Wszystko, co sądziliśmy o światowej ekonomii, ulega dzisiaj przewartościowaniu. Pojawiają się zjawiska, które wprawdzie znane są z najnowszej historii, lecz ich przebieg wcale typowy nie jest. Nad światem wisi nie tylko druga fala epidemii, lecz także kolejna fala kryzysu gospodarczego i potężne konflikty wewnętrzne oraz zewnętrzne, które mogą mieć także militarne konsekwencje.
Nic się niestety nie skończyło. Społeczeństwom brakuje już cierpliwości do walki z pandemią, co owocuje jej gwałtownym powrotem w miejscach, w których była niemal zduszona. Reakcje psychologiczne są skrajne, od zamykania oczu na problem, wręcz negowania go – w czym królują zdaje się chińscy lobbyści, a w Polsce Konfederacja i niestety wielu prawicowych dziennikarzy (nie rozwijam już tu wątku aktywności Grzegorza Brauna, który postanowił zająć miejsce aktywisty w psychiatryku) – aż do ratowania się niesprawdzonymi metodami i szukania pozornych rozwiązań. We wrześniu światowe rynki najprawdopodobniej zaleją nieprzebadane do końca chińskie i rosyjskie szczepionki. Nie ma gwarancji, że ostatecznie przyniosą mniej szkód niż pożytku, ale pewnie jedno załatwią: zduszą epidemię w biedniejszych krajach, których nie stać na wysoko wyspecjalizowaną służbę zdrowia. W listopadzie i grudniu pojawi się szczepionka w krajach bogatszych. Epidemia będzie miała coraz mniejszy zasięg i w przyszłym roku niemal wygaśnie. Niestety, na razie zbiera wielkie żniwo, pogłębiając i tak już przerażający kryzys gospodarczy.
Pewnie wielu z Państwa zastanawiało się nieraz, czy ginęłoby dużo mniej ludzi, gdyby wyłączyć ruch samochodowy. Wówczas wielu śmiertelnych uczestników wypadków komunikacyjnych żyłoby jeszcze długie lata. Problem w tym, że tak naprawdę ofiar byłoby dużo więcej. Sam brak karetek spowodowałby śmierć tysięcy osób, którym na czas nie udzielono pomocy. Ale to oczywiście nie wszystko. Spowolnienie wielu dziedzin gospodarki zahamowałoby także rozwój medycyny, a w rezultacie przyczyniłoby się już nie do tysięcy, lecz do setek tysięcy dodatkowych zgonów. Podałem ten przykład, żeby uświadomić, przed jakim dylematem stoją rządy państw walczące z epidemią. Jest niemal oczywiste, że dzisiaj jedyną skuteczną formą walki z pandemią jest izolacja. Tam, gdzie ludzie odseparowują się zupełnie, epidemia znika. Tam, gdzie sobie trochę odpuszczają, rozwija się na nowo. Wystarczyłoby zatem wszystkich odizolować od siebie, żeby nie było epidemii. Tylko że jest to absolutnie niemożliwe. Po paru tygodniach totalnego odosobnienia nasza cywilizacja przestałaby istnieć. Co więc jest możliwe? Gra z epidemią, przy której odpuszcza się rygory tam, gdzie jest bezpiecznie, i dokręca śrubę tam, gdzie zaraza wyrywa się spod kontroli. Do tego trzeba jeszcze uwzględnić reakcje społeczne i związaną z tym psychologię. Ludzie muszą mądrze analizować przesyłane im komunikaty i gorliwie je wykonywać. Najważniejszą przyczyną dymisji ministra Łukasza Szumowskiego był ostrzał medialny, który uniemożliwiał mu solidny dialog z większością społeczeństwa. Bez takiej interakcji minister zdrowia nie da rady walczyć z epidemią. Może teraz łatwiej będzie zrozumieć sprzeczność wielu sygnałów, na przykład dotyczących noszenia maseczek. Nie chodzi tylko o bezpośredni skutek, lecz także o wywołanie najbardziej pożądanych reakcji społecznych. Jest to swoista manipulacja, ale służąca ratowaniu życia ludzi. Do tego trzeba autorytetu sięgającego niemal wszystkich kręgów społecznych. Jeżeli zostanie zachwiany, najlepiej dać kogoś nowego. I tak się stało.
