Karolina Kózkówna przyszła na świat 2 sierpnia 1898 roku we wsi Wał-Ruda. Była czwartą z dwanaściorga rodzeństwa. Jej rodzice ubodzy włościanie z trudem wiązali koniec z końcem, to też dziewczynka wcześnie podejmowała rozmaite obowiązki. Pasała krowy, pomagała przy pracach w polu. Chodziła z mamą „do dworu”, by zarobić parę groszy na najpilniejsze potrzeby rodziny. Bóg w jej życiu był Osobą. Kimś ważnym i kochanym. To On dodał jej siły w godzinie próby.
Od małego, mierząc się z nędzą, zachowała pogodę ducha. Jej śmiech często rozbrzmiewał w gospodarstwie Kózków. Bardzo wrażliwa często broniła rodzeństwo przed rodzicielskimi karami. Praca i szkoła – dla wielu byłoby to trudne do pogodzenia. Karolina znajdowała czas na pomoc swojemu wujowi, który prowadził bibliotekę – czytelnię. To właśnie Franciszek Borzęcki podsuwał jej lektury także religijne, rozwijał ciekawość świata.
- Dzięki dobremu wychowaniu – pisze w szkicu biograficznym pt. „Do utraty życia” ks. Jan Pałyga – przykładowi rodziców i znajomości katechizmu miała doskonałe wyczucie tego, co jest dobre i złe. […] Jej życie religijne ukształtował dom rodzinny. U Kózków zaraz po wstaniu, przy rodzinnej krzątaninie śpiewano godzinki do Najświętszej Maryi Panny. Wspólnie odmawiano wieczorny pacierz, w niedziele wielkiego postu śpiewano gorzkie żale, a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy. Taki to był dom i tak rodzice wychowywali swe dzieci. Można było go nazwać, mówiąc językiem soborowym „eklezjola” czyli kościołem domowym.
Modliła się dużo, co wieczór, klęcząc, odmawiała różaniec, a ojciec często ją upominał, że jest zimno, że jeszcze się przeziębi. Na noc bowiem dla oszczędności wygaszano piec.
Cenił ją proboszcz parafii Zabawa, do której należała mała wioska przyszłej błogosławionej ks. Władysław Mądrala. Pomagała mu organizować procesje, czy inne celebracje. Należała do Apostolstwa Modlitwy i jako pierwsza zapisała się do Apostolstwa Trzeźwości. Jako czcicielka Serca Bożego praktykowała pierwsze piątki miesiąca. Za jej przykładem szli inni, nie tylko dziewczęta.
Wybuch I Wojny Światowej zdemolował spokojne życie mieszkańców wioski. Front był niedaleko, stąd częste rekwizycje. Zabierano skąpe zapasy żywności, bydło, trzodę.
Tego strasznego dnia, osiemnastego listopada 1914 roku dziewczyna wybierała się na nowennę poprzedzającą uroczystości św. Stanisława Kostki. Była już gotowa do wyjścia, gdy matka poprosiła ją o opiekę nad młodszym rodzeństwem. Potem gorzko tego żałowała. O godzinie dziewiątej do domu Kózków wszedł Kozak, carski żołnierz. Nie chciał żywności, nie słuchał błagań dzieciaków. Pod karabinem wyprowadził Karolinę i ojca, rzekomo na przesłuchanie. Na skraju lasu kazał mężczyźnie zawrócić. Dwaj chłopcy z tej samej wioski, którzy w zaroślach ukrywali konie przed rekwizycją opowiadali później, że widzieli żołnierza pędzącego przed sobą dziewczynę, która opierała się i próbowała mu uciec. Rodzice i sąsiedzi szukali Karoliny. Bez efektu. Zniknęła bez śladu. Dopiero 4 grudnia – czytany w cytowanej już biografii – przypadkowo odkrył jej zwłoki człowiek zbierający drewno na opał. Leżała na skraju zarośli niedaleko wsi. Liczne rany wskazywały, że była kilkakrotnie cięta ostrą bronią, że w końcu wyrwała się żołnierzowi i uciekała przez bagna i zarośla w kierunku wsi.
Wyczerpana padła na niedostępnym trzęsawisku i tam zakończyła życie. Karolina zachowała niewinność - jak stwierdzała to kościelna komisja.
O życiu i śmierci Karoliny mówiono coraz więcej. Pielgrzymi gromadzili się przy jej grobie. Wielu otrzymywało rozmaite łaski. W 1965 roku biskup Jerzy Ablewicz rozpoczął proces informacyjny w sprawie świętości i męczeństwa w celu wyniesienia jej na ołtarze.
10 czerwca 1987 roku podczas mszy beatyfikacyjnej św. Jan Paweł II powiedział:
I oto, padając pod ręką napastnika Karolina daje ostatnie na tej ziemi świadectwo temu Życiu, które jest w niej. Śmierć cielesna go nie zniszczy. Śmierć oznacza nowy początek tego Życia, które jest z Boga, które staje się naszym udziałem przez Chrystusa, za sprawą Jego śmierci i zmartwychwstania.
I dalej:
Dziecko prostych rodziców, dziecko tej nadwiślańskiej ziemi, „gwiazdo twojego ludu” - dziś Kościół podejmuje to wołanie twojej duszy, to wołanie bez słów i nazywa Cię błogosławioną.