Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Awans pod znakiem wielu paradoksów 

Mecz o wszystko polskiej reprezentacji ze Szwecją zaprzeczył wszelkim wnioskom, jakie do tej pory można było wyciągać na temat naszej drużyny. Nowy trener Czesław Michniewicz nie miał kompletnie czasu na przygotowania, a jednak pokazał Paulowi Sousie, jak wygrywać z silnymi drużynami. Egzamin z dojrzałości zdali zawodnicy, których obecność w podstawowym składzie od dawna podważano. Nic nie wskazywało na sukces Polaków, poza wypełnionymi po brzegi trybunami w Chorzowie i wiarą kibiców. Tymczasem drugi raz z rzędu meldujemy się na najważniejszej piłkarskiej imprezie! 

Jeszcze tydzień temu nie dało się oglądać Biało-Czerwonych w towarzyskim sprawdzianie ze Szkocją. Podopieczni Czesława Michniewicza w debiucie selekcjonera grali dokładnie tak, jak za kadencji Jerzego Brzęczka i Paula Sousy – bez polotu, pomysłu, z trudem wymieniając kilka podań na połowie rywala. Bez Roberta Lewandowskiego w ataku praktycznie nasza drużyna narodowa nie istniała. Szkoci przewyższali nas umiejętnościami, wybieganiem, pomysłowością i co chwila angażowali bramkarza Łukasza Skorupskiego. Jeśli to miała być zapowiedź tego, jak Polska zaprezentuje się w „Kotle Czarownic” na Stadionie Śląskim, to kibice mogli czuć uzasadnione przerażenie. 

Sam Lewandowski meczu nie wygra, czego już boleśnie doświadczaliśmy w potyczkach z klasowymi zespołami. W dodatku z powodu kontuzji z kadry wypadli Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek, a to z kolei spotęgowało obawy, że gwiazdor Bayernu Monachium pozostanie osamotniony w ataku. Wielokrotnie to przerabialiśmy w przeszłości, wystarczy wspomnieć choćby występ kadry na mundialu w Rosji czy podczas ubiegłorocznego Euro 2020. Taktyka pod tytułem „laga” (długie podanie) na Lewandowskiego i „jakoś to będzie” nie przełożyła się na efekty pod polem karnym rywali i nie pozwoliła wygrać z Senegalem, Hiszpanią czy Szwecją. Tak, tą samą Szwecją, którą we wtorkowy wieczór pewnie pokonaliśmy. Drużyna Czesława Michniewicza zrewanżowała się piłkarzom Trzech Koron z nawiązką za porażkę 2:3 na Euro 2020. 

Korekty Michniewicza 

Selekcjoner dokonał wyraźnych korekt w podstawowym składzie reprezentacji Polski – to pierwszy istotny czynnik, który wpłynął na zwycięstwo w kluczowym meczu o awans do mundialu w Katarze. Wreszcie na lewej obronie – od lat najgorzej funkcjonującej w zestawieniu taktycznym – nie zagrał Arkadiusz Reca. Lewy wahadłowy Spezi Calcio zwyczajnie nie prezentuje formy wymaganej na europejskim poziomie. Strzałem w dziesiątkę okazała się decyzja Michniewicza o postawieniu na tej pozycji Bartosza Bereszyńskiego. 30-latek jest chwalony za występy w Sampdorii Genua, może nie gwarantuje przebojowości na połowie rywali, ale jest staranny i twardo trzyma pozycję w obronie. Tym samym Szwedzi nie mogli szaleć po lewej stronie naszej formacji defensywnej. 

Michniewicz trafił też z ustawieniem Krystiana Bielika, którego doskonale zna z ery prowadzonej młodzieżówki U-21. Bielik zagrał za plecami środkowych pomocników i poza jednym poważnym błędem ze stratą dobrze operował piłką i nie ustępował rosłym Szwedom pod względem waleczności i przygotowania fizycznego. Ciekawą propozycją trenera była również wymiana pozycji między Jakubem Moderem a Piotrem Zielińskim, który szczególnie w drugiej połowie grał jako wolny elektron. Lewandowski w pierwszej połowie był niewidoczny, ale robił swoje – próbował się przepychać, nakładał pressing. 

Jedyną wpadką personalną okazał się Jacek Góralski. Pomocnik ma opinię piłkarskiego „rzeźnika” z powodu bezmyślnych wślizgów w sytuacjach niewymagających radykalnych działań. Nie inaczej było w potyczce ze Szwedami – jeszcze przed przerwą Góralski powinien był dostać czerwoną kartkę za brutalne wejście w nogi przeciwnika. Sędzia oszczędził Biało-Czerwonych, a co ważniejsze – to paradoks w polskiej myśli szkoleniowej w ciągu ostatnich lat – zagrożony żółtym kartonikiem piłkarz został niemal w przerwie zmieniony na Grzegorza Krychowiaka. I był to kolejny krok, który pozwolił nam wygrać ze Szwedami. 

