Esbecki rodowód TVN » CZYTAJ TERAZ »

Jedyna rozsądna decyzja

Dywagacje na temat alternatyw września 1939 r. cieszą się popularnością bazującą na niewiedzy i infantylnej wierze, że mądra polityka pozwoliłaby w każdej sytuacji „spaść na cztery łapy”. Fakty jednak przeczą tezom hochsztaplerów uwodzących swoich czytelników miłymi wizjami zwycięstwa. Prawdziwa historia była okrutna i w 1939 r. postawiła Polskę w sytuacji bez wyjścia.

Retoryka rewizjonistów historycznych oparta jest na kilku tezach wynikających z ignorancji. Przeanalizujmy je więc.

Teza 1. Nie walczyć

„Czesi i Duńczycy, którzy się nie bronili, Francuzi i Norwegowie, których przywódcy (Petain i Quisling) stali się symbolami kolaboracji, Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy, Włosi, Finowie, którzy sprzymierzyli się z III Rzeszą – wszyscy wyszli na tym lepiej niż Polacy, którzy stawili Niemcom opór. Podjęcie walki było więc błędem”.

Teza ta jest dowodem nieznajomości sprawdzalnych faktów. „Dyktat wersalski” był dla Niemiec „dyktatem” nie z powodu utraty Kraiku Hulczyńskiego na rzecz Czechosłowacji ani Szlezwiku Północnego na rzecz Danii, lecz z powodu strat terytorialnych na rzecz Polski. Doświadczenie lat 1918–1921, gdy Polacy wyzwalali ziemie należące do Prus i z dnia na dzień okazywało się, że 120–150 lat (a w wypadku Górnego Śląska jeszcze więcej) germanizacji było nieskutecznych, przekonało Niemców, że Polaków nie da się zgermanizować. Trzeba więc ich eksterminować. Inteligencję polską na Pomorzu, profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1939 r., a w 1941 r. profesorów lwowskich itd. nie wymordowano z powodu stawiania przez nich zbrojnego oporu najeźdźcy, lecz by zrealizować plan zdobycia przestrzeni życiowej dla Niemiec, której nie szukano we Francji, w Danii, Norwegii etc.

Czechów, Łotyszy, Estończyków itd. jako „przesiąkniętych od wieków kulturą niemiecką” zamierzano zgermanizować. O Polakach wiedziano już, że się to nie uda. Powoływanie się więc na przykład niskich strat czeskich jest nieporozumieniem. Hitler nie zamierzał eksterminować Czechów, a Polaków tak – wynikało to z fiaska germanizacji z lat 1772–1918 i z nazistowskiej ideologii, a nie z zachowania Polaków w 1939 r. Wskazywanie na kolaborację Norwegów, Duńczyków czy Holendrów, którzy rzekomo dzięki tej „mądrej polityce” ponieśli minimalne straty, i stawianie ich „rozsądku” Polakom za wzór jest zaś już dowodem głębokiej niewiedzy. Rzeczone narody należą do grupy narodów germańskich i w myśl ideologii nazistowskiej, w odróżnieniu od Polaków, nigdy nie były przeznaczone do eksterminacji.

Teza 2. Odwrócić sojusze – sprzymierzyć się z Niemcami

„Hitler pragnął sojuszu z Polską i dopiero przyjęcie gwarancji brytyjskich rozwścieczyło go i postanowił ją zniszczyć”. Cóż, dokumenty mówią co innego. Hitler w rozmowie z gen. Brauchitschem 25 marca 1939 r. (czyli przed gwarancjami brytyjskimi dla Polski z 31 marca 1939 r.) jasno zakreślił plan eksterminacji Polaków, więc opowiadanie, że gdyby Polska weszła z nim w sojusz, byłoby inaczej, jest dowodem na nieznajomość archiwów, co wszak nie dziwi u autora – jak Piotr Zychowicz, który spłodził już 11. „przełomową dla historiografii” książkę w ciągu ośmiu lat. Rzetelne studiowanie dokumentów jest wszak czasochłonne.

Teza o ewentualnym zwycięskim marszu polsko-niemieckim na Moskwę w ramach hipotetycznego paktu Ribbentrop-Beck to już czysta fantazja okraszana takimi rojeniami, jak „dyscyplinowanie przetaczającego się przez Polskę wielomilionowego Wehrmachtu przez polską żandarmerię wojskową”. Ma to tyle wspólnego z rzeczywistością, co hipotetyczne dyscyplinowanie przez tę żandarmerię bojców Armii Czerwonej, gdybyśmy zdecydowali się na opcję odwrotną – antyniemiecki sojusz z ZSRS, którego niezawarcie było z kolei głównym oskarżeniem historiografii komunistycznej wobec przywódców II RP.

Z nieznanych powodów w wizji alternatywnej wojna toczyłaby się z udziałem tych samych aktorów, tylko z Polską po drugiej stronie. Finlandia i Rumunia walczyłyby więc przeciw ZSRS u boku Niemiec, choć nie byłoby paktu Ribbentrop-Mołotow, a zatem nie byłoby ani wojny zimowej, ani zaboru ziem rumuńskich. Mimo to front sowiecki byłby rozciągnięty od Morza Białego do Czarnego, bo tak pasuje specjalistom od alternatywnej historii.

Teza 3. Było jasne, że sojusznicy nas porzucą – zaufanie im było naiwnością

W fundamentalnym interesie Francji i Anglii leżało wykonanie zobowiązań wobec Polski. Porzucenie jej zemściło się na Francuzach czteroletnią okupacją niemiecką, a na Anglikach bombardowaniami Londynu. Potencjał wojenny Rzeczypospolitej oraz imperiów brytyjskiego i francuskiego (rozciągających się od Kanady po Nową Zelandię i od Indii po Kapsztad) wystarczał do pobicia Niemiec w 1939 r.

Gdyby rewizjoniści historyczni nie musieli pisać aż tylu książek w tak krótkim czasie, może znaleźliby czas na postudiowanie fundamentalnego dzieła prof. Mariana Zgórniaka o sytuacji wojskowej w Europie w przededniu II wojny światowej. (Tak, wiem, nudy – tabele, wyliczenia, statystyka, nie to co fantazje o błyskotliwych zwycięstwach nad Sowietami u boku Wehrmachtu). Wtedy wiedzieliby, że alianci mieli więcej czołgów niż Niemcy, którzy na Zachodzie nie mieli ich w ogóle, bo wszystkie wysłali do Polski, że czołgi te były lepiej opancerzone i ciężej uzbrojone niż niemieckie, choć wolniejsze, że linia Zygfryda istniała głównie na papierze, a Zagłębia Ruhry i Saary – serce przemysłowe Niemiec – leżały w bezpośredniej bliskości ewentualnego frontu, bronionego przez 23 dywizje Wehrmachtu złożone ze starszych roczników podtatusiałych rezerwistów przeciw 110 dywizjom alianckim. Beck i Śmigły-Rydz to wiedzieli. Kto zatem i na jakiej podstawie mógłby nakazać wówczas Polakom kapitulację i pozbycie się niepodległości w zamian za „słowo honoru Hitlera”. Wiarygodność jego zapewnień po pogwałceniu Monachium była zerowa. 15 marca zajął Czechy i Morawy, a 22 marca Kłajpedę. Wystąpienie rządu RP do narodu z tezą, że jak się odda Hitlerowi Gdańsk i eksterytorialną autostradę, to on się uspokoi i nic już nie będzie chciał, byłoby słusznie wyśmiane.

Polska w 1939 r. nie mogła ustąpić. Dla ówczesnych Polaków chłosta za mówienie w szkole po polsku to nie była historyjka z wierszy Konopnickiej, tylko osobiste wspomnienie z dzieciństwa. Polak w sile wieku nie musiał sobie wyobrażać, jak wygląda świat bez Polski, gdyż on taki świat doskonale pamiętał. Wymaganie, by zgodził się potulnie do niego powrócić, to fantasmagoria. Podjęcie walki w obronie niepodległości było więc oczywiste.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski