"Razem z pasem przyfrontowym można uznać, że na 1/5 terytorium Ukrainy odbywa się aktywna wojna, ale faktycznie bezpiecznego miejsca w tym kraju, przed śmiercią z nieba, nie ma żadnego - stwierdził w rozmowie z red. Katarzyną Gójską na antenie Telewizji Republika przebywający na Ukrainie korespondent stacji Wiktor Newelicz. Odniósł się w ten sposób do nocnego ataku na Lwów, który był pierwszym w tym mieście, wymierzonym w obiekt cywilny. Z relacji Newelicza wynika, że pomimo tego, że w kraju toczy się wojna, to mieszkańcy tej miejscowości przeżyli szok w związku z rakietowym ostrzałem.
W wyniku ataku rakietowego na lwowski budynek mieszkalny zginęło przynajmniej sześć osób, a 40 innych zostało rannych. Uszkodzeniu ulec miało 35 budynków. W rozmowie z red. Katarzyną Gójską Witold Newelicz podkreślił, że miasto Lwów było wcześniej atakowane, jednak celami były obiekty infrastruktury ."Faktem jest, że Lwów stanowi ważne zaplecze dla frontu. Choćby te szpitale lwowskie, które leczą wielu rannych żołnierzy" - przyznał. Lecz jak zauważył - jest pierwszy przypadek ataku na obiekt cywilny.
"Rakieta trafiła budynek z '35 roku, to taka spuścizna Polski. On był zasiedlony, to są normalne miejskie mieszkania i po raz kolejny, kolejne miasto Ukrainy stało się celem bandyckiego ataku terrorystów ruskich. Raczej celem wystraszenia, bo widzimy, że w pobliżu celów militarnych nie ma, poza tym, pocisk był precyzyjny"
Korespondent Telewizji Republika zwrócił uwagę, że mieszkańcy Lwowa, pomimo wojny starli się żyć normalnie i miejscowość różniła się od tych wysuniętych na wschód kraju. Zaznaczył jednak, że ze względu na kończące się rakiety Rosjan, moskiewskie siły starają się od maja trafiać cele, które według przypuszczeń, będą miały najsłabszą obronę przeciwrakietową, czego przykładem był np. dramat w miejscowości Humań. Jak przyznał, niestety wojskom Federacji Rosyjskiej często się to udaje, ponieważ Ukraińcy nie mają wystarczającej ilości wyposażenia.
"Działania frontowe i tereny okupowane to 1/7 terytorium. Razem z pasem przyfrontowym można uznać, że na 1/5 terytorium Ukrainy odbywa się aktywna wojna, ale faktycznie bezpiecznego miejsca w tym kraju, przed śmiercią z nieba, nie ma żadnego. Ludzie na Ukrainie coraz częściej się o tym przekonują"
Jako dowód na swoje słowa opowiedział, jak wyglądała tragiczna noc we Lwowie. Według jego relacji, alarmy przeciwlotnicze w mieście stały się na tyle powszechne, że mieszkańcy przestali się nimi szczególnie przejmować. "Dzisiaj w stanie najwyższej konieczności starali się znaleźć schronienie, a schrony były pozamykane" - zaznaczył.
Dodał, że w związku z tą sytuacją, mer miejscowości wydał rozporządzenie o tym, że schrony mają być cały czas otwarte, a kwestia dozoru nad nimi będzie spoczywać na administratorach i gospodarzach tych budynków. "Nie może być takiej sytuacji, że ludzie nie mogą się ukryć, chociaż te miejsca są dla nich przygotowane" - ocenił.
Odnosząc się do obecnie trwających walk ocenił, że najlepsze wiadomości nadchodzą z okolic Bachmutu na południu Ukrainy. "Ukraińcy są już prawie w miejscowości Kyseliwka, udało im się opanować wszystkie te wzgórza, które późną zimą - wczesną wiosną Rosjanie zajęli" - przekazał.
Mówiąc o froncie na Donbasie ocenił, że tam ukraińska kontrofensywa nie będzie przesuwać się zbyt szybko. Wskazał, że jest to teren mocno zabudowany i przypomniał jak przejmowali ten teren Rosjanie: "najpierw trzeba było miasto zamienić w kupkę gruzu, a później ogłosić jego zdobycie". "Podobne wyzwanie czeka wojska ukraińskie, jeżeli będą chciały frontalnie atakować aglomeracje na Donbasie" - stwierdził.