Finka Heynemann - edukatorka seksualna z Grupy Ponton - napisała na portalu NaTemat.pl, że edukacja seksualna powinna objąć dzieci "w wieku 0-4 lat". Czyżby jednym z "edukatorów" miał zostać Daniel Cohn-Bendit, który przez dwa lata pracował w "alternatywnym przedszkolu" i ma spore doświadczenie w badaniu dziecięcej seksualności?
"Edukacja seksualna powinna zacząć się od urodzenia – ponieważ od urodzenia posiadamy narządy płciowe i rozwijamy się emocjonalnie, a przecież są to komponenty niezbędne w dorosłym, seksualnie aktywnym życiu" - pisze Heynemann na blogu prowadzonym przez Grupę Ponton na portalu Tomasza Lisa.
Jako pierwszy argument wprowadzenia tak wcześnie edukacji seksualnej autorka przytacza argument
obrony trzyletnich dzieci przed wykorzystywaniem seksualnym przez dorosłą osobę.
- Musimy już malutkie dzieci nauczyć: mówić „nie” - pisze.
- Dziecko musi wiedzieć, jaki dotyk jest zły i w jakich miejscach. Trzeba wówczas te miejsca nazwać - dodaje blogerka portalu Tomasza Lisa. Zapomina tylko dodać, że
podstawowe zagrożenie dla dzieci płynąć będzie właśnie ze strony "edukatorów", którzy będą malym chłopcom i dziewczynkom owe "miejsca" pokazywać - tak jak było to w przypadku Daniela Cohna-Bendita (jak sam przyznał ten znany lewak, obecnie szanowany polityk:
"W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad 2 lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich żądania były dla mnie kłopotliwe. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem").
Drugim argumentem przytoczonym w artykule jest higiena osobista. Okazuje się, że edukacja seksualna jest potrzebna, by
uświadomić dzieci, jak dbać o higienę miejsc intymnych. Autorka powołuje się na publikację, w której znalazły się zalecenia edukacji seksualnej dla czterolatków - „Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem”.
Jak wyglądają te "standardy edukacyjne"? W Niemczech, gdzie edukację seksualną wprowadzono już wiele lat temu,
dzieci w wieku przedszkolnym mogą m.in. usłyszeć takie porady:
„dotykanie jąder może być rozkoszne i piękne”, „łechtaczka znajduje się z przodu pomiędzy małymi wargami sromowymi. Dotykanie łechtaczki może dostarczyć wiele rozkoszy” „prezerwatywy można kupić w różnych kolorach, rozmiarach i gustach smakowych. Dzięki nim można zapobiegać ciąży, uniknąć zarażenia się chorobami”, „Bycie lesbijką jest dla niektórych ludzi niezwyczajne, ale to jest zupełnie normalne. Tak jak można mieć ochotę na czekoladę, tak samo kobiety i mężczyźni mogą mieć ochotę na seks z samym sobą” (cytaty z książeczki „ABC małego ciała. Leksykon dla dziewczynek i chłopców” za wywiadem z socjolog Gabriele Kuby, opublikowanym w "Gościu Niedzielnym"). Nie trzeba dodawać, że
wiek rozpoczynania współżycia i liczba niechcianych ciąż w Niemczech i Skandynawii, które "edukują seksualnie" malutkie dzieci, jest znacznie niższy w Polsce.
Źródło: natemat.pl,niezalezna.pl
gw