Gen. Paweł Bielawny powiedział wyraźnie, że trzy osoby są ranne i zabrały je karetki jadące na sygnale – mówi niezalezna.pl płk Tomasz Grudziński, były wiceszef Biura Ochrony Rządu, trzy lata temu pracownik BBN. Oficer relacjonuje swoją rozmowę 10 kwietnia 2010 roku z ówczesnym wiceszefem Biura Ochrony Rządu. To kolejne potwierdzenie informacji o rannych podczas katastrofy smoleńskiej.
Nikt jednak z polskich urzędników oraz prokuratorów ani w dniu katastrofy ani później nie sprawdził informacji o rannych, którzy przeżyli katastrofę.
Grudziński tak relacjonuje niezalezna.pl dzień 10 kwietnia 2010 r.
- Zadzwoniłem ok. godz. 9 do gen. Pawła Bielawnego, wówczas wiceszefa BOR. Telefonowałem oficjalnie jako pracownik Biura Bezpieczeństwa Narodowego, by uzyskać informacje na temat swojego szefa Aleksandra Szczygły. Bielawny powiedział wyraźnie, że trzy osoby są ranne i zabrały je karetki jadące na sygnale. Około godz. 10 zadzwoniłem ponownie i usłyszałem to samo. Natomiast koło godz. 11 Paweł Bielawny zmienił ton i mówił tak, jakby sprawy czy żadnych rannych w ogóle nie było. Teraz sobie dopiero uświadamiam, że nie powiedział wprost o pomyłce, bałaganie, chaosie, tylko po prostu uznał temat definitywnie za niebyły i zamknięty - mówi nam płk Tomasz Grudziński, były wiceszef Biura Ochrony Rządu.
Paweł Bielawny jest na razie jedyną osobą, która usłyszała zarzuty związane z katastrofą smoleńską. 9 lutego 2012 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga przedstawiła Bielawnemu zarzuty niedopełnienia obowiązków podczas wizyt premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 r. oraz poświadczenia nieprawdy w dokumencie. Ówczesny minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki odwołał go ze stanowiska zastępcy szefa BOR.
Źródło: niezalezna.pl
pk,kp