreml doskonale zdaje sobie sprawę ze słabości UE. Długotrwała recesja. Rządy liberalnej lewicy w Brukseli, które skupiają się głównie na zadaniach ideologicznych: zielona rewolucja, inżynieria społeczna LGBT. Wszystko to powoduje, że Europa traci na konkurencyjności. Francja, która sama boryka się z problemami wewnętrznymi, a liczba muzułmańskich migrantów dochodzi do masy krytycznej i byle pretekst jest w stanie wywołać rewoltę, nie jest w stanie realizować już mocarstwowych celów strategicznych. Słaba prezydentura Emmanuela Macrona jest prezentem dla Kremla.
Wywołując chaos w Afryce, Rosja wykorzystuje migrantów do osłabienia Starego Kontynentu. W jaki sposób wykorzystywana jest presja migracyjna, doświadczamy na naszej wschodniej granicy, gdzie trwa akcja „Śluza”, a Rosja z Białorusią organizuje nielegalny przerzut migrantów przez zieloną granicę. Podobnie kluczową rolę w zorganizowanym przemycie ludzi do Europy przez Morze Śródziemne odgrywa Libia. Przerażeni notorycznymi rewoltami ludzie chętnie korzystają z usług wspieranych przez Rosjan przemytników.
Dochodzi jeszcze presja ekonomiczna. Widać wyraźnie, że Rosja chce uderzyć w UE przez destabilizację rynków energetycznych. Dochodzi do tego próba izolacji Europy od dostaw pierwiastków strategicznych i metali ziem rzadkich. A właśnie one są niezbędne do przeprowadzenia zakładanej przez Brukselę rewolucji ekologicznej. Bez dostępu do surowców do produkcji półprzewodników, fotowoltaiki czy nowych generacji baterii, nowoczesna gospodarka nie będzie mogła funkcjonować.
Afryka stała się ważnym ośrodkiem nacisku na Europę. Blisko połowa państw z Czarnego Lądu, nawet jeśli nie otwarcie wspiera Putina na wojnie z Zachodem, to po cichu z nim sympatyzuje. Nie przekreśli tego nawet fakt, że na ostatnim szczycie Rosja–Afryka w St. Petersburgu pojawiło się tylko 16 przywódców spośród 54 państw zlokalizowanych na tym kontynencie.
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)