O tym, co się stanie w naszej ojczyźnie z katolicyzmem w najbliższych dziesięcioleciach, zadecyduje przede wszystkim to, ilu jej mieszkańców zachowa wiarę i jaka będzie jej jakość. Prof. Stanisław Grygiel apeluje: „Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek Kościół winien skupić się na modlitwie o zachowanie wiary w ludziach, bo sukcesy na innych polach działalności nic mu nie pomogą”.
Istotny wpływ na jego losy będzie mieć to, w jaki sposób zostanie u nas rozstrzygnięty kulturowy spór: czy świadomość Polaków zdominują środowiska liberalno-lewicowe, czy konserwatywne, oraz to, ilu z nas będzie słuchać Boga, a ilu bożka-hedonisty. Zgadzam się z prof. Mieczysławem Rybą, który ostrzega: „Największym zagrożeniem dla Kościoła nie są jego otwarci wrogowie”, lecz „jego własna bierność i naiwność. Branie za dobrą monetę propagandy przeciwnika”. Ostatnie marsze w obronie św. Jana Pawła II, w których brało udział zasadniczo pokolenie solidarnościowo-papieskie, wskazują, że za ok. trzydzieści, czterdzieści lat nastąpi, niestety, radykalne ilościowe osłabienie polskiego katolicyzmu.