Jak na razie wyniki cząstkowe pokazują, że obaj kandydaci do samego końca szli łeb w łeb w wielu kluczowych stanach. Jeżeli dodać do tego ogromną liczbę – nawet jak na USA – podejrzanych zdarzeń z nocy wyborczej i „cudów nad urną” jest wielce możliwe, że ostatecznie o wyniku tych gorących wyborów zadecydują sądy. Jak donosi dziennikarz John Solomon z portalu Just the News, prezydent Trump już w środę zaczął zbierać drużynę znanych prawników. Ich zadaniem będzie składanie pozwów wyborczych w stanach, w których wyniki były bardzo zbliżone.
Wśród prawników, których Donald Trump poprosił o pomoc jest jego prywatny adwokat Jay Sekulow, którego zadaniem będzie pomaganie prawnikom zatrudnionym przez kampanię Trumpa w przygotowywaniu pozwów do Sądu Najwyższego. Oprócz niego w drużynie Trumpa miał znaleźć się legendarny burmistrz Nowego Jorku w okresie 9/11 Rudy Giuliani oraz Pam Bondi, była prokurator generalna Florydy. Mówi się też, że dołączy do nich Sidney Powell, adwokat byłego doradcy ds. bezpieczeństwa Michaela Flynna.
Prawnicy Trumpa już rozpoczęli walkę. Pierwszym krokiem było złożenie pozwu w sądzie w Michigan. Republikanie z tego stanu twierdzą, że ich obserwatorzy w wielu miejscach nie zostali wpuszczeni do lokali wyborczych, aby móc przypilnować otwarcia paczek z głosami korespondencyjnymi i ich liczenia. Teraz żądają wstrzymania liczenia głosów do momentu, w którym Republikanie będą mogli wziąć w nim udział, oraz ponownego przeliczenia tych głosów, które przeliczono pod ich nieobecność.
Inni, pod przewodnictwem Giulianiego, udali się do Pensylwanii. Już w środę Giuliani i syn Trumpa Eric ogłosili na pospiesznie zwołanej konferencji, że podejmą akcję, aby powstrzymać „bezczelną korupcję” i oskarżyli lewicę o to, że ta oszukuje, bo inaczej przegrałaby ten stan.
W wypadku tego stanu też były problemy z dostępem do lokali wyborczych, zwłaszcza w wypadku Filadelfii, jednego z najbardziej lewicowych miast w USA. Już w środę rano prawnicy Trumpa złożyli pozew o wstrzymanie liczenia głosów do momentu, w którym prawicowi obserwatorzy zostaną dopuszczeni do liczenia głosów.
Takich pozwów na pewno będzie więcej. Podczas każdych wyborów w USA mają miejsce liczne kontrowersyjne sytuacje, ale zwykle pozostają one bez wpływu na ostateczny wynik, więc wyborcy i media szybko o nich zapominają. W tym roku, przy tak zbliżonych wynikach, każde takie zdarzenie mogło być tym, które kosztowałoby Trumpa prezydenturę – więc raczej nie odpuści, dopóki będzie szansa coś z tym zrobić.
- To jedna z najbardziej antydemokratycznych rzeczy jakie widziałem albo z którymi miałem styczność, i to nie tylko tu, w Filadelfii, to dzieje się w całym kraju. Nie ukradną tych wyborów. W tych wyborach zadecydują obywatele
- skomentował sytuację Giuliani.