Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Znikający list

Przez lata słynne były listy do redakcji, jakie według jej pracowników pisali czytelnicy, a, według wielu czytelników, pracownicy „Gazety Wyborczej”.

Ten rodzaj zawartości zawsze był bardzo ważny, można powiedzieć – wręcz kluczowy. Wiadomości często wyglądały jak odesłane do profesorów prace domowe, w których uczniowie ścigają się, by pokazać, że uważali na lekcji. Nieszczęśliwe święta z rodziną, kłótnie z zacofanymi starszymi, za dużo mięsa, za mało rowerów, złe prezenty… Czasem też poważniejsze dramaty, ot choćby emerytka prosząca o pomoc w życiowej sprawie – jak odmówić przyjęcia emerytury od tego okropnego Kaczyńskiego czy tam Morawieckiego. I oddzielna kategoria, czyli zbiorowe listy autorytetów moralnych, kiedyś potężna amunicja. Wygląda na to, że na początku stycznia ktoś z rozpędu w obieg puścił list prawdziwy, pokazujący, jak miota się na swej drodze rozpędzona rewolucja obyczajowa. W ten sposób doszło do dużego kryzysu, wywołanego zbyt dużym dysonansem poznawczym czytelników, współpracowników, a nawet przeciwników dziennika z Czerskiej. Matka dorastającej córki poskarżyła się redakcji, że dziś znikły dawne subkultury, a dziecko ma do wyboru albo grupę narodowców, albo środowisko niebinarne (czyli osób nieidentyfikujących się z klasycznym podziałem na płci), a że sama nie chce udawać niebinarnej, odrzucana jest jako narodowiec, choć nikogo przecież nie dyskryminuje. Skracam z przymusu i upraszczam, list można znaleźć, pokazuje realny problem nienadążania chcących nadążyć za tempem zmian, o którym czasem piszą nawet lewicowcy. Pokazuje to kariera terminu TERF, oznaczającego radykalną feministkę dyskryminującą osoby transpłciowe. List zniknął z łamów, odpowiedzialni za skandal redaktorzy pójdą na szkolenie z wrażliwości. Nim jednak je ukończą, zasady zdążą się zapewne znów zmienić. Cała nadzieja w tym, że będzie to szkolenie permanentne. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Karnkowski