Życie na okupowanym przez Rosjan Krymie to dla ukraińskich partyzantów ciągła walka o przetrwanie. Jak wygląda? Mimo trudnych warunków, Ukraińcy nie odpuszczają i organizują akcje dywersyjne. Tak działają Krymskie Mewy Bojowe!
Palą rosyjskie samochody, podkładają ładunki wybuchowe pod rosyjskie obiekty - około tysiącosobowa grupa ukraińskiego podziemia na Krymie ma co robić. W szeregach "Krymskich Mew Bojowych" znajdują się Ukraińcy i krymscy Tatarzy.
„Krymskie Bojowe Mewy są oddziałem partyzanckim. Nasz główny trzon sformował się po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na pełną skalę, ale jest wśród nas wielu takich, którzy byli aktywni i stawiali opór od 2014 roku, od początku okupacji półwyspu” – wyjaśniają. Wiosną ubiegłego roku jednostka się zawiązała i dzielnie walczy, imponując szybkością działania. Dla wrogów są nieuchwytni.
Większość należących do ruchu Mew mieszka bezpośrednio na Krymie. Inni musieli opuścić półwysep ze względów bezpieczeństwa. Jeszcze inni „po prostu podróżują” na Krym z części kontynentalnej Ukrainy. Zaczęli od wojny informacyjnej, rozpowszechniając plakaty, później doszły do tego akcje hakerskie. Mewy to wszechstronna organizacja. W końcu przeszli do mocnych czynów.
- Część naszej pracy obejmuje fizyczne działania mające na celu destabilizację możliwości okupantów - wskazują. Partyzanci sporządzają też czanre listy Rosjan, którzy popełnili przestępstwa. Robią to przy wielkim wsparciu lokalnej społeczności, ale też pod próbami zastraszania czy przedostania się w szeregi Mew ze strony Rosjan.
Według Krymskich Mew rosyjskie władze okupacyjne w oczekiwaniu na kontrofensywę Sił Zbrojnych Ukrainy nasilają represje wobec ludności cywilnej na Krymie. Ludzie są zwalniani z pracy i wydalani ze szkół i uczelni. Budzi to jednak także protesty społeczeństwa. - To daje dodatkową nadzieję, że Krym już wkrótce powróci do Ukrainy - kończą partyzanci.