24 lutego 2022 r. przejdzie do historii nie tylko jako data ataku Rosji na Ukrainę. Także jako dzień, który stał się początkiem uwalniania świata od obecności mocarstwa, które rządzi przez wszystkie lata swojej historii przy pomocy oszustwa, kłamstwa i zbrodni. Pierwszy dzień uwalniania świata od władzy kłamstwa. Władzy wymyślonej i doprowadzonej do perfekcji przez to mocarstwo oraz praktykowanej dotychczas z wielkim powodzeniem.
Kłamstwa, które – bez najmniejszej przesady – zdołało zapanować już nad całym światem. Zostało przyswojone sobie jako oręż przez historycznych władców Rosji, uwarunkowane przez schizmę prawosławną i uprawomocnione przez materialistyczny ateizm, którego promotorem w całym świecie jest Rosja. Wrośnięte jest w mentalność Rosjan jak huba w pień drzewa. Oplotło świat gęsto żelaznymi nićmi – tak cienkimi niekiedy, że nawet dla wprawnego oka bywały one niewidoczne. Uczynienie kłamstwa niewidzialnym było wielkim sukcesem Rosji i stało się źródłem duchowej niewoli milionów ludzi. Tak wyglądało zwycięstwo Rosji nad światem. Dziś kraj ten trzęsie się dosłownie w posadach – i trzęsie się zarazem, by tej władzy nie utracić.
W ostatnich tygodniach to panoszenie się kłamstwa było jednak widoczne nazbyt jaskrawo. Jego paroksyzmy przypominające upiorny spektakl mogli obserwować ludzie na całym świecie, widząc, jak głowa państwa rosyjskiego wraz z głową Cerkwi moskiewskiej próbują uzasadniać brutalny napad na sąsiedni kraj i popełniane zbrodnie, jak jego satelita, kanclerz Niemiec, brnie w coraz bardziej nonsensowne wykręty, by usprawiedliwić swoją bezczynność wobec dramatycznych próśb Ukrainy o pomoc. Udawanie, że chce się pomóc – by nie narazić się opinii publicznej – i niepomaganie pod pretekstem, że tak naprawdę nie wiadomo, kto powinien wygrać tę wojnę, by „interesy Niemiec pozostawały zabezpieczone”, to kłamstwo szczególnie odrażające.
To, co budziło jednak największe konsternację i szok, to fakt, że owo prostackie rosyjskie kłamstwo legitymizował papież Franciszek, nie znajdując motywacji i siły, by powiedzieć jedno sensowne zdanie o faktycznej przyczynie wojny i nazwać po imieniu agresora i ofiarę.
Jednak paradoksalnie napaść Rosji na Ukrainę i w jej efekcie nieprawdopodobnie ofiarna pomoc uciekinierom z tego kraju ze strony Polaków – także wysiłki władz naszego państwa i ofensywa dyplomacji, by pozyskać jak najwięcej sojuszników dla Ukrainy – sprawiły, że wszystko w polityce świata stało się… prostsze. Bardziej jednoznaczne, racjonalne, logiczne, zrozumiałe dla milionów ludzi. Mimo że polityka jest sztuką, a nie moralizowaniem, opartą jednak na podstawowym rozróżnianiu dobra od zła – nie tylko na „zabezpieczaniu interesów”. Zwykli ludzie widzą, że politykom – nierzadko uwikłanym dotychczas w nazbyt wyrafinowane strategie, wątpliwe sojusze – chodzi znów jak niegdyś, przed wiekami, mówiąc górnolotnie, gdy świat nie był jeszcze tak zepsuty – o sprawy zasadnicze dla bytu państw, dla dobra ich mieszkańców, dla ich przyszłości.
Makiawelizm, rozgrywanie intrygami i tajnymi układami, korupcja – to wszystko odchodzi w przeszłość. Przestaje się opłacać, mówiąc brutalnie, wychodzi z mody. Wszystko, co dyktuje cynizm, co jest fałszem i oszustwem wobec szarego człowieka, nieuczciwością wobec obywateli, co w minimalnym choćby stopniu jest korzystne dla Rosji, utraciło swój „polityczny” sens, gdy prawda o Rosji, autorce tych metod, wyszła na jaw. Cena tego wszystkiego spadła niespodziewanie do zera. Cały ten teatr stracił swój urok i czar.
Scena polityczna świata uległa raptownemu oczyszczeniu, odkąd rosyjski przeciwnik zrzucił maskę i pokazał, na co go stać. Nikt już nie może zasłaniać się argumentem, że „w dobrze pojętym interesie naszego państwa” będzie nadal wspierał Rosję lub będzie jej powolnym narzędziem. Rosja zdecydowała się zagrać w otwarte karty i w rezultacie nikt już nie nabierze się na jej oszustwa. Nikt nie jest już w stanie traktować tego kraju jak normalnego państwa, takiego jak inne.
Andrzej Duda 3 maja dziękując Polakom za to, że przyjęli potrzebujących pomocy Ukraińców, zaznaczył, że uczynili to „niewzywani przez żadnych polityków, przez żadnych duchownych”. To znamienne podkreślenie. Owo otwarcie domów dla uchodźców z Ukrainy, nieplanowane wcześniej, nieuzyskane poprzez namowy i perswazje, było początkiem wielkiej, namacalnej wręcz zmiany w naszej części świata. Zmiany we wzajemnym odnoszeniu się do siebie ludzi, co rzadko przecież bywa bezpośrednim motorem – lub natychmiastowym skutkiem – wydarzeń politycznych o historycznym wymiarze. „Wobec tego, co zrobili Polacy, cała historia jest nieważna” – lapidarnie podsumował Wołodymyr Zełenski. A przecież bywało, że „na wspólnym stole między Polakami a Ukraińcami tak często leżał karabin, topór” – przypomniał polski prezydent. Teraz na tym stole „został położony chleb. Została położona dłoń na dłoń”.
Okres wyznaczony dwoma świętami maryjnymi: Zwiastowaniem (25 marca) i uroczystością Królowej Polski 2022 r., będącą także dniem upamiętniającym Konstytucję 3 maja, uchwaloną „w imię Trójcy Przenajświętszej” i dającą podwaliny do zerwania w naszym państwie z pańszczyzną, która była formą niewolnictwa (czego nie mogła w żaden sposób przeboleć Rosja, która swe rządy opierała na niewolnictwie) – przejdzie niewątpliwie do historii jako czas, w którym kłamstwo polityczne i historyczne zostało ostatecznie zdemaskowane i skompromitowane. Przestało uwodzić, przestało zagrażać, przestało niszczyć, bo przestało być „niewidzialne”, pokazało swoje ohydne oblicze.
Prof. Andrzej Nowak w ostatniej książce (wydanej już po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę) przypomniał, że moskiewskie kłamstwo niszczyło Rzeczpospolitą z powodzeniem już od pierwszych lat XVIII w.; była to zawsze nadzwyczaj skuteczna broń:
„Piotr I szybko zorientował się w skomplikowanej materii polskiego życia politycznego, dlatego utrzymywał nie tylko posła przy królu formalnie reprezentującego Moskwę, ale wiedział też, że trzeba mieć swojego rezydenta przy każdym z czterech hetmanów (wielki i polny, na Litwie i w Koronie), bo każdy z nich prowadził osobną politykę. Car tak to rozgrywał, aby każdy z jego rezydentów miał osobne instrukcje, jak manewrować, manipulować tą z pozoru skomplikowaną maszynerią w Rzeczypospolitej. Cel był prosty: żeby król i hetmani nigdy nie połączyli swoich sił, żeby Rzeczypospolita była zawsze wewnętrznie podzielona, skłócona i tym samym słaba. Ten cel przyświeca władzy rosyjskiej po wiek XXI, i to nie tylko w odniesieniu do Polski.
(…) Odpowiedni »rezydenci«, agenci wpływu, urabiają opinię skrajnych formacji prawicowych, przedstawiając Putina jako »katechina«, ostatnią nadzieję na ratowanie porządku moralnego niszczonego przez zgniliznę moralną Zachodu, ostatniego obrońcę Krzyża itp. Inni z kolei przedstawiają opinii lewicowej i lewackiej Rosję jako jedyny kraj, który przeciwstawia się skutecznie znienawidzonemu imperializmowi amerykańskiemu i zawsze jest gotów »wyzwalać« kolejne kraje od widma »faszyzmu«… Dla każdego coś miłego. Byle rozbijać i paraliżować od środka przeciwnika, ofiarę tej gry, byle umożliwiać nieustanne imperialne działanie Moskwy. W III RP mamy niemało takich rezydentów. Polityka Piotra I sprawdza się nieustannie” („Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X–XXI w.”, Kraków 2022).
To strategiczne kłamstwo miało w miarę upływu lat coraz szerszy zasięg. Dosięgło szkół, uniwersytetów, kultury, prasy, życia organizacji społecznych, wspólnot, rodzin, życia milionów ludzi. Niszczyło relacje, odbierało zaufanie do rządzących, zaufanie ludzi do siebie, znieprawiało poglądy, budziło niepokój i lęk, wywoływało apatię i odrętwienie. Jak głęboko i tragicznie zabrzmiało to w ustach Mickiewicza (w Ustępie III części „Dziadów”):
„(...) I hordy ludów wyszły z tej ojczyzny,
Nie zostawiwszy śladów swego życia; (...)”.
Zapomina się często, że korzenie tego kłamstwa tkwią w prawosławiu. Prawosławie wyrosło ze schizmy, czyli z rozłamu, odcięcia się od Kościoła katolickiego. Zniekształciło jego doktrynę. Odeszło od prawdy. Zmieniło dogmaty wiary – konkretnie cztery z nich: o Trójcy św., o czyśćcu, o prymacie papieskim, o Przeistoczeniu. A przecież najmniejszy błąd w doktrynie ma niewyobrażalne skutki dla życia duchowego chrześcijan; owocuje nie tylko załamaniem się moralności, ale skażeniem ludzkiego myślenia. Bo nie jest „wszystko jedno”, jak i w co wierzymy. Dla błędu nie może być miejsca w religii objawionej. Jak przestrzegał po ostatnim soborze pewien wyklęty francuski arcybiskup: „Błąd i kłamstwo nie mogą mieć żadnych praw!”. A jeśli znajdą sobie w religii miejsce, jeśli zostaną zaakceptowane, chaos i przemoc ogarną cały świat. Normalny człowiek w takim świecie gubi się i dusi.
Niezależnie od tego, jak potoczą się w najbliższych dniach losy tej wojny i kiedy świętować będziemy ostateczne zwycięstwo militarne nad „więzieniem narodów”, dzisiejszy czas ukazuje, jak duch prawdziwego chrześcijaństwa dzień po dniu tej wojny wypycha i unicestwia ducha błędu i kłamstwa.