Niemcy wystawiają POstkomunę na ciężką próbę i wyraźnie widać, jak bardzo rola partii zewnętrznej jest nie do pozazdroszczenia. Donald Tusk wybłagał wprawdzie zgodę na antyimigrancką retorykę, argumentując zapewne, że gdyby głosił potrzebę przyjęcia nielegalnych imigrantów, wyborów nie wygra i z rozbudowy interesów niemieckich nad Wisłą niewiele wyjdzie.
Wiedzą to i w Komisji Europejskiej, bo co innego mówią Polakom, a co innego gdzieindziej. YIva Johansson, komisarz ds. wewnętrznych, w TVN zapewnia, że nikt Polski nie będzie zmuszał do relokacji, a dwa dni potem we Włoszech mówi, że każde państwo będzie płaciło kary, jeśli nie zgodzi się przyjmować imigrantów, bo „solidarność” jest „obowiązkowa”. Wolno zatem Tuskowi i jego towarzyszom opowiadać, że bardzo nie chcą imigrantów, ale nic więcej. Przeciwnie – robić mają coś wbrew tym słowom. Politycy PO zarówno w Sejmie, jak i Senacie przedstawili projekty uchwał, które mają zobowiązywać rząd do przyjęcia mechanizmu relokacji w pakcie migracyjnym. To niemiecka presja na polski rząd przed kolejnym spotkaniem Rady Europejskiej. POstkomuna nie ma wyjścia – wie, że to ją topi – ale rozkaz to rozkaz. Ciekawe tylko, czy był opatrzony słówkiem „schnell”?