Nie słychać natomiast żarliwych protestów ani nie widać masowych manifestacji, listów otwartych i wystąpień w Parlamencie Europejskim w tak ewidentnych sprawach jak ucisk kobiet w krajach muzułmańskich, mordowanie chrześcijańskich księży w Trzecim Świcie. Nawet represje opozycji w nieodległej Białorusi jakoś nie kręcą etatowych obrońców praw człowieka. Powraca cenzura, a prawie każdy dzień przynosi próbę eliminacji z naszego dorobku kulturowego osób, dzieł, pojęć i idei, na której zbudowaliśmy naszą cywilizację, przy czym zapędy cenzorów stają się coraz bardziej idiotyczne. Oto w Berlinie zakazuje się wystawiania „Dziadka do orzechów” – wspaniałego baletu Czajkowskiego.
Dlaczego? Bo był tam taniec chiński i arabski i kogoś mogło to urazić. Ale jeśli coś może urazić, to praktycznie cały dorobek ludzkości jest jednym wielkim urażaniem – poczynając od Odysei, która narzuca fałszywy archetyp wierności małżeńskiej, po „Paragraf 22”, który poniża amerykańską armię. Tyle że chwilowo armię USA, podobnie jak księży katolickich czy tradycyjną rodzinę, wolno jeszcze krytykować, a nawet trzeba. Skądinąd ścieżki neocenzury są niebywale pokrętne i dawne wytyczne z Mysiej zdają się przy nich jasne i proste jak instrukcja korzystania z sedesu. W czymże bowiem zawinił Mark Twain, że jego arcydzieło – „najważniejsza książka w literaturze amerykańskiej”, jak twierdził dobry towarzysz Hemingway – „Przygody Hucka”, wylądowało na indeksie? Trudno o dzieło bardziej ciepło pokazujące relacje między białymi chłopakami a czarnoskórym Jimem, niezwykłą solidarność ponadrasową i gotowość do wzajemnych poświęceń. Co okazało się niewłaściwe, skoro potępiono niewolnictwo, przemoc?
Żartobliwy, protekcjonalny ton wobec niewolnika, który okazuje się człowiekiem wolnym? A może cenzorzy nie muszą udowadniać zarzutów, tylko literaccy bohaterowie winni dowieść swojej niewinności? A ponieważ nie mogą się bronić... Dlatego brońmy wolności, w każdym miejscu i na każdy temat, zanim sami staniemy się „niewolnikami myśli”.