Gubernator Kaliforni Gavin Newsom wczoraj wieczorem wprowadził stan wyjątkowy. Choć w USA trwa długi weekend (święto pracy jest tradycyjnie uznawane za koniec sezonu urlopowego) dla Kaliforni jest to gorące pożegnanie lata. Stan ogarnięty jest pożarami, którym towarzyszą ponad 40-stopniowe upały.
Niestety są ofiary śmiertelne, na udar słoneczny zmarł mężczyzna, który w upale spacerował na szlaku górskim w Malibu. Pełne ręce pracy miały także służby ratunkowe. Strażacy ewakuowali ponad 200 osób z pola biwakowego w Mammoth. Pożar rozprzestrzeniał się tak gwałtownie, że w akcję musiała włączyć się gwardia narodowa. Użyto helikopterów wojskowych, na razie szacuje się, że jest 19 rannych.
Ekstremalne warunki pogodowe oraz obostrzenia związane z koronawirusem wpłynęły na to, że wiele ludzi pozostaje w domach, a działające na pełnych obrotach urządzenia klimatyzacyjne tworzą przeciążenia, co skutkuje ograniczeniami w dostawach prądu.
Ponad 70 tysięcy ludzi spędziło wczoraj noc w ciemnościach. Jeśli pożary nie zostaną ugaszone i utrzyma się wysoka temperatura nastąpi planowana rotacja energii elektrycznej.
Podczas święta pracy, które w USA obchodzone jest w pierwszy weekend września Amerykanie zwykle wyjeżdżają poza miasto. Dorocznie tego dnia podróżowało nawet 35 milionów mieszkańców. Pandemia COVID-19 znacznie ograniczyła jednak tą liczbę, jednak pomimo obostrzeń 40 procent Amerykanów planowało podróż, 80 procent z nich zdecydowało się pojechać samochodem. Spowodowało to ogromne korki.