Udowodnili, że potrafią

Ileż razy wysyłaliśmy Krychowiaka na emeryturę? Kibice byli bezlitośni po jego błędach, choć największą bolączką byłego gracza Sevilli i PSG stało się holowanie piłki i bezpieczne podania do najbliższych partnerów, co utrudnia szybkie rozegranie i atakowanie rywali. Krychowiak tuż po wejściu na murawę sprytnie sprokurował rzut karny, pewnie wykorzystany przez Lewandowskiego. Ba, był bezbłędny w swoich decyzjach – kiedy trzeba było zwolnić, to spowalniał tempo gry. Zaliczał przy tym odbiory i nie tracił głupio piłek. To kolejny zaskakujący fragment związany z wtorkową wiktorią w Chorzowie. 

Narzekaliśmy na Wojciecha Szczęsnego? Zawodzi w ważnych meczach, traci koncentrację, nigdy nie potrafi powtórzyć wyczynów Jerzego Dudka lub Łukasza Fabiańskiego? Bramkarz Juventusu Turyn odpowiedział w najlepszy z możliwych sposobów. Bez Szczęsnego gol Lewandowskiego byłby tylko na otarcie łez. Wcześniej co najmniej trzykrotnie nasz golkiper uratował reprezentację przed stratą bramki. Trzeba pamiętać, że do momentu rzutu karnego spotkanie barażowe było wyrównane, ale z przewagą Szwedów w tworzeniu groźnych sytuacji podbramkowych. Szczęsny potrzebował takiego spotkania, a teraz pora udowodnić swoje umiejętności na wielkim, reprezentacyjnym turnieju za ponad pół roku. 

Kamilowi Glikowi może brakować już szybkości, nie jest w takiej formie, jaką prezentował lata temu w barwach Monaco. Trzeba jednak bić mu brawo, bo zagrał ze Szwedami praktycznie bezbłędnie, gonił za szybkimi Isakiem i Kulusevskim, jednocześnie zmagając się z urazem mięśniowym. 33-latek pokazał młodszym adeptom piłki nożnej, na czym polega poświecenie i – tak – patriotyzm na boisku. Większość innych obrońców na jego miejscu poprosiłaby o zmianę w przerwie, ale nie Glik. 

I w końcu odblokował się Zieliński. W przypadku ofensywnego pomocnika kibice przyzwyczaili się, że nie prezentuje się w meczach kadry tak jak w Napoli, gdzie odgrywa kluczową rolę. Zieliński pokazał ciąg na bramkę, wyszkolenie techniczne i pewność siebie – po jego golu na 2:0 Szwedzi nie mogli się już podnieść. Goście zostali mentalnie stłamszeni do tego stopnia, że na boisku byli już tylko ciałem. Ani razu nie widzieliśmy tak znakomicie dysponowanego w reprezentacji Zielińskiego na przestrzeni ostatnich co najmniej dwóch lat. 

Z Sousą nie byłoby sukcesu

Chyba nigdy z faworytem w meczu o wszystko Polska nie zagrała tak odważnie, jakby dwa wbite gole to było zdecydowanie za mało. Podopieczni Michniewicza stwarzali sobie kolejne sytuacje i gdyby nie fantastyczna postawa Robina Olsena między słupkami, mecz skończyłby się bardziej okazałym zwycięstwem. Nawet Zlatan Ibrahimowić bezradnie przypatrywał się, jak umyka czas pozwalający wrócić do rywalizacji… 

Michniewiczowi udało się sprawić, że kibice i komentatorzy wspominają o Lewandowskim w drugiej kolejności. W ciągu kilku tygodni selekcjoner osiągnął więcej niż sowicie opłacany przez PZPN Paulo Sousa w latach 2020−2021. Nawet po meczach barażowych portugalski uciekinier nie potrafił pokazać klasy – pogratulował swoim rodakom awansu na mundial w Katarze, ale ani słowem nie zająknął się o reprezentacji Polski, którą niedawno prowadził. Śmiem wątpić, czy z Sousą na ławce trenerskiej awansowalibyśmy na mundial w Katarze. Na szczęście nie musimy sprawdzać takiego wariantu, a za pół roku zapomnimy o historycznej ucieczce Portugalczyka z ławki trenerskiej przed barażami.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek