Nie zwracając uwagi na podeszły wiek poszukiwanych Centrum im. Szymona Wiesenthala konsekwentnie ściga zbrodniarzy wojennych, starając się postawić ich przed sądem. Instytucja zamierza płacić nawet 25.000 euro za informacje, które przyczynią się do złapania kolejnych oprawców. Tymczasem w III RP zbrodniarze komunistyczni mogą spać spokojnie. Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak nadal są bezkarni.
Dyrektor i Przewodniczący pionu ścigania hitlerowskich zbrodniarzy wojennych w Centrum im. Szymona Wiesenthala Efraim Zuroff, potwierdził, że od wtorku w Berlinie, Hamburgu i Kolonii są rozwieszane plakaty informujące o akcji „Późno, ale nie za późno” (Spaet, aber nich zu Spaet).
Centrum przyznaje, że liczy nawet na to, że dawnych nazistów będą ujawniać również ich rodziny. W późniejszym terminie taka sama akcja rozpocznie się w Bułgarii, Rumunii i Austrii. Przedstawiciele Centrum Wiesenthala twierdzą, że w tych krajach nadal spokojnie mieszka od 60-ciu, do 120-tu nazistowskich zbrodniarzy (nie tylko niemieckiej narodowości).
Tutejsze media twierdzą, że Centrum ma na oku kilku byłych strażników niemieckich obozów koncentracyjnych, którzy do dzisiaj spokojnie mieszkają w Nadrenii Północnej Westfalii. Potwierdza to Efraim Zuroff, mówiąc, iż chodzi o strażników z obozów w okupowanej Polsce Auschwitz, Majdanek i Treblinka.
Metoda wzbudza kontrowersje
Rozwieszanie plakatów i płacenie za informacje wzbudza w Niemczech dużo kontrowersji. Historyk niemiecki żydowskiego pochodzenia Michael Wolffsohn stwierdził wprost, iż rozwieszanie takich plakatów jest niesmaczne i niepotrzebne, bowiem – jak przypomniał – poprzednie tego typu akcje nie przyniosły prawie żadnych rezultatów.
Żydzi już dawno płacą za tego typu informacje. Pierwsza międzynarodowa akcja „Operation Last Chanse” (Operacja ostatniej szansy), której głównym zadaniem było odnalezienie ukrywających się zbrodniarzy nazistowskich Centrum im. Szymona Wiesentahla zorganizowało w 2002 roku. Wtedy za prawdziwy donos informator otrzymywał 1000 dolarów, a w przypadku zatrzymania i doprowadzenia zbrodniarza przed sąd nagroda rosła do 10.000 dolarów.
Brunatna przeszłość niemieckich urzędów
Do dzisiaj nie wyjaśniono poziomu uwikłania w narodowo-socjalistyczną zbrodniczą przeszłość wielu niemieckich urzędów, od federalnego ministerstwa spraw zagranicznych począwszy, poprzez inne ministerstwa, policję, pozarządowe instytucje, organizacje, znane firmy, uniwersytety, celebrytów z pierwszych stron gazet, aż po prominentnych działaczy Niemieckiego Związku Wypędzonych.
Niemieckie sądy po drugiej wojnie światowej niechętnie ścigały zbrodniarzy wojennych. Od 1950 roku, kiedy to państwo RFN zaczęło ścigać i sądzić zbrodniarzy samodzielnie skazano jedynie niecałe 4 (cztery) proc. zarejestrowanych i poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich. Jak wynika z badań Instytutu Historii Najnowszej w Monachium po wojnie spośród około 173.000 nazistów podejrzanych o zbrodnie wojenne skazano 6.600, z czego 12 osób otrzymało wyrok śmierci, 163 dożywocie, około 6200 różnej wielkości wyroki więzienia, a ponad 120 osób skazano jedynie na karę grzywny.
Źródło: niezalezna.pl
Waldemar Maszewski