Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Akcji ratunkowej nie było

„Anatomia upadku” koncentruje się na kwestii postawy polskich władz wobec śledztwa i badania okoliczności katastrofy, postawy prokuratury i komisji Millera. Dodatkowo prezentuje ekspertyzy niezależnych naukowców, którzy – często za własne pieniądze –

Marcin Pegaz/GP
Marcin Pegaz/GP
„Anatomia upadku” koncentruje się na kwestii postawy polskich władz wobec śledztwa i badania okoliczności katastrofy, postawy prokuratury i komisji Millera. Dodatkowo prezentuje ekspertyzy niezależnych naukowców, którzy – często za własne pieniądze – przeprowadzali badania specjalistyczne ws. katastrofy - mówi Anita Gargas, laureatka polskiego Pulitzera, czyli Głównej Nagrody Wolności Słowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, autorka nowego filmu o katastrofie smoleńskiej pt. "Anatomia upadku", w rozmowie z Robertem Tekielim.

Biegłaś parę dni temu na montaż zwiastuna...

Już można go zobaczyć na stronie portalu Niezależna.pl. Przez pierwsze półtora dnia zdążyło go obejrzeć kilkanaście tysięcy osób.

Dlaczego zrobiłaś film o Smoleńsku teraz?
Już w trakcie realizacji poprzedniego filmu „10.04.10” wiedziałam, że nie wyczerpałam wszystkich wątków, jakie pojawiają się w związku z katastrofą smoleńską. Tamta produkcja koncentrowała się na materiałach zdobytych w Rosji, na tym, co widzieli świadkowie w okolicach lotniska Siewiernyj, i na działaniach Rosjan na miejscu tragedii. Opisywaliśmy niszczycielskie traktowanie szczątków wraku przez rosyjskich funkcjonariuszy. W ogóle nie poruszyliśmy – głównie z braku miejsca – kwestii postawy polskich władz wobec śledztwa i badania okoliczności katastrofy, postawy prokuratury i komisji Millera. „Anatomia upadku” koncentruje się właśnie na tych wątkach. Dodatkowo prezentuje ekspertyzy niezależnych naukowców, którzy – często za własne pieniądze – przeprowadzali badania specjalistyczne.

W filmie występują nowi świadkowie. Co wnoszą do naszej wiedzy o katastrofie smoleńskiej?
Do nowych świadków dotarliśmy – mówię „my”, bo oprócz mnie i autora zdjęć Andrzeja Hrechorowicza w realizacji części rosyjskiej brał udział także Rafał Dzięciołowski – podczas kolejnej wyprawy do Smoleńska. Jak się okazało, choć upłynęły ponad dwa lata, wciąż tam na miejscu można zdobyć nowe informacje.
Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, opisywali fakty całkowicie odbiegające od wersji przedstawianej nam przez rosyjski MAK i komisję Millera. Nasi rozmówcy mówią, że samolot leciał kołami w dół tam, gdzie zdaniem obu tych komisji leciał już kołami w górę, a także opisują proces fragmentacji samolotu, który następował kilkaset metrów  przed miejscem zderzenia maszyny z ziemią. Ponadto opowiadają, że tak naprawdę nie była prowadzona żadna akcja ratunkowa, bo karetki jadące na miejsce tragedii błyskawicznie zawracano do bazy.

Czy dobrze zrozumiałem, że zatrzymanie karetek pogotowia ratunkowego jest dla Ciebie pośrednim dowodem na związany ze Smoleńskiem spisek?
Nie chciałabym stawiać tak daleko idących wniosków. Ale ogłoszenie po dziesięciu, piętnastu minutach, że nie ma kogo ratować, bez drobiazgowego sprawdzenia, czy choć jedna osoba nie przeżyła katastrofy – np. przywalona fragmentem skrzydła – musi wywołać wątpliwości.

Czy małe, rozrzucone części – jak mówią Twoi świadkowie – mogły odpaść od samolotu w wyniku kontaktu z drzewami, o wiele wcześniej, niż rosła osławiona brzoza?
Nie, one odpadły już po minięciu brzozy przez tupolewa, na wysokości miejsca, w którym odezwał się alarm TAWS 38, ostatni alarm, jaki był zarejestrowany przez rejestratory pokładowe.

Sądząc ze zwiastuna, teza filmu brzmi: samolot zniszczono w wyniku dobrze przygotowanej wielopunktowej eksplozji.
Na pewno film przedstawia fakty, które wskazują na to, że do wybuchu mogło dojść, a które są ignorowane przez polską prokuraturę.



Już 16 stycznia 2013 r. film „Anatomia upadku” będzie dodatkiem do tygodnika „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Robert Tekieli