To, co wyprawia lewica w USA w kwestii okrutnego mordu dokonanego przez osobę transpłciową na dzieciach uczęszczających do katolickiej szkoły, to jedna z najbardziej obrzydliwych rzeczy, jakie można sobie wyobrazić.
Rozmaite trans-organizacje zamiast po prostu napiętnować mordercę i wyrazić współczucie wobec ofiar masakry, rozpoczęły kampanię… ocieplającą wizerunek psychopaty, który dokonał mordu. Nie żartuję. Mogliśmy się dowiedzieć, że tak dzieci, jak i morderca są takimi samymi ofiarami. Nie chcę nawet myśleć o tym, co muszą czuć rodzice zabitych, widząc tę podłość. Co ciekawe, podczas niedawnej strzelaniny, której sprawca też określał się jako osoba trans, a której ofiarami byli bywalcy klubu LGBT, nie próbowano go w ten sposób „wybielać”. Czytelnikom pozostawiam odpowiedź na pytanie, czym różniły się te masakry. Pamiętajmy zresztą o jednym prostym fakcie.
Odpowiednie napiętnowanie sprawcy jest absolutnie koniecznym elementem prewencji. Pokazaniem, że na żadnym poziomie to się „nie opłaca”, nie przynosi oczekiwanego skutku. Tym samym robienie ze sprawcy ofiary to nie tylko splunięcie w twarz rodzicom pomordowanych dzieci. To nie tylko tańczenie na ich grobach, obrażanie niewinnych, którzy zginęli. Jest czymś dużo gorszym nawet od tych potworności. Może bowiem prowadzić do kolejnego takiego czynu. Na początku, tuż po tej niewyobrażalnej tragedii, ucieszyłem się, że prawica nie działa w tej kwestii jak lewica. Że nie próbuje robić z jednego wariata, ewidentnie chorego człowieka, reprezentanta całego środowiska LGBT.
Że, w przeciwieństwie do lewicy, nie instrumentalizuje tej zbrodni, nie krzyczy: „Spójrzcie, do czego prowadzi ideologia, której nie lubimy”. Patrząc jednak na to, co dzieje się po stronie lewicy w USA, co wyprawiają organizacje określające siebie jako „reprezentujące trans-osoby”, reakcja i napiętnowanie są konieczne. Bo dziś to oni zapraszają kolejnych morderców do popełniania podobnych morderstw.