Grupa Black Lives Matter wydała oświadczenie w sprawie protestów Kuby. W żadnym razie nie potępiła jednak autorytarnego reżimu na Kubie za brutalne tłumienie wystąpień swoich obywateli. Zrugała za to USA - za istniejące od dawna sankcje wobec komunistycznego państwa.
"Black Lives Matter potępia nieludzkie traktowanie Kubańczyków przez rząd federalny USA i wzywa go do natychmiastowego zniesienia embarga gospodarczego" - głosi komunikat BLM. "Ta okrutna i nieludzka polityka, ustanowiona z wyraźnym zamiarem destabilizacji kraju i podważenia prawa Kubańczyków do wyboru własnego rządu, leży u podstaw obecnego kryzysu na Kubie" - dodają "antyrasistowscy" aktywiści.
Stwierdzenie to, oczywiście, jest absurdalne. USA nakłada na Kubę sankcje właśnie dlatego, że jej komunistyczni dyktatorzy uniemożliwiają Kubańczykom "prawo do wyboru własnego rządu".
Filmy zamieszczone w mediach społecznościowych pokazują Kubańczyków - młodych i starych - wzywających do "wolności" i skandujących "Precz z dyktaturą" i "Precz z komunizmem". Protestujący są wściekli z powodu braku żywności i leków, ale te braki nie wynikają z amerykańskich sankcji - które pozwalają na pomoc humanitarną - ale z chciwości i korupcji kubańskiego rządu.
Tymczasem radykalnie lewicowa Black Lives Matter skarży się w oświadczeniuL "Przywódcy Stanów Zjednoczonych przez dziesięciolecia próbowali zdławić tę [komunistyczną] rewolucję".
Co więcej, Black Lives Matter chwali Kubę za ukrywanie zabójcy policjantów.
"Kuba historycznie okazała solidarność z uciskanymi ludami pochodzenia afrykańskiego" - napisała BLM, doceniając komunistów za "ochronę czarnych rewolucjonistów", takich jak Assata Shakur, znana również jako Joanne Chesimard - była Czarna Pantera, która uciekła z więzienia w 1979 roku, odsiadując dożywocie za zabójstwo policjanta Wernera Foerstera z New Jersey.
Giancarlo Sopo, ekspert ds. strategii komunikacyjnej, który kiedyś pracował przy kampanii reelekcyjnej prezydenta Donalda Trumpa, nazwał oświadczenie "obrzydliwym".
- napisał na Twitterze.