Kogo zabija polityk
W czasie epidemii łatwo jest oskarżyć polityka o błąd, bo każda decyzja rodzi szereg problemów. Ci, którzy rzekomo chronili gospodarkę, spowodowali w pierwszych miesiącach pandemii ogromną śmiertelność. W dodatku gospodarki najbardziej „liberalnych” epidemicznie krajów wcale nie mają się lepiej niż tych restrykcyjnych. Następowało na przykład zjawisko żywiołowej izolacji zarówno zewnętrznej, na poziomie ościennych państw, jak i wewnętrznej, przerażonej ludności. Żywiołowa izolacja przynosiła często jeszcze większe szkody niż zarządzana przez własne państwo. W efekcie Wielka Brytania i Szwecja ponoszą większe straty niż bardzo restrykcyjna w pierwszej fazie epidemii Polska. W ostatnich miesiącach wybory zrobiły się drastyczne i widoczne w skutkach, ale przecież nawet w czasie zupełnego spokoju i prosperity decyzje polityków rodzą gigantyczne konsekwencje dla zdrowia ludzi. Przeznaczenie większych lub mniejszych pieniędzy na ratownictwo medyczne, produkcję lub dotację leków czy właściwe rozmieszczenie szpitali powoduje, że umrze mniej lub więcej ludzi. To może oddać wszystko, co się da, na służbę zdrowia? To typowa pułapka myślenia, w którą wpędza nas wielu opozycyjnych polityków. Jeżeli zabierzemy pieniądze na przykład z opieki społecznej albo z programów wspierających rodzinę i nawet przeznaczymy je na służbę zdrowia, to śmiertelność choćby wśród dzieci nie spadnie, lecz wzrośnie. Niedożywienie, brak edukacji, a nawet gorsze ubrania potrafią zabijać bardziej niż niejedna choroba. Gospodarka jest całością i demagogiczne przesuwanie pieniędzy jednych ratuje, ale drugich zabija. To właśnie bardzo mocno pokazała ostatnia pandemia. Nie ma jednej mądrej rady, trzeba analizować bardzo wiele zjawisk, w tym zarówno hamowanie epidemii, jak i skutki gospodarcze. Ostatecznie trzeba się liczyć z reakcjami społecznymi.
Nie mamy pewności, jak mocno uderzy w gospodarkę druga czy narastająca z powrotem fala epidemii. Trochę celniej trafiamy w jej ogniska, ale nie obywa się bez skutków ekonomicznych. Za to na pewno uderzy w nas druga fala kryzysu ekonomicznego. Będzie to najprawdopodobniej również kryzys finansowy. Przez ostatnie miesiące państwa i instytucje finansowe wygenerowały biliony dolarów na wspomaganie upadających gospodarek. Skąd wzięły się te pieniądze? Są to kredyty zaciągane tam, gdzie istniały jakieś rezerwy finansowe, albo wręcz pod przyszłe dochody. Te pożyczki w wielu wypadkach są po prostu niezwracalne. Co to oznacza? Że albo trzeba będzie je spłacać pustym pieniądzem, albo nastąpi fala bankructw. Na tym polega właśnie kryzys finansowy. W większości państw w pierwszych miesiącach kryzysu mieliśmy do czynienia z deflacją. Efekt spadku popytu. To bardzo szybko może zamienić się w galopującą inflację w wyniku wielkiej emisji pieniądza. Na pewno fakt, że tyle walorów znalazło się na rynku w jednym momencie, nie pozostanie bezkarny. Przy już gigantycznych spadkach PKB średnio może to być nawet 8–10 proc w skali świata. Kryzys finansowy jest naprawdę groźny.
Za moje krzywdy władza zapłaci
Epidemia i kryzys ekonomiczny tworzą społeczną mieszankę wybuchową. Ludzie cierpią wielką niewygodę, podświadomie czują się uwięzieni i chcą się wyswobodzić. Jednocześnie wielu traci pracę albo jest zagrożonych jej utratą. Taki stan świadomości towarzyszy rewolucjom. Widzieliśmy zalewające USA sceny przemocy. Wywołane były przerażającym widokiem białego policjanta duszącego… teraz chyba pisze się Afroamerykanina (swoją drogą, policjanta powinniśmy w tej logice nazwać Indoeuropejczykiem z Ameryki). Tyle tylko, że takie morderstwa się zdarzają i statystycznie rzecz biorąc, wykluczyć się ich nie da. Za to tym razem wywołały istną falę rewolucji.
Podobnie jest z rewolucją na Białorusi. Ludzie są oburzeni sfałszowaniem wyborów i brutalnością władzy. Problem w tym, że wybory fałszowano tam zawsze, a władza raczej nie pieściła. Prymitywne podejście Łukaszenki do epidemii i spadek poziomu życia przelały czarę goryczy. Napięcia będą powstawały wszędzie, a udręczenie epidemią i kryzys ekonomiczny będą zamieniać zwykłe awantury w pożary.
Nie będzie Chińczyk pluł nam koronawirusem
Pożary lokalne to jednak początek większych konfliktów. Wszystkie państwa mają skłonność do szukania odpowiedzialnego na zewnątrz. Sam koronawirus jest zbyt anonimowy, żeby go dopaść i ostentacyjnie ukarać. Lepiej znaleźć winnego, który jest konkretną instytucją albo człowiekiem. Tym bardziej że niektórzy naprawdę są tu sporo winni. Bezpośrednio winnych najbardziej szuka Aleksandr Łukaszenka, który ogłosił gotowość bojową i wysłał kilka dywizji na granicę z Polską. Przekonanie, że na pewno ich nie użyje, jest być może uzasadnione, ale tylko do pewnego stopnia. W końcu lepiej siedzieć w okopach, niż dać się rozstrzelać jak Ceausescu. Dla Putina to też nie jest taki zły wariant. Kontrolowana awantura może mu pomóc usprawiedliwić rozpad imperium i kryzys ekonomiczny. Na razie oczyszcza sobie pole, trując potencjalnych buntowników.
Ogromne napięcie powstaje w stosunkach USA z Chinami. Amerykanie słusznie szukają tam źródła ostatnich problemów. Do tego dochodzi rywalizacja o dominację na świecie. Już widać nerwowe ruchy floty na Pacyfiku. Jeżeli dojdzie do próby blokady gospodarczej Chin, pewnie Chińczycy będą chcieli ją przerwać. Z zaangażowania USA na Pacyfiku może skorzystać Rosja w Europie. Dobrze chociaż, że manewry wojsk amerykańskich na naszym terytorium na razie się nie kończą.
Świat przestał być bezpieczny, a kolejne kryzysy będą wstrząsały jego posadami przez najbliższe lata. Zmienia się jednak, zgodnie z tym, co pisałem cztery miesiące temu, gospodarka. Patrzę z troską na las wieżowców budowanych w środku Warszawy i zastanawiam się, czy te nowe budynki będą za rok komuś potrzebne. Nauczyliśmy się pracować zdalnie, wykorzystujemy do komunikacji najnowsze technologie, medycyna w obsłudze recept i zwolnień w parę miesięcy przeskoczyła dekadę. Rozwijają się badania nad lekami, a my więcej uwagi poświęcamy zdrowiu. Spadła ilość zgonów i wydłuża się wiek życia. Zdyscyplinowana i pracowita Polska jako jedna z niewielu łapie oddech, przejmując produkcję z Azji. To są wielkie zmiany cywilizacyjne, które dyskretnie powstają na uboczu dzisiejszych kryzysów.