Donald Tusk chce oczyścić Polskę z – jak to powiedział w Krośnie Odrzańskim – „brudu w polskim życiu publicznym”. Bardzo odważne i otwarte stawianie sprawy. Z kontekstu wypowiedzi wynikało, że ten brud to działacze partii rządzącej. Cóż, daleką drogę przeszedł ten polityk – z bycia liberałem, przewodniczącym Kongresu Liberalno-Demokratycznego, wiceprzewodniczącym Unii Wolności, a potem szefem Platformy Obywatelskiej, przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, Europejskiej Partii Ludowej, do naśladowcy Adolfa Hitlera.
Retoryka o czyszczeniu Polski z brudu niebezpiecznie przypomina tę z kampanii wyborczych NSDAP w wykonaniu Hitlera w latach 1928–1932. Wówczas przyszły kanclerz przemierzał Republikę Weimarską wzdłuż i wszerz, mówiąc do tysięcy Niemców o oczyszczaniu ich kraju z przeróżnych wrogów: bolszewików, Żydów, socjalistów, których zazwyczaj dehumanizował. Teraz do tej retoryki, jakże ostatecznie wręcz przerażająco zabójczo skutecznej w wykonaniu Hitlera, nawiązał Donald Tusk. Ciekawe, jakie granice podłości jeszcze zdoła do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych przekroczyć. Bo granice przyzwoitości przekroczył już dawno.