Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Inna tarcza 15 lat później

W połowie marca Amerykańska Agencja Obrony Przeciwrakietowej poinformowała, że jeszcze w roku 2023 jesienią montowany w bazie w Redzikowie system przeciwrakietowy Aegis Ashore osiągnie zdolność operacyjną. Oznacza to, że jeden z najbardziej zagadkowych i z pewnością najciekawszych procesów politycznych z dziedziny stosunków międzynarodowych i naszego bezpieczeństwa strategicznego zbliża się do finału.

Finał ten jednak został odsunięty w czasie, albowiem tak zwana tarcza antyrakietowa, której kolejnym wcieleniem jest system montowany na byłym wojskowym lotnisku w Redzikowie, powinna była i mogła zostać zainstalowana już wiele lat temu, zmieniając na dobre stosunki bezpieczeństwa międzynarodowego w naszej części świata. Sam fakt, że konferencja szefa agencji przeszła w Polsce bez echa, jest znamienny. W czasach, kiedy Donald Tusk z Radosławem Sikorskim wykuwali podstawy polityki resetu relacji z „Rosją taką, jaką ona jest”, to właśnie sprawy tarczy antyrakietowej były kluczowym zagadnieniem, na temat którego dyskutowali politycy zarówno w Polsce, jak i poza naszymi granicami. Ostatecznie to właśnie postawa tego politycznego duetu spowodowała, że przeciągane w nieskończoność negocjacje ze stroną amerykańską zakończyły się fiaskiem. W efekcie Amerykanie, nie widząc woli porozumienia po stronie polskiej, zrezygnowali z budowy pierwszej stałej bazy na terenie naszego kraju.

Projekt został zarzucony na wiele lat. Według pierwszych ocen i planów, system zwany tarczą antyrakietową miał być zrealizowany do roku 2011, zmieniając na stałe sytuację geopolityczną Polski. Tak się jednak nie stało. Plany polityczne polityków Platformy Obywatelskiej zakładały wówczas innego rodzaju kierunek. Ten, który został wytyczony przez budowę dwóch nitek gazociągów Nord Stream i który opisywany był przez Władimira Putina oraz Dmitrija Miedwiediewa jako wspólna przestrzeń polityczno-gospodarcza od Lizbony po Władywostok. Ten projekt polityczny od początku zawierał nie ogłaszany publicznie, ale oczywisty cel. Ograniczenie, a w perspektywie pozbycie się w ogóle amerykańskiej obecności w Europie. Do tego sprowadza się właśnie sens budowania tego projektu. Wielokrotnie mówił o tym Władimir Putin, wysłuchiwany na światowych salonach w trakcie konferencji, takich jak ta w Monachium czy w czasie kolejnych wystąpień przed tworzonymi specjalnie w tym celu gremiami, na które ochoczo jeździli również politycy z Polski. Bywali tam między innymi: były poseł, a obecnie redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik, były premier, a obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, wybrany z listy tworzonych przez Platformę Obywatelską, Leszek Miller, oraz były wiceurban i zastępca Goebbelsa Stanu Wojennego, a w tej chwili jeden z najgorętszych pomocników Donalda Tuska na froncie obrony przywilejów komunistycznej bezpieki, Andrzej Rozenek. Na imprezy, w trakcie których kształtowała się taka polityka, jeździli też dziennikarze z Polski. Ich wyjazdy organizował wydalony z naszego kraju pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji Leonid Swiridow, podający się za dziennikarza człowiek wywiadu SWR.

Klimat rozmów z „Rosją taką, jaką ona jest” w latach 2007–2014 okazał się na tyle przyjazny dla koncepcji lansowanych przez Kreml, że w Polsce tarcza antyrakietowa nie powstała. Temat powrócił dopiero po latach. Kiedy USA ogłosiły już rezygnację z pierwszej koncepcji tarczy, na horyzoncie zaczęła majaczyć kolejna. Ratyfikowanie umowy o budowie w Polsce bazy przesunęło się z roku 2008 na rok 2011, a rozpoczęcie samych prac, które w tej chwili są na ukończeniu, miało miejsce w maju 2016 roku. I tak jak w wielu innych przypadkach, również w tym okazało się, że duże, skomplikowane, międzynarodowe projekty polityczne są możliwe do zrealizowania. Wymagają jednak jednej podstawowej rzeczy, której z jakichś powodów brakowało przez lata duetowi Sikorski–Tusk. Woli politycznej do ich realizowania. Ci dwaj reprezentanci polskiej klasy politycznej zdecydowali się własne talenty i wolę polityczną użyć w innej sprawie. Bardziej przyziemnej. Rozwoju własnych karier. W wypadku Tuska się udało, w wypadku Sikorskiego nie bardzo. Prowadzoną przez MSZ kampanię na rzecz uczynienia go sekretarzem generalnym NATO zarówno Polska, jak i sam Sikorski przegrali z kretesem. I trudno się temu dziwić. Sposób załatwienia sprawy tarczy przeciwko rządowi USA musiał zapalić lampki na kilku ważnych biurkach w zaciszu gabinetów za oceanem. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń