Na to pytanie odpowie każdy z nas, głosując w wyborach prezydenckich. Czy chcemy ojczyzny zbudowanej na wartościach, z tożsamością narodową, czy kraju multi-kulti przesyconego polityką wstydu?
W 2015 r. Zofia Romaszewska, legendarna działaczka opozycji, zapytana na jednym ze spotkań o najważniejsze zadania po wygranej prawicy, powiedziała, że kluczowe jest zbudowanie na nowo solidarności. Takiej, jaka była między ludźmi, gdy powstawał KOR i gdy rodziła się Solidarność. Zdaniem Romaszewskiej bez tych więzi, bez odnowy moralnej każda wygrana jest skazana na porażkę. Teraz, po pięciu latach od wygranej Andrzeja Dudy i po kolejnej wygranej (jesienią ubiegłego roku) Zjednoczonej Prawicy można powiedzieć, że to, o czym mówiła Zofia Romaszewska, w dużym stopniu udało się rządzącym. Teraz przed nami najważniejsze rozdanie – wybory prezydenckie. I znowu wracają pytania: jaka będzie Polska, czyja będzie i kto w niej będzie rządził.
Obecna opozycja ma właściwie jeden pomysł na zdobycie władzy: rozbić wspólnotę i podzielić nienawiścią Polaków. Nie jest to mantra, o której co rusz piszą konserwatywni publicyści. Jest to bardzo mocny konkret. Przykłady? Proszę bardzo – 500+. Rządowa inicjatywa, która przywróciła milionom polskich obywateli godność, korzystnie wpłynęła na polskie rodziny, została przyjęta przez opozycję i sprzyjające jej media najgorzej, jak tylko można sobie wyobrazić. Celebryci byli oburzeni, że na „ich” plażach pojawiły się rodziny z dziećmi: „Janusz z Grażyną z bachorami, z frytkami, piwem i lodami” – kpili mainstreamowi dziennikarze i celebryci. Pokazywali w ten sposób, że są lepsi, elitarni, że żyją w świecie, do którego nie ma dostępu pospólstwo, czyli polskie rodziny.
Ten rodzaj myślenia został wykształcony w czasach rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ludzie, którzy byli przy władzy, oraz ich klakierzy uważali się za elity. Jak wyglądała owa „elita”, wystarczy posłuchać rozmów nagranych w restauracji Sowa i Przyjaciele – przebija w nich pogarda do własnych obywateli, suwerena, który ich wybrał. Teraz, by wrócić do władzy, robią wszystko, by osiągnąć swój cel. Kłamią, zmyślają, obrażają. I grają na emocjach poprzez podział. Tak jak aktor Michał Żebrowski, przyjaciel Rafała Trzaskowskiego.
Rodzice Żebrowskiego też byli elitą: obracali się w kręgach Paxu, mieli przyjaciół z koncesjonowanej opozycji, która wygrała i została Unią Demokratyczną. Żebrowski w „Gazecie Wyborczej” wylewa swoje żale i swoją frustrację, które są zapewne spowodowane tym, że ostatnim „poważnym” filmem, w którym zagrał, był „Rok 1612” – rosyjska superprodukcja zrealizowana na zamówienie i ze wsparciem finansowym władz Federacji Rosyjskiej. Premiera odbyła się 1 listopada 2007 r. dla uczczenia obchodów Dnia Jedności Narodowej, na krótko przed wyborami prezydenckimi w Rosji. Film opowiada o wyparciu wojsk polskich przez powstańców rosyjskich i kapitulacji polskiej załogi Kremla, a Żebrowski zagrał w nim jedną z głównych ról. Nic więc dziwnego, że teraz, przy braku oparcia w jedynie słusznej władzy, Żebrowski i jemu podobni po raz setny, a może i tysięczny mówią: „Mamy dość” i chcą odsunięcia Zjednoczonej Prawicy od władzy. Posługują się typową projekcją: to, co robiła i robi opcja polityczna, której są wyznawcami, przypisują Zjednoczonej Prawicy. Właśnie tak jak Michał Żebrowski, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, frontalnie atakując PiS, stwierdził: „Wybory pokażą, czy »ludzi dobrej woli jest więcej« w Polsce. Czy Polacy odrzucą chamstwo, głupotę i szczucie jednych przeciwko drugim i opowiedzą się za kulturą, ciężką pracą i prawem do uśmiechu. Za prawem do szczęścia, akceptacji, edukacji, opieki zdrowotnej i prawa na możliwie najwyższym poziomie. Stawką tych wyborów jest prawo Polaków do poczucia, że rządzą naszą Ojczyzną naprawdę przyzwoici ludzie”.
Tymczasem „chamstwo, głupotę i szczucie jednych przeciwko drugim”, co Żebrowski przypisuje Zjednoczonej Prawicy, można było zobaczyć w minioną sobotę – najpierw na tęczowej paradzie zorganizowanej przez Martę Lempart. Jej publiczne istnienie „nadała” kilka lat temu „Gazeta Wyborcza” we Wrocławiu. Nikomu nieznana była urzędniczka administracji Donalda Tuska po przegranej PO przystąpiła do KOD. Należy do grona osób, które uważają, że w Polsce homoseksualiści mają ograniczone prawa. Jest to piramidalna bzdura, co jednak nie przeszkadza snuć takiej właśnie narracji.
Ostatnio w tej materii uaktywniła się Kasia Tusk, która zamiast o sweterkach, spódniczkach czy innych ciuszkach – czym na co dzień żyje – zamieściła na Instagramie wpis, w którym podzieliła się swoją opinią na temat czterech książek. Poruszyła tematykę środowisk LGBT, których sytuację porównała z zagładą ludności żydowskiej. Po przeczytaniu tego wpisu internauci poradzili córce byłego premiera, by jednak wróciła do branży odzieżowej, która pozwala jej na dostatnie życie, i nie zajmowała się poważnymi rzeczami. To wskazuje jednak na coś poważniejszego: opozycja sięga po osoby, które z polityką pozornie nie mają nic wspólnego – chcą tylko „dobra, pokoju i szacunku dla innych”.
Jak ten szacunek dla innych w wykonaniu opozycji i jej akolitów wygląda w rzeczywistości, można się przekonać, obserwując poczynania i wpisy Marty Lempart. Ona i jej podobne indywidua wrzeszczały w minioną sobotę na ulicach Warszawy, a później hołota z tęczowymi flagami przeszła pod dom Jarosława Kaczyńskiego z okrzykami: „Gdzie jest brat”, „Gdzie jest wrak”.
Przez osiem lat rządów koalicji PO-PSL nie zdarzyło się, by ktoś poszedł na al. Przyjaciół, pod dom Adama Michnika i krzyczał: „Gdzie jest brat”. Nikt nocami nie ryczał przez megafon w okna szefa „Gazety Wyborczej” ani jego zastępcy Jarosława Kurskiego. To wtedy władza PO-PSL robiła naloty na ludzi, którzy „ośmielili się” kpić z władzy, to dokładnie sześć lat temu służby podległe PO-PSL weszły do redakcji tygodnika „Wprost”, by przejąć materiały dziennikarskie. Czy naprawdę chcecie powrotu tych ludzi do władzy? Czy chcecie, by o waszym losie decydowali ludzie, którzy gładko mówią o miłości i prawie do uśmiechu, a w kieszeni mają zaciśniętą pięść?
W ostatnim czasie uaktywniły się te grupy zawodowe, które czują się najbardziej zagrożone, dla których wygrana opozycji jest swoistym wybawieniem. Oczywiście nie chodzi o żadne wybawienie, ale o to, by nie było zmian, by nie został naruszony dawno temu ustalony porządek. Obserwując reakcje sędziów i prokuratorów zrzeszonych w antyrządowych stowarzyszeniach, można mieć wrażenie, że to oni czują się najbardziej zagrożeni. Nic dziwnego – ponowna wygrana prezydenta Andrzeja Dudy gwarantuje przeprowadzenie reformy wymiaru sprawiedliwości do końca. A wystarczy przypomnieć, że w dalszym ciągu reforma ta jest pod ostrzałem unijnych instytucji, w tym Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jeżeli Andrzej Duda nie zostanie ponownie prezydentem, jego następca bardzo szybko poukłada sobie stosunki z UE. Opozycja, mając Senat i prezydenta, sparaliżuje działania rządu i będzie dążyła do maksymalnego osłabienia Zjednoczonej Prawicy. Niewykluczone, że nie wszyscy koalicjanci w niej pozostaną – może dojść do podziału, a w efekcie do przyspieszonych wyborów. Ten scenariusz zakłada powrót do władzy polityków Platformy Obywatelskiej. Mieli ją przez osiem lat i zostawili Polskę w ruinie. Każdy rozsądny obywatel naszej ojczyzny powinien o tym pamiętać, bo w najbliższą niedzielę zadecydujemy, jaka i czyja będzie Polska.
Informacja w art. "Jakiej chcesz Polski?" Doroty Kani z 22.06.2020 o rodzicach Michała Żebrowskiego jest nieprawdziwa. Rodzice Michała Żebrowskiego nie mieli żadnych związków ze stowarzyszeniem PAX, koncesjonowaną opozycją ani z UD i nie byli ich członkami.
Bożena Urbańska-Żebrowska
Tadeusz Żebrowski