Wszystko wskazuje na to, że tzw. efekt Tuska wyczerpał swój potencjał. W wariancie minimum oznaczał on odzyskanie poparcia ze strony zawiedzionych sytuacją w dryfującej ku trzeciej lidze Koalicji Obywatelskiej, ale jednocześnie antypisowskich wyborców.
Ten cel Donald Tusk osiągnął, jednak ewidentnie liczył na coś więcej – na zbliżenie się na zaledwie kilka punktów procentowych do PiS w jak najkrótszym czasie, co pozwoliłoby KO złapać wiatr w żagle i na zasadzie efektu kuli śniegowej wzbudzić realne nadzieje na przyszłe wyborcze zwycięstwo. Po dwóch miesiącach widać, że taki efekt Tuska nie zaistniał. Prawo i Sprawiedliwość nie dość, że nie traci popularności, to już w kilku sondażach przekracza 40 proc. poparcia. Nie dziwi zatem komentarz Szymona Hołowni, który na powrocie do krajowej polityki byłego premiera najbardziej traci: „Odkąd pojawił się efekt Tuska, to strona opozycyjna przestaje mieć większość w relacji z PiS. Może okazać się, że efekt Tuska, który był zbawienny dla PO, będzie zabójczy dla szans zwycięstwa z PiS”. Czas pokaże, czy lider Polski 2050 wypowiedział samospełniającą się przepowiednię.