Gazeta Polska: Roman Tuska » CZYTAJ TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prezydent Litwy: nie żyją trzej żołnierze USA, którzy zaginęli na poligonie w Podbrodziu; trwają poszukiwania czwartego • • •

Reżim Łukaszenki pęka w szwach

Demokratyczna opozycja naszego wschodniego sąsiada przyzwyczaiła się do bycia wieczną opozycją. Wspierana finansowo przez Zachód, odgrywa rolę demokratycznej kanapy. Okołowyborcze zrywy nie dają oczekiwanych rezultatów. OMON szybko robi porządek z kontrkandydatami, zapełniając areszty i skutecznie zniechęcając do radykalnego oporu. Czy podobnie skończy się i tym razem?

Przed wyborami milicja nie pozwalała na organizowanie masowych wieców. Oporni byli szybko pacyfikowani. Wszystko rozstrzygało się przy urnach, a w zasadzie w głosowaniu korespondencyjnym, w myśl zasady: nieważne jest, kto jak głosuje, ważne jest, kto liczy głosy.

Tym razem największym przeciwnikiem Łukaszenki była rezerwowa kandydatka Swiatłana Cichanouska. 37-letnia tłumaczka i nauczycielka, bez żadnego doświadczenia politycznego. Jej program to uwolnienie więźniów politycznych, wolne wybory, demokracja.

Łukaszenka początkowo kompletnie ignorował rywalkę. Dopiero gdy zaczęło przybywać jej zwolenników, zaczął jej przeszkadzać. Nikt jednak nie wróżył niespodzianki. Inni kandydaci – Hanna Kanapacka, była posłanka, Andriej Dzmitryjeu, społecznik, czy Siarhej Czraczenia, przewodniczący socjaldemokratów, okazali się przeciwnikami tylko na papierze.

Publicyści i dziennikarze byli zgodni, że nad urną nie należy się spodziewać przełomu. „Niezależna kandydatka, wspierana przez ludzi mających dosyć reżimu, wygrywa wybory na Białorusi i Putin na to pozwala. O święta naiwności!” – napisała Dominika Ćosić, korespondentka TVP w Brukseli. Podobnego zdania był Marek Budzisz, ekspert zajmujący się regionem. „Łukaszenka za władzę będzie bił się twardo, bez sentymentów” – napisał i to się sprawdziło co do joty.

Białoruś się budzi

Tego, co się stało po wyborach, nie spodziewał się nawet sam Łukaszenka. Białorusini po raz pierwszy tak tłumnie wyszli na ulice, i to nie tylko w Mińsku. Nie trzeba było długo czekać na pierwszą ofiarę starć na Białorusi. Według milicji w rękach demonstranta eksplodował granat, który chciał rzucić w stronę funkcjonariuszy OMON. Oficjalnie mamy już trzy ofiary śmiertelne, w tym 43-latka z Brześcia postrzelonego przez funkcjonariuszy. Wcześniej byli to 34-letni Alaksandr Tarajkowski z Mińska i 25-letni Alexander Vikhor z Homla. Liczba zabitych jest jednak na pewno większa, bo ludzie wciąż szukają swoich bliskich.

Protesty odbywały się także w Grodnie, Brześciu, Kobryniu, Lidzie, Pińsku, Mohylewie i Nowopołocku. Cichanouska została zmuszona do emigracji. Uciekła na Litwę. Jednak prześladowania demonstrantów nie zniechęciły obywateli do oporu. Coś się ruszyło, gdy zaczęli strajkować robotnicy.

13 sierpnia strajk rozpoczęło 300 pracowników przedsiębiorstwa budowlanego Grodnożilstroj w Grodnie. Potem dołączyli do nich robotnicy z fabryki Bielaz z Żodzina. Do centrum Grodna ruszyli także ci z zakładów azotowych Chimwolokno. Wspierali ich Polacy z tamtejszej mniejszości. W Mińsku protestowały też pielęgniarki. Wszyscy w napięciu czekali, czy dojdzie do strajku generalnego na Białorusi. Tylko masowy, solidarny opór mógłby doprowadzić do zmian. Jeśli nasi wschodni sąsiedzi zjednoczyliby się – zyskaliby nową siłę. Z ostatniego ćwierćwiecza powinni przecież wyciągnąć wnioski. Taktyka rozproszonych protestów nie przyniosła rezultatów.

Białorusinom starał się pomagać Zachód. Z inicjatywy Polski odbył się szczyt Rady Europejskiej dotyczący naszego wschodniego sąsiada. Spotkanie miało formę wideokonferencji. Polska jako pierwsza ruszyła z pomocą w ramach tzw. planu solidarności z Białorusią. Postulaty, które przedstawił premier Mateusz Morawiecki, wiązały się przede wszystkim ze wsparciem represjonowanych Białorusinów, stworzeniem programu stypendialnego dla studentów, ułatwieniami dla imigrantów z tego kraju, a także wsparciem niezależnych mediów i organizacji pozarządowych.

Szef Rady Europejskiej Charles Michel podkreślił z kolei, że UE chce przede wszystkim ostrzec Rosję przed ingerowaniem w sprawy Białorusi. „To, czego byliśmy świadkami na Białorusi, jest nie do przyjęcia. Wybory 9 sierpnia nie były ani wolne, ani uczciwe. Przemoc wobec pokojowych demonstrantów, która później nastąpiła, była szokująca i należy ją potępić. Ci, którzy za nią odpowiadają, muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – napisał Charles Michel w liście do europejskich przywódców.

Jakie scenariusze dla Mińska?

Nasz wschodni sąsiad budzi się z letargu – to fakt. 26 lat rządów dyktatury to aż nadto, ale czy to rzeczywiście ostatnie chwile rządów Łukaszenki?

Możliwości rozwoju sytuacji jest kilka. Pierwsza – pełzająca rewolucja, strajk generalny, ustąpienie Łukaszenki. Najbardziej optymistyczna. Ogłoszenie nowych wyborów lub po prostu nowego prezydenta, jeśli można udowodnić, że ostatni plebiscyt był sfałszowany.

„Baćka” musiałby się ratować ucieczką do Rosji lub państw zaprzyjaźnionych z dyktaturą. Takiego rozwiązania chciałby Zachód, takiego rozwiązania chciałaby Polska. Prozachodnia, demokratyczna Białoruś byłaby prezentem dla naszego kraju. Oddzielałaby nas solidnym kordonem od Rosji i byłaby gwarancją bezpieczeństwa w regionie. Chcielibyśmy mieć w Mińsku sojusznika.

Inne scenariusze są bardziej realne i już realizują się na naszych oczach. Moskwa udzieliła bratniej pomocy Mińskowi. W stolicy Białorusi zainstalowały się już ciężarówki FSB i rosyjscy propagandowi dziennikarze. Rosjanie po części wykonują czarną robotę za Łukaszenkę. Kreml wie, jak rozprawiać się z przeciwnikami, udowodnił to na Krymie. Łukaszenka ryzykuje jednak, że Rosjanie już z Białorusi nie wyjadą. Oznaczałoby to okupację Białorusi, a następnie jej aneksję. Łukaszenka jest już podwójnie skompromitowany. Przelał krew własnego narodu. Co z tego, że część ludzi się go boi? Każdego dyktatora czeka przecież koniec.

Cały czas możliwy jest jeszcze inny scenariusz. Do pewnego stopnia miks pierwszego i drugiego wariantu, ale całkowicie pod dyktando Kremla. Mianowicie „przewrót kontrolowany”. Moskwa w końcu może stwierdzić, że Łukaszenka się wypalił i trzeba go zastąpić. Najlepiej młodym, eleganckim i wykształconym demokratą. W tym celu nakazuje Łukaszence ustąpić za gwarancję bezpieczeństwa. Moskwa pociąga za sznurki. Zezwala na „demokratyczne” wybory i umieszcza w Mińsku swojego kandydata.

Warto też pamiętać, że żaden istotny przewrót na świecie nie odbył się w najnowszej historii świata bez udziału CIA. Amerykanie z pewnością także są w Mińsku i starają się wpływać na sytuację. Podobnie, choć w mniejszym stopniu, Unia Europejska i Polska. USA z sojusznikami mogą być jednak bardziej skuteczni i pomagać tamtejszej demokratycznej opozycji. O skuteczności amerykańskiej dyplomacji może świadczyć choćby fakt, że Białoruś zaczęła z USA importować… ropę naftową.

Na razie – pat

Jaki będzie rezultat obywatelskich, masowych – na niespotykaną dotąd skalę – protestów, dowiemy się w kolejnych tygodniach. W ten weekend protesty odbyły się już z mniejszym natężeniem, jednak wciąż były liczne. 70 tys. ludzi protestowało na pl. Niepodległości w stolicy. Licznie demonstrowano także w Grodnie.

Uwagę opinii publicznej przyciągnęło jednak co innego. Poruszający się wszędzie z karabinem maszynowym Alaksandr Łukaszenka. Może to oznaczać z jednej strony, że dyktator stara się mobilizować swoich zwolenników do walki, także z wrogami zewnętrznymi – Polską i NATO, którymi nieustannie straszy. Z drugiej zaś jest to też sygnał, że Łukaszenka się po prostu boi. Boi się zdrady ludzi ze swojego najbliższego otoczenia. Mogliby oni pójść na współpracę z Rosją bądź z Zachodem. Wówczas zajęliby jego miejsce, a on sam poszedłby w odstawkę. Ten scenariusz w końcu się spełni. Nikt przecież nie jest wieczny.

Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Tomasz Teluk