Irytuje mnie łatwość, z jaką w III RP obrzuca się epitetem „nacjonalista” bądź „faszysta”
każdego, kto broni dobrego imienia Polski lub Polaków.
Na przykład w starciach z tymi, którzy usiłują na nowo wbrew faktom napisać historię Polski. Albo z tymi, którzy każdy
sprzeciw wobec Brukseli wyrażony w interesie polskiej racji stanu potrafią powiązać z ksenofobicznym awanturnictwem. Wkurza mnie, że można wychwalać Niemców i jest to przyjmowane z uznaniem jako objaw wysokiej kultury europejskiej, można wychwalać Rosjan – bo przecież „my Słowianie zawsze powinniśmy trzymać się razem”, a poza tym „oni zawsze mieli dobrych poetów” i nawet „piją z wdziękiem” itd. – a pozytywne mówienie o Polakach przyjmowane jest zwykle jako przejaw zaściankowości.
W III RP po prostu niestosownie jest być patriotą albo co gorsza polonofilem.
Zabieranie głosu na temat tego, co należy czynić w interesie Polski, gdy nie leży to w interesie innych, zaczyna nabierać cech bohaterstwa. A przecież jeszcze nawet nie zaczęła się czekająca nas nieuchronnie debata na temat polityki wobec imigrantów. Jak salon III RP nazwie tych, którzy będą wskazywali klęskę multi-kulti i łagodnej polityki wizowej?
Od razu każe ich zamknąć?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas