GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Najsłynniejsze drzewo Donalda Tuska

Rząd i utrwalacze jego władzy porzucają kult pancernej brzozy. Opublikowany po raz pierwszy w „Nowym Państwie” rosyjski dokument zawierający oględziny miejsca katastrofy dokonane wczesnym popołudniem 10 kwietnia wywołał lawinę pytań o wysokość, na kt

Rząd i utrwalacze jego władzy porzucają kult pancernej brzozy. Opublikowany po raz pierwszy w „Nowym Państwie” rosyjski dokument zawierający oględziny miejsca katastrofy dokonane wczesnym popołudniem 10 kwietnia wywołał lawinę pytań o wysokość, na której rządowy samolot miał stracić skrzydło w zderzeniu w najsłynniejszym drzewem Donalda Tuska. Okazało się bowiem, że pomiary różnią się od siebie o kilka metrów! A prokuratura oficjalnie zakwestionowała te sporządzone przez tzw. komisję Millera i zawarte w rządowym dokumencie wytworzonym przez to ciało. Trzeba jednak oddać premierowi, iż trzymał straż przy pancernej brzozie tak długo, jak tylko mógł. Na konferencjach prasowych dał się poznać jako specjalista od mierzenia drzew. Metody wyliczał na jednym wdechu: pomiar od korzenia, pomiar od podłoża i w końcu najbardziej nowatorski – pomiar od mchu. Zdaje się jednak, że w wyliczance zabrakło tego najważniejszego sposobu, który bez wątpienia ma dominujące znaczenie w badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej – pomiar dla Putina. W innych okolicznościach miernicze popisy szefa rządu można by skwitować prostym „zrobił z siebie idiotę”. Tyle tylko, że w tej arcyważnej dla Polski sprawie Tusk z nas próbuje zrobić idiotów. Przaśne bon moty w stylu „różni ludzie różnie mierzą” to przede wszystkim dowody na kompletny brak szacunku dla tych, którzy zginęli w Smoleńsku, tych, którzy do tej pory przeżywają ich stratę, ale również dla całego państwa. To dokładnie tak, jakby powiedział: "mam tę Polskę w d…" Albo użył bardziej eleganckiej formy – że jest nienormalnością. Dziś już wiemy, że kłamstwa dotyczącego wysokości pancernej brzozy nie dało się zakrzyczeć. Opowieść o niszczycielskim drzewie odchodzi do przeszłości. Jej żywot zakończyła, tak jak i zaczęła – propaganda. Obowiązująca na dziś wersja przyczyn 10 kwietnia to zatem zejście samolotu na niebezpieczną wysokość, bez brzozy. Wcześniej był pijany gen. Błasik. Za jakiś czas utrwalacze kłamstwa smoleńskiego poczęstują nas kolejną teorią. Tylko metoda badawcza pozostaje ta sama: pomiar dla Putina. W 1915 r. Stanisław Witkiewicz pisał: „Oby Moskwę zmieciono z powierzchni Polski”. To niestety nadal bardzo aktualne życzenie.

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska-Hejke