Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

„Zdechnie albo zacznie mówić”

31 lipca 1951 roku w Warszawie przed komunistycznym Najwyższym Sądem Wojskowym rozpoczął się tzw. proces generałów, którym komunistyczna prokuratura zarzucała szpiegostwo i spisek przeciwko władzy „ludowej”.

Na ławie oskarżonych zasiedli m.in. generałowie: Stanisław Tatar, Stefan Mossor i Jerzy Kirchmayer, wcześniej „przygotowani” w śledztwie przez zbrodniczy kontrwywiad (Informacja Wojskowa). Kluczową rolę odegrał w sprawie zastępca szefa tej instytucji, sowiecki płk Antoni Skulbaszewski. O jego zbrodniach mówi „odwilżowy” raport Mariana Mazura z 1957 roku: „Wymyślał brutalnie Tatarowi, karał go karcem i raz uderzył go ręką w twarz. Straszył Tatara aresztowaniem żony w wypadku, gdyby odwoływał zeznania”.

Wobec innego więźnia Informacji, ppłk. Stanisława Nowickiego: „Deptał mu po palcach nóg, śmiał się z niego, że został uderzony w twarz przez oficera śledczego (Leśniewskiego), straszył rozstrzelaniem bez sądu”. Major Informacji Wojskowej Czesław Markiewicz przywoływał powiedzenie Skulbaszewskiego: „Niech ta bladź stoi tak długo, aż zdechnie albo zacznie mówić”. W książce „TUN” czytamy o śledztwie przeciwko Mossorowi: „Zamknięto go w nieogrzewanej celi, gdzie przebywał prawie przez dwie zimy, bo aż do połowy grudnia 1953 r. Przesłuchiwano go po 20 godzin na dobę. Śledczy nie przyjmowali do wiadomości, że oskarżonego boli brzuch, ma silne bóle kręgosłupa i inne dolegliwości. Szczególnie uciążliwe było dla niego siedzenie na odwróconym stołku. Wył z bólu. Pomimo tak ciężkiego reżimu śledczego odmówił wszelkich zeznań na temat rzekomej konspiracji i szpiegostwa”. Skulbaszewski był skuteczny. W sprawach „tatarowskich” podległy IW „sąd” orzekł ponad 20 wyroków śmierci. Pozostałe kary to wieloletnie więzienie. A efekt ścigania Antoniego Skulbaszewskiego pozostanie żaden. Po odwołaniu w 1954 roku do ZSRS, mieszkał sobie spokojnie w rodzinnym Kijowie. U swego zarania III RP próbowała go ścigać, ale zbrodniarz pozostawał – jak to się często enigmatycznie określa – poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zmarł w 1990 roku.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tadeusz Płużański