Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Wewnętrzni dywersanci

Unia nie jest żadną rodziną, grupą przyjaciół. Jest miejscem realizacji bardzo konkretnych interesów. I naszym obowiązkiem nie jest bycie miłym, empatycznym czy potulnym, lecz skutecznym – w walce o swoje; konsekwentnym – w realizacji korzystnej dla nas polityki i pewnym siebie – bo nie ma żadnej UE pierwszej czy drugiej kategorii.

Unia obrała kurs prosto na federalizację. Możemy się zatem spodziewać tylko wzmacniania presji na nas, na Węgry, na wszystkich, którzy będą postrzegani przez europejskie elity jako hamulcowi tego procesu. Do Polaków – przynajmniej zainteresowanej sprawami publicznymi większości – powinna docierać wiedza o tym, jak wygląda sytuacja, czym będzie skutkować uleganie naciskom lewicowego szaleństwa. Bo przecież nie chodzi tylko o głębokie przegranie naszej kultury, lecz przede wszystkim o interesy gospodarcze – ci, którym przysługuje mniej praw lub niższy status, zawsze będą wykorzystywani. Czy to oznacza, iż czas szukać drogi ewakuacji? Nie. Czas wyrobić w sobie odporność na wszelkiego rodzaju unijne naciski i prowadzić politykę maksymalizacji korzyści przy jednoczesnej twardej obronie suwerenności. Czas na walkę bez kompleksów, ale racjonalną, a nie szaleńczą. Unia nie jest żadną rodziną, grupą przyjaciół. Jest miejscem realizacji bardzo konkretnych interesów. I naszym obowiązkiem nie jest bycie miłym, empatycznym czy potulnym, lecz skutecznym – w walce o swoje; konsekwentnym – w realizacji korzystnej dla nas polityki i pewnym siebie – bo nie ma żadnej UE pierwszej czy drugiej kategorii. Negocjacje sprzed kilku dni pokazały, iż taka postawa przynosi korzyści. Pozwala osiągać zamierzone cele, czerpać profity i jednocześnie wzmacniać naszą pozycję przed kolejnymi starciami. Bo one bez wątpienia nadejdą. Ale by mierzyć się z nimi skutecznie, obóz Zjednoczonej Prawicy musi zewrzeć szeregi. Histerie na kilka dni przed decydującymi rozmowami są kompletnie niedopuszczalne. Musi zacząć obowiązywać absolutna jedność przekazu i jasność, kto prowadzi rozmowy. Żaden wicepremier czy inny minister nie mają prawa kolędować po unijnych gabinetach i wygłaszać swych spostrzeżeń po odbytych rozmowach. Bo to nie jest pomoc, lecz podstawianie nogi. Nie może być tak, że w przełomowych momentach część polityków obozu władzy upublicznia swoje rozterki albo wręcz zastanawia się, czy to nie jest ten moment, w którym należałoby zmienić sojusze. I nie chodzi o żadną cenzurę, kneblowanie czy cokolwiek innego, lecz o dojrzałość i świadomość, iż odpowiedzialność wobec Polski i wyborców wymaga rozumienia, jak należy działać podczas niełatwych negocjacji. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska