Bezpieczeństwo świata, w którym żyjemy, daje nam także apolityczność, „przeźroczystość” miejsc, w których robimy zakupy, czy zamawiamy lub świadczymy usługi. Czy to nie jakiś swego rodzaju „gwałt”, wkroczenie w sferę wolności, w sferę prawa do posiadania własnych poglądów w jakichś kwestiach, lub nawet ich nie posiadania? Czy naprawdę ktoś, kto kupuje napoleonkę, ma być zmuszonym do wsparcia (bo do tego to się sprowadza) jakiegoś, takiego czy innego politycznego ruchu lub inicjatywy? - pisze publicysta Tomasz Łysiak w komentarzu dla Niezalezna.pl.
W swoim felietonie Łysiak odwołuje się zaangażowania w protesty różnych przedsiębiorców.
„A to się porobiło. Nagle różne firmy, które do tej pory zajmowały się biznesem, postanowiły otworzyć także działalność polityczną. Na przykład mBank postanowił się promować na Strajku Kobiet (innego wytłumaczenia nie ma, gdyż bank jest instytucją stricte finansową, nieideologiczną z założenia, a zatem, jeśli emituje jakieś spoty, zawsze należy je traktować jak reklamę swoich usług). Doszły mnie słuchy, że i Wedel się zaangażował. A także jakieś księgarnie czy wydawnictwa. Jedna z piekarni zrobiła chleby, na których mąką obsypano szablon tak, by wyszły litery „WY…” i do tego dano błyskawicę i wykrzyknik (pewnie chodziło o słowo „Wypiekać!”). Z kolei sieć cukierni Lukullus, wraz z hasłem, że „Lukullus jest kobietą” (!), wypuściła napoleonki z błyskawicą i deklaracją, że dochód z ich sprzedaży będzie do końca roku szedł na Strajk Kobiet. Biedny Lucius Licinius Lucullus, wódz rzymski z I wieku przed Chrystusem! Był kobietą, a nie wiedział. Jak Kopernik w „Seksmisji”. Biedny Neapol i te ciastka, co nazwą nawiązują do miasta pod Wezuwiuszem (a nie do Napoleona, jak powszechnie i błędnie się sądzi). I biedny ja, bo lubię napoleonki, a w Lukullusie nie kupię. Innych ciast też tam nie kupię, bo nie wiem, co, zupełnie nieświadomy, będę wspierał.
Na przykład zaraz się okaże, że „Dochód z ptysi przeznaczamy na wsparcie dla Roberta Biedronia”; „Dochód z sernika idzie na Krytykę Polityczną”; „Szarlotka wspiera druk Gazety Wyborczej” a „Murzynek wspiera BLM w Stanach Zjednoczonych”. I tylko Apfelstrudel nic nie wspiera – to Austriak i nazista. Siedzi w szklanej gablotce za karę.
Rzecz to o tyle znamienna, że – w ramach tej całej idiotycznej rewolucji – powoduje ona falę przełamywania kolejnych sfer wolnych od politycznych treści. Bezpieczeństwo świata, w którym żyjemy, daje nam także apolityczność, „przeźroczystość” miejsc, w których robimy zakupy, czy zamawiamy lub świadczymy usługi. Czy to nie jakiś swego rodzaju „gwałt”, wkroczenie w sferę wolności, w sferę prawa do posiadania własnych poglądów w jakichś kwestiach, lub nawet ich nie posiadania? Czy naprawdę ktoś, kto kupuje napoleonkę, ma być zmuszonym do wsparcia (bo do tego to się sprowadza) jakiegoś, takiego czy innego politycznego ruchu lub inicjatywy? Abstrahując w ogóle od meritum, słuszności, czy nie haseł i myśli, które za tym idą? Opamiętajcie się cukiernicy i bankowcy”.