Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Unijny zarzut braku praworządności w Polsce. Prof. Grabowska dla Niezalezna.pl: to pałka do bicia

- Oskarżenie Polski o nierespektowanie reguły praworządności, to zarzut, który w środku jest absolutnie bez treści. Polska jest traktowana inaczej niż pozostałe państwa UE. Starej Europie wolno więcej, np. Francja ostro tłumi manifestacje społeczne od czasu żółtych kamizelek, a Niemcy nie respektują jednego z wyroków TSUE, bo uznały, że narusza ich tożsamość konstytucyjną. Polsce natomiast daje się kary dzienne i to decyzją, która nie ma osadzenia traktatowego. W mojej opinii tak rozumiana idea praworządności, to taka unijna pałka do bicia - podkreśla w rozmowie z nami prof. Genowefa Grabowska, specjalista prawa międzynarodowego i europejskiego.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
pixabay

Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania Władimira Putina za bezprawną deportację dzieci do Rosji. Co ta decyzja oznacza?

To bezprecedensowa sytuacja. Przywódca Rosji, mocarstwa atomowego, stałego członka Rady Bezpieczeństwa - dopuszcza się takich zbrodni, że MTK ściga go nakazem aresztowania. Zarzuca mu się uprowadzanie ukraińskich dzieci, odrywanie ich od rodzin, poddanie rusyfikacji, zresztą na wzór Niemiec hitlerowskich, które prowadziły taki proceder w Polsce wobec dzieci z Zamojszczyzny. 

Jakie są szanse, by Putin trafił do więzienia?

Na każdym państwie, które uznaje trybunał karny - ciąży obowiązek dostarczenia Putina do Hagi. Jeżeli Putin nie wychyli się ze swojego bunkra, co jest prawie pewne, wtedy nakaz aresztowania zawiśnie nad nim, jako faktyczna groźba. Jednak dla Rosji jest to ogromny cios prestiżowy. Prezydentem Rosji jest teraz człowiek ścigany międzynarodowym nakazem aresztowania. Rosja oczywiście odrzuca jurysdykcję trybunału w Hadze, ale to nie ma większego znaczenia. Uprowadzenie, a właściwie kradzież dzieci, to poważna zbrodnia międzynarodowa, naruszająca nie tylko przepisy statutu trybunału haskiego, ale także wielu innych aktów prawa międzynarodowego. Przypadki kradzieży dzieci idą w dziesiątki, a ponoć w setki tysięcy. Nie wiemy, gdzie one są, nie wiemy - czy będą mogły kiedykolwiek wrócić do domu. I za tę zbrodnię wobec młodego pokolenia Ukrainy Putin musi odpowiedzieć. Większość państw doskonale to rozumie. Np. Austria - członek Unii Europejskiej - od razu zapowiedziała, że jeśli Putin pojawi się na jej terenie, natychmiast zostanie przekazany do Hagi. Czy wszystkie państwa, by tak postąpiły? Trudno powiedzieć.

Haski nakaz aresztowania oznacza, że dla Putina świat się bardzo zawęził. Tak skompromitowany przywódca kierujący wprawdzie dużym państwem, ale państwem agresorem, jest dla swojego kraju poważnym obciążeniem. Tak było np. w konflikcie na Bałkanach i kiedy dochodziło do rozmów pokojowych zbrodniarze wojenni byli wydawani trybunałowi w Hadze, osadzeni i do dziś siedzą w więzieniu. I tak, np. gen. Ratko Mladić, odpowiedzialny m.in. za masakrę w Srebrenicy, został w 2017 roku skazany - przez trybunał, utworzony specjalnie dla osądzenia zbrodni popełnionych w byłej Jugosławii - na dożywocie za ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne.
Natomiast MTK w Hadze, działający w obecnej formule od roku 2002,  jest trybunałem stałym, który wydał bezprecedensowy nakaz aresztowania Putina w związku z jego odpowiedzialnością za zbrodnię uprowadzenia dzieci ukraińskich. Trzeba dodać, że w obszernym katalogu prawa międzynarodowego nie ma takiej zbrodni wojennej, której Rosjanie nie dopuściliby się na terenie Ukrainy. Udokumentowano okrutne morderstwa, gwałty, kradzieże, uprowadzenia. Wojska rosyjskie postępują niczym Tatarzy, którzy przed wiekami przeszli przez ziemie europejskie zabijając, niszcząc, pustosząc…  To potworne, zważywszy, że żyjemy w środku Europy i to w XXI wieku.

Polska dalej nie ma pieniędzy z KPO, z powodu rzekomego braku praworządności. Niedawno w czasie wizyty Donalda Tuska na Śląsku jeden z uczestników spotkania wykrzyczał: - "Nie ma pieniędzy, bo donosisz do Brukseli"... Niestety opozycja stale buduje negatywny klimat wokół Polski. Co gorsza, mamy prawie 500 milionów euro kar nałożonych na nasz kraj... 

To zmasowany atak na Polskę pod tytułem nierespektowania reguły praworządności. Kiedy dochodzimy jednak do sedna okazuje się, że zarzut łamania praworządności jest bez konkretnej treści, jest niedefiniowalny. Tego typu zarzuty, które czyni Komisja Europejska można skierować wobec wielu innych państw UE. Kiedy my powoływaliśmy się, np. że identycznie jak w Polsce wybiera się sędziów w Niemczech, Francji lub że podobne reguły obowiązują w Hiszpanii; odpowiadano nam - tak, ale to są stare demokracje i jesteśmy pewni, że tam wszystko będzie dobrze, a w Polsce - nie. Polskę traktuje się inaczej niż pozostałe państwa członkowskie. W myśleniu ciągle tkwi podział na starą i nową Europę, pomimo że to przecież jedna Unia. Niestety reguły dotyczące oceny starej Europy są inne, tam wolno więcej, np. we Francji można ostro tłumić manifestacje i to nie narusza praworządności; podobnie wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe mówiący, że Niemcy nie będą respektowały jednego z wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE, bo jest niezgodny z ich konstytucją, też nie jest problemem. Na Polskę natomiast nakłada się wysokie kary dzienne i to decyzją, która nie ma osadzenia traktatowego. Ponadto, nie jest to kara nałożona wyrokiem TSUE, ale decyzją jednej sędzi, co więcej  - nie można się od tej decyzji odwołać. W mojej opinii – unijni urzędnicy używają wobec Polski nie dającej się zdefiniować zasady praworządności, jako pałki do bicia… Spory wewnątrz UE zdarzają się i to często, ale zastrzeżenia wobec państw członkowskich muszą być formułowane w sposób jasny, oparty na faktach, z uwzględnieniem zasady równego traktowania oraz z poszanowaniem ich tożsamości konstytucyjnej - art. 4 ust. 2 TUE. UE nie może zatem narzucać państwu jakichkolwiek rozstrzygnięć, które są sprzeczne z jego konstytucją.

Niestety, w sporze z Polską mamy do czynienia właśnie z taką próbą. Fałszywy obraz Polski jako państwa łamiącego niezdefiniowaną praworządność został tak głęboko zakorzeniony, że trudno teraz walczyć z wiatrakami. Przez cały czas pytaliśmy - jakie konkretnie przepisy unijnych traktatów Polska naruszyła, na czym polega „niepraworządność”. Okazuje się, że Komisja Europejska rozszerza swoje kompetencje, operuje ogólnikami, formułuje zastrzeżenia co do przewidzianego w ustawie sposobu wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, krytykuje np. fakt, że czyni to polski Parlament, chociaż identyczne procedury od lat funkcjonują w innych państwach członkowskich i nie wzbudzają krytyki, ani żadnego zainteresowania KE. Co więcej - na Malcie np. dopuszczono sytuację, iż premier może wskazać kandydata na sędziego, a prezydent go zatwierdza; czyli władza wykonawcza zatwierdza członka władzy sądowniczej. Tam to uchodzi u nas - nie. W sporze o KRS było widoczne silne wsparcie dla unijnego podejścia ze strony polskich sądów i części sędziów, którzy utracili możliwość wpływu na skład tego organu. A przypomnę, że art. 178 ust. 3 naszej Konstytucji zakazuje sędziom uczestniczyć w działalności publicznej, nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Ci sędziowie, którzy tego nie rozumieją, nie powinni już orzekać, polityczna otoczka ich działalności jest bowiem sprzeczna z Konstytucją.

To znaczy?

Konstytucja zabrania sędziemu angażowania się politycznie. Ten, kto nie respektuje tego zakazu i chce być politykiem niech nim będzie, ale niech nie wykonuje zawodu sędziego, bo sędzia musi być niezawisły. Kiedy w Stanach Zjednoczonych pani sędzia Ginsberg z Sądu Najwyższego lekko skrytykowała D. Trumpa w czasie kampanii wyborczej podniósł się szum, że sędziowie muszą być apolityczni i nie wolno im tego czynić. Sędzia szybko wycofała się ze swojej opinii. U nas niektórzy sędziowie zupełnie się zatracili w polityce, nic sobie nie robią z konstytucyjnego przepisu, co więcej - uważają że powinni uczestniczyć w życiu publicznym. Natomiast prawo sędziego do udziału w życiu politycznym jest ograniczone właśnie dlatego, że ma on być niezależny i nie może pracować na rzecz żadnej strony politycznego sporu.

Takie argumenty wykorzystuje też opozycja. 

Tak. Swoimi błagalnymi prośbami, np. w Parlamencie Europejskim i wołaniem: - "Nie dawajcie Polsce pieniędzy, a jeśli to nie wszystkie" i podszeptami na ucho urzędnikom unijnym, doprowadziła do sytuacji zablokowania wypłat z KPO. A przecież to nie są pieniądze z budżetu UE, one pochodzą z pożyczek, które także Polska gwarantowała! To działanie przeciw własnemu krajowi i jego obywatelom jest żałosne. To smutne, że zatraciliśmy poczucie przynależności. Jeżeli coś się nam nie podoba walczmy z tym, próbujmy się dogadać, próbujmy coś zmienić. Ale róbmy to „w domu”, bo tylko w ten sposób można rozwiązać polski spór. Jeżeli jednak wychodzimy na zewnątrz i mówimy: - "Zróbcie tu za nas porządek"; przypomina mi się koniec XVIII wieku, kiedy właśnie w ten sposób udaremniono próbę uzdrowienia Polski i naprawienia jej systemu poprzez wprowadzenie nowej Konstytucji. Teraz opozycja uważa, że wyłącznie na hasłach krytyki i negacji może dojść do władzy - to błąd. Tak się do władzy nie dochodzi. By dojść do władzy trzeba mieć i umieć znacznie więcej, a więcej nie ma...

 



Źródło: niezalezna.pl

Agnieszka Kołodziejczyk