Jak zwykle o tej porze powraca spór na temat sensu Powstania Warszawskiego. Z jednej strony jednoczy on znakomitą większość polskich patriotów, z drugiej dziwną zbieraninę – endeckich realistów, postkomunistów, pseudo-Europejczyków. Zadziwiająca to koalicja, której uczestników nie będę wartościował, bo są tam ludzie mądrzy i uczciwi, choć z antypiłsudczykowską obsesją, jak Rafał Ziemkiewicz, i ponurzy rewindykatorzy historii w stylu Piotra Zychowicza, którego najnowsze prace wyglądają jak rozwinięte tezy z notatnika aktywisty KPP. Tymczasem zanim zaangażujemy się w jakąś sprawę, powinniśmy popatrzeć, jakie stanowisko ma tu Moskwa i poszukać dokładnie odwrotnego. W sporze bić się czy nie bić zawsze należy pytać o efekty: czy uległe Królestwo Polskie, bez powstań i oporu, mogłoby zachować polską tożsamość? Bo wiarę w samorzutną demokratyzację imperium carów mogli żywić jedynie jego agenci albo użyteczni idioci. Celem Rosjan było zawsze unicestwienie Polski. Podobnie ma się rzecz w stosunkach z Niemcami – nie zapomnieli, że Prusy upasły się na naszym trupie i bez podbicia Polski nigdy nie stworzą „niemieckiej Europy”. Dlatego pakt Ribbentrop–Beck mógł co najwyżej opóźnić „ostateczne rozwiązanie” kwestii Polaków, ale nie je przekreślić. Bez sierpnia ’44 być może ocalałoby miasto, ale jeśli idzie o warszawiaków, już nie jestem pewien.
Syberia wielka! Tym bardziej że zawiodły wszelkie kalkulacje, zryw nie dopomógł nawet negocjacjom w Moskwie, ale przecież był racjonalny. To pozostałe zainteresowane strony zachowały się irracjonalnie. Furia Hitlera nakazującego zgładzić miasto nie mieści się w żadnej logice (dlaczego takiego amoku nie wywołał wybuch w Paryżu?). Czy Sowieci zaakceptowaliby wolny rząd w wolnej Warszawie i zostawiwszy Polaków samym sobie poszli na Berlin, czy też zrobiliby to samo co Niemcy, choć po rusku? A gdybyśmy w ’39 lub w ’44 otrzymali takie wsparcie jak dziś Ukraina? Oni też postawili na model romantyczny i rozstrzygnęli spór: bić się czy nie bić, jak trzeba!