Znana jest anegdota o milionerze, który źle obsłużony w hotelu kupuje go tylko po to, aby wyrzucić na zbity pysk całą obsługę. Okazuje się, że coś, co dotychczas było uważane za kawał, możliwe jest w realu. Biznesmen podejmuje się zlecenia polegającego na kupieniu znakomitych tytułów prasowych i wyrzuceniu z nich niepokornych dziennikarzy. Doprowadzenie interesu do ruiny, a siebie do bankructwa jest zapewne kosztem wliczonym w to przedsięwzięcie.
Praktyka leninowska mówi bowiem, że władza jest bezcenna i ci, którzy chcą ją utrzymać, nie kierują się żadnym interesem ekonomicznym.
Inna popularna historyjka mówi o znanym międzywojennym facecjoniście Francu Fiszerze, który pewnego dnia w „Ziemiańskiej” począł wykrzykiwać, że nie będzie w Polsce dobrze, jeśli nie wystrzela się 100 tys. łajdaków. Ktoś przytomnie zapytał, co będzie, jeśli aż tylu się w II Rzeczypospolitej nie znajdzie, na co Franc ripostował tubalnym głosem:
„Drobiazg, dobierze się z uczciwych!”.
Wtedy potraktowano to jako żart, nikt nie wpadł na pomysł, aby nasyłać na kpiarza policję i prokuraturę, zamykać „Ziemiańską”, uruchamiać w prasie kampanie nienawiści. Może dlatego, że nikt nie uważał się za łajdaka, natomiast w III RP po podobnej wypowiedzi reżysera Grzegorza Brauna mnóstwo osób wzięło to (skądinąd słusznie) do siebie.
A skoro o reżyserach mowa – chyba tylko w kraju absurdów możliwie jest, że największe zainteresowanie krytyki budzą filmy, które jeszcze nie powstały.
Jeden jest skazany na sukces, drugi już w fazie prenatalnej uznany został za niesłuszny.
Ten pierwszy ma opowiedzieć nieprawdziwą historię prawdziwego bohatera. Zaangażowano sędziwego reżysera, kasowego scenarzystę, wybitnych aktorów. Szmal daje państwo, miał się jeszcze dorzucić znany przekręciarz... Wylądował w mamrze, ale wiadomo, że i tak wyjdzie arcydzieło.
W wypadku filmu nr 2 „wybitne autorytety” wiedzą, że nie ma odpowiedniego scenariusza, reżyser nie podoła, aktorzy zbojkotują, a pieniędzy nie będzie. W dodatku sprawa, której ma dotyczyć, nie istnieje (Smoleńsk przecież odfajkowały odpowiednie raporty). Filmu społeczeństwo sobie nie życzy, bo chociaż nikt go nie obejrzy, i tak podzieli Polaków.
I tylko nie wiadomo, skąd taki wrzask, wręcz zakrawający na znakomitą promocję?
Świat w ogóle pełen jest paradoksów – jak się okazuje, Gajowy wszystkich Polaków występuje również w wersji eksportowej. O ile w kraju jest znanym pogromcą krzyża i autorem rozlicznych anegdot w rodzaju „jaki prezydent, taki zamach”, za granicą uchodzi wręcz za kustosza pamięci o poprzedniku. Czcił go w Gruzji, w Mołdawii na ulicy jego imienia złożył kwiaty...
Aż się prosi, by natychmiast po ceremonii przybyła do Kiszyniowa warszawska straż miejska potłuc znicze i zabrać wiązanki do śmietnika.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski