Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Rezydent polskiej mafii pod ochroną służb

Jeremiasz Barański ps. Baranina, wiedeński rezydent „Pruszkowa”, podejrzewany m.in. o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały, został w latach 70.

Herbert Pfarrhofer/PAP/EPA
Herbert Pfarrhofer/PAP/EPA
Jeremiasz Barański ps. Baranina, wiedeński rezydent „Pruszkowa”, podejrzewany m.in. o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały, został w latach 70. zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o ps. Zawisza – wynika z akt komunistycznej bezpieki, do których dotarła „Gazeta Polska”. Barański w latach 80. na terenie Austrii prowadził również interesy z żołnierzami Zarządu II Sztabu Generalnego. Te fakty tłumaczą, dlaczego przez całe lata wymykał się polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

Jeremiasz Barański uchodził za jednego z najpotężniejszych ludzi przestępczego podziemia Europy. Chociaż jego nazwisko pojawiało się w sprawach najbardziej spektakularnych zabójstw w III RP i śledztwach gospodarczych, nie trafił na ławę oskarżonych polskiego wymiaru sprawiedliwości. W areszcie znalazł się dopiero w związku ze zleceniem zabójstwa ministra sportu w rządzie AWS Jacka Dębskiego, który został zastrzelony 11 kwietnia 2001 r. Dwa lata później, 7 maja 2003 r., w celi wiedeńskiego aresztu znaleziono martwego Jeremiasza Barańskiego, powieszonego na pasku przywiązanym do zasuwy okiennej w jego celi. Za kilka dni miał się rozpocząć jego proces, w którym był oskarżony o zlecenie zabójstwa Dębskiego.

„Baranina” w archiwach IPN

W IPN zachowały się m.in. zapisy ewidencyjne dotyczące Jeremiasza Barańskiego. Wynika z nich, że od końca lat 60. pozostawał on w zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa w związku z działalnością przestępczą. Był m.in. skazany w 1975 r. na karę pozbawienia wolności – we wrześniu 1972 r., posługując się niebezpiecznym narzędziem, próbował wymusić złote monety. Kolejna adnotacja dotyczy 1978 r., gdy w Budapeszcie posługiwał się fałszywym paszportem na nazwisko Wejse Robert. Władze PRL dały Barańskiemu paszport, mimo że wprowadził do niego fałszywe dane. W kwestionariuszu paszportowym z 8 marca 1978 r. podał nazwisko panieńskie matki Kenig, chociaż w rzeczywistości nazywała się ona Matuszyńska. Napisał również, że nie był karany, tymczasem funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa dopisał: „Kłamie. W 1977 r. wyszedł z więzienia po odbyciu kary 8 lat więzienia”. Co ciekawe, natychmiast po wyjściu na wolność Barański dostał paszport i udał się na 6 miesięcy do ZSRS.

Po wyjeździe do Austrii ożenił się z obywatelką tego kraju i wystąpił do władz PRL o paszport konsularny, który otrzymał bez żadnych problemów. Już wtedy w dokumentach figurował jako TW „Zawisza” – teczka pracy tajnego współpracownika została zniszczona w 1980 r. Z dokumentów IPN wynika, że zostały zniszczone także mikrofilmy dotyczące Jeremiasza Barańskiego – zachowały się jedynie wpisy ewidencyjne oraz akta paszportowe. Wynika z nich m.in., że Jeremiasz Barański urodził się w 1945 r. w Sopocie, gdzie trafili jego rodzice. Walczyli oni w sowieckiej partyzantce przeciwko żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego. Obydwoje byli inwalidami wojennymi. W latach 60. XX w. przeprowadzili się do Warszawy.

Niebezpieczne związki

Na początku lat 80., niedługo po tym, jak Służba Bezpieczeństwa złożyła sprawę „Zawiszy” do archiwum, Jeremiasz Barański, który mieszkał już na stałe w Wiedniu, nawiązał kontakt z międzynarodowymi handlarzami bronią, m.in. z Monzerem al-Kassarem oraz ze współpracującymi z nimi oficerami II Zarządu Sztabu Generalnego, m.in. z Tadeuszem Koperwasem, ps. Derwisz.

W stolicy Austrii ulokowali swoje przedsięwzięcia Aleksander Żagiel i Andrzej Kuna. Jeremiasz Barański robił z nimi interesy. Żagiel i Kuna zatrudniali w swojej firmie Władimira Ałganowa, sowieckiego szpiega. W Wiedniu „Baranina” nawiązał też kontakt z Edwardem Mazurem, który także miał tu przedstawicielstwo swojej firmy.

Na początku lat 90. Jeremiasz Barański był ścigany przez polską prokuraturę za zlecenie okaleczenia opolskiej prokurator Wiolantyny Mataniak – nieznany sprawca oblał jej twarz kwasem solnym. Prokurator Mataniak prowadziła śledztwo w sprawie gigantycznego przemytu nielegalnego spirytusu z zachodu Europy do Polski – podczas jednej z akcji zarekwirowano ponad 410 tys. litów spirytusu. Wartość kontrabandy wyniosła ponad 43 mld starych złotych. Mózgiem przemytniczej operacji był Barański, za którym wystawiono międzynarodowy list gończy. W grudniu 1994 r. „Baranina” został zatrzymany na lotnisku w Brukseli przez belgijską policję. Po przewiezieniu go do Polski w areszcie natychmiast zjawił się jego adwokat, mec. De Virion. Przekazał prokuraturze, że jego klient jest ciężko chory i wkrótce przyjdą z Wiednia dokumenty potwierdzające jego leczenie. Tak też się stało: w ekspresowym tempie dostarczono do Polski ekspertyzę stwierdzającą u Barańskiego psychozę schizoafektywną. Dokumenty dotyczące terapii psychiatrycznej, którą miał przejść w klinice wiedeńskiej, stały się podstawą do zwolnienia Barańskiego z aresztu – decyzję podjęli przełożeni prokurator Mataniak. Dopiero później okazało się, że przedstawione w prokuraturze dokumenty były sfałszowane – Barański nigdy nie był pacjentem kliniki, której nazwa figurowała w dokumentach, a lekarze, których podpisy widniały na ekspertyzie, w ogóle nie widnieli w austriackim spisie psychiatrów.

Zlecenie na Papałę

Nazwisko Jeremiasza Barańskiego pojawia się także w śledztwie dotyczącym zabójstwa szefa policji gen. Marka Papały. Według zeznań świadków „Baranina” współdziałał w organizowaniu zamachu na Papałę i miał zapewnić jego stałą obserwację. To zadanie dostał podwładny „Baraniny” Rafał Kanigowski, który przez wiele miesięcy prowadził obserwację generała. Jaka była jego rola w egzekucji szefa policji? Nie wiadomo, ponieważ Kanigowski został zastrzelony we wrześniu 1998 r, trzy miesiące po zabójstwie Marka Papały. Co ciekawe, informacja o jego roli w zbrodni była znana policji zaraz po śmierci generała, ale do prokuratury dotarła sześć lat później.

Ujawnił to Rafał Pasztelański na portalu tvp.info. Niespełna trzy tygodnie po zabójstwie szefa policji do oficera dyżurnego mokotowskiej komendy zadzwonił anonimowy mężczyzna. Informator powiedział, że w zabójstwo gen. Papały zamieszani są Rafał Kanigowski ps. Gruby vel Pułkownik oraz Marcin P. Policjant sporządził notatkę i przekazał ją do Komendy Głównej Policji. Te niezmiernie ważne informacje zaginęły jednak w tajemniczy sposób na długie sześć lat. Dopiero w 2004 r. austriacki policjant, zdziwiony, zapytał prokuratorów, dlaczego nie wykorzystują wiedzy Marcina P., który był kierowcą Kanigowskiego. Marcin P. zeznawał bowiem w Wiedniu w sprawie działalności Barańskiego. Kanigowski był jego warszawskim rezydentem. Prokuratorzy zaczęli szukać Marcina P. i tak natrafili na „zagubioną” notatkę.

To właśnie ze względu na swoje znajomości w środowiskach przestępczych Jeremiasz Barański został tajnym współpracownikiem EDOK (Einsatzgruppe zur Bekämpfung der organisierten Kriminalität) – formacji w austriackiej policji zajmującej się ściganiem zorganizowanej przestępczości. Za przekazywane informacje Barański był sowicie wynagradzany. Okazało się, że współpracował i pobierał pieniądze od EDOK nawet wtedy, gdy w Niemczech skazano go za przemyt papierosów na dwa lata więzienia w zawieszeniu i wysoką grzywnę. Skandal związany z działalnością EDOK w związku z Jeremiaszem Barańskim doprowadził do rozwiązania tej formacji, co nastąpiło już po śmierci gangstera.
 

W tekście wykorzystałam informacje z mojej książki pt. „Cień tajnych służb”, która ukazała się w maju br. nakładem wydawnictwa M.

 



Źródło: Gazeta Polska

Dorota Kania