Jan Hartman nie od dziś przyzwyczaił, że kompromituje nie tylko siebie, ale przede wszystkim Uniwersytet Jagielloński. Rekordy głupoty biją jego antyklerykalne obsesje. Kiedyś profesor zastanawiał się, czy w wolnej Polsce Kościół katolicki będzie legalny, a niedawno, po tragicznym wypadku autokaru z polskimi pielgrzymami w Chorwacji, we wpisie na portalu społecznościowym oskarżył biskupów, że to oni posłali pielgrzymów na śmierć.
Zaatakował też abp. Gądeckiego, który wystosował apel o modlitwę za dusze zmarłych w wypadku autobusu pielgrzymów i ich rodziny. Nawet naturalna nie tylko dla katolików rzecz – modlitwa za zmarłych – mu przeszkadza. Prawdziwym jednak skandalem jest nie tyle fakt kompletnego braku elementarnej wrażliwości, ile zapędy autorytarne profesora, który zapewne w imię swoiście rozumianej tolerancji chce udzielać katolikom, kiedy mogą, a kiedy nie mogą się modlić. Co się musi stać, żeby władze najstarszej polskiej uczelni przestały przymykać oczy na coraz dalej przesuwane przez niego granice obłędu i pogardy?