Co stanie się w Polsce, gdy – jak w 1794 r. – wyciekną nazwiska rosyjskiej agentury razem z pokwitowaniami? Tej, której jak wiadomo, po 45 latach władzy z sowieckiego nadania, nie ma? A już najbardziej nie ma jej w mediach. Prawdziwy cud – pół wieku robienia przez media PRL-u prosowieckiej propagandy i ani jednego agenta!
Że brak dziennikarskich śledztw w sprawie katastrofy smoleńskiej oraz robienie na okładkach tygodników świrów z tych, którzy usiłują dojść prawdy, budzi u niektórych inne podejrzenia? Że chwyty tej kampanii robią wrażenie skopiowanych zagrywek rosyjskich służb? Opozycyjny kandydat Kasparow zaczyna być denerwujący, to wpuszczamy mu w czasie konferencji latającego, zdalnie sterowanego penisa. Gawiedź ma rechotać, prawie jak z tego, że Putin dzwonił do Biniendy. Jak silne muszą być uzależnienia szefów polskich mediów, że godzą się współtworzyć tę samą kampanię, w której rosyjski „bloger” zamieszcza w internecie nagie zdjęcia ciał ofiar katastrofy? Oni wiedzą, że historia oceni ich tak samo jak tych, którzy głosili kłamstwo katyńskie. Że nie będą nazywani żadną „liberalną” czy jakąkolwiek inną stroną sporu, a po imieniu – zdrajcami. Oni to wiedzą, ale mają inne priorytety.